[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tknięty. Czekaliśmy na ciebie.
Mężczyzna, który sprzątał szkło, wstał. Był rosły, przystojniak z norweską
bródką i ledwie zaznaczonym brzuszkiem. Uśmiechał się z zakłopotaniem.
Tak-tak-tak! powiedziałem, wchodząc do kuchni i czując, jak serce wy-
nurza mi się z żołądka i wraca na swoje miejsce. Mój dom jest moją twierdzą
czyż nie tak?
Wzięta szturmem, stary, wzięta szturmem! wrzasnął Weingarten. Słu-
chaj, skąd masz taką wódkę? I takie żarcie?
Malanow wyciągnął dłoń do przystojniaka, tamten również podał mu rękę, ale
w dłoni miał zaciśnięte kawałki szkła. Powstała drobna niezręczność.
Narozrabialiśmy trochę bez pana. . . powiedział gość stropiony. To
moja wina. . .
Nie szkodzi, nie szkodzi, proszę, tu jest wiadro. . .
Jesteś tchórz nagle wyraznie powiedział chłopiec. Malanow wzdrygnął
się i, zdaje się, inni zrobili to samo.
No, no, spokój. . . powiedział przystojniak i jakoś niezdecydowanie po-
groził chłopcu palcem.
39
Dziecię! powiedział Weingarten. Dostałeś czekoladę? Siedz i jedz.
Nie wtrącaj się.
Jak to tchórz? zapytał Malanow siadając. Dlaczego mnie obra-
żasz?
A ja cię nie obrażam oznajmił chłopczyk, patrząc na mnie badawczo,
jak na jakieś niespotykane zwierzę. Ja cię zdefiniowałem. . .
Tymczasem przystojniak pozbył się wreszcie stłuczonego kieliszka, wytarł
dłoń chustką do nosa i wyciągnął do mnie rękę.
Zachar przedstawił się. Wymienili ceremonialny uścisk ręki.
Do roboty, do roboty! zapobiegliwie poganiał Weingarten, zacierając
ręce. Daj no jeszcze dwa kieliszki. . .
Słuchajcie, moi drodzy powiedział Malanow. Ja nie będę pić wódki.
Pij wino zgodził się Weingarten. Masz tam jeszcze dwie butelki
białego. . .
Nie, wolę koniak. Zachar, niech pan wyjmie z lodówki kawior i masło. . .
i w ogóle wszystko, co tam jest. Głodny jestem.
Malanow poszedł do barku, wyjął koniak i kieliszki, pokazał język fotelo-
wi, w którym rano siedział młody człowiek z prokuratury, i wrócił do stołu. Stół
uginał się od obfitości jedzenia. Nażrę się i upiję, pomyślał Malanow z wesołą
złością. Fajnie, że chłopcy przyjechali.
Ale wszystko wyszło nie tak, jak myślał. Zaledwie wypili i Malanow z roz-
kosznym pomrukiem zabrał się do gigantycznej kanapki z kawiorem, kiedy We-
ingarten absolutnie trzezwym głosem powiedział:
A teraz, stary, opowiedz nam, co się tu działo.
Malanow zakrztusił się.
Skąd ci to przyszło do głowy?
A więc tak powiedział Weingarten i przestał lśnić jak wysmarowany
masłem. Jest tu nas trzech i każdemu coś się przydarzyło. Możesz się nie krę-
pować. Co ci powiedział ten rudy?
Wieczerowski?
Ależ skąd, dlaczego Wieczerowski? Przyszedł do ciebie nieduży, ogniście
rudy człowieczek w takim przyciasnym czarnym garniturze. . . Co ci powiedział?
Malanow odgryzł z kanapki tyle, ile się dało, i zaczął żuć nie czując smaku.
Wszyscy trzej patrzyli na niego. Zachar patrzył zmieszany, z nieśmiałym uśmie-
chem, co chwila spuszczając wzrok. Weingarten wściekle wytrzeszczał oczy, go-
tów wrzasnąć. A chłopczyk, trzymając w ręku oślinioną tabliczkę czekolady, po-
chylił się w stronę Malanowa, jakby mu chciał skoczyć do gardła.
Słuchajcie powiedział wreszcie Malanow. Jaki znowu rudy? %7ładen
rudy do mnie nie przychodził. Wszystko było znacznie gorzej.
No to opowiadaj niecierpliwie zażądał Weingarten.
40
A właściwie dlaczego mam opowiadać? oburzył się Malanow. Nie
robię z tego żadnej tajemnicy, ale czego się mądrzysz? Sam opowiadaj! Ciekawe,
skąd właściwie wiesz, że w ogóle coś się stało?
No więc opowiedz, a potem ja będę opowiadał powiedział z uporem
Weingarten. I Zachar też opowie.
No to opowiadajcie obaj zaproponował Malanow, nerwowo smarując
sobie nową kanapkę. Ja jestem jeden, a was dwóch.
TY opowiadaj rozkazał nagle chłopczyk wskazując palcem Malanowa.
Cicho, cicho. . . wyszeptał Zachar zmieszany do ostatecznych granic.
Weingarten zaśmiał się niewesoło.
To pana syn? zapytał Malanow Zachara.
Chyba mój. . . dziwacznie odpowiedział Zachar, uciekając spojrzeniem.
Jego, jego powiedział niecierpliwie Weingarten. Nawiasem mówiąc,
to jest część jego opowieści. No, Dimka, zaczynaj, nie dziwacz. . .
Zupełnie zbili Malanowa z pantałyku. Odłożył kanapkę i zaczął opowiadać.
Od samego początku, od telefonów. Kiedy tę samą historię opowiadasz po raz
drugi w ciągu mniej więcej dwóch godzin, mimo woli zaczynasz w niej widzieć
zabawne momenty. Malanow nawet sam nie zauważył, jak się rozkręcił. Weingar-
ten co chwila rechotał, pokazując potężne żółte kły, a Malanow uznał rozśmie-
szenie pięknego Zachara nieomal za swój życiowy cel ale jednak tego celu
nie zrealizował Zachar tylko uśmiechał się żałosnym, speszonym uśmiechem.
A kiedy doszło do samobójstwa Sniegowoja, nikomu już nie było do śmiechu.
Kłamiesz! ochryple wyrzucił z siebie Weingarten. Malanow wzruszył
ramionami.
Za ile kupiłem. . . powiedział. A drzwi jego mieszkania są opieczę-
towane, możesz iść i zobaczyć. . .
Czas jakiś Weingarten milczał, bębniąc po stole grubymi palcami i podrygując
policzkami do taktu, a potem nagle wstał bardzo hałaśliwie, nie patrząc na nikogo
przecisnął się między Zacharem a jego synem i ciężko wymaszerował z kuchni.
Było słychać, jak szczęknął zamek, i zapachniało kapustą.
Oho-ho-ho. . . smętnie wypowiedział się Zachar.
Chłopczyk natychmiast wyciągnął do niego oślinioną czekoladę i zażądał:
Ugryz!
Zachar pokornie odgryzł kawałek i zjadł. Trzasnęły drzwi. Weingarten, nadal
nie patrząc na nikogo, przecisnął się na swoje miejsce, nalał sobie do kieliszka
wódki i mruknął ochryple:
Mów dalej. . .
Co dalej? Potem poszedłem do Wieczerowskiego. Te gnojki poszły so-
bie i ja poszedłem. . . Dopiero teraz wróciłem.
A rudy? zapytał niecierpliwie Weingarten.
Przecież ci powtarzam, ośla głowo! Nie było żadnych rudych!
41
Weingarten i Zachar wymienili spojrzenia.
No, powiedzmy powiedział Weingarten. A ta twoja. . . Lidka czy jak
jej tam. . . Nie robiła ci żadnych propozycji?
Nno. . . jak by ci tu powiedzieć. . . Malanow uśmiechnął się głupawo.
Przypuszczam, że gdybym naprawdę chciał. . .
Tfu, co za bałwan! Nie o to chodzi! Zresztą, niech ci będzie. A śledczy?
Wiesz co, Walka powiedział Malanow opowiedziałem ci wszystko,
co i jak. Idz do diabła! Jak Boga kocham, trzecie przesłuchanie w ciągu jednego
dnia. . .
Walka niepewnie wtrącił się Zachar a może to rzeczywiście coś in-
nego?
Nie żartuj, stary! Weingarten aż się skurczył. Jak to coś innego?
Ma robotę i pracować mu nie dają. . . Jak to coś innego? A poza tym przecież
wymienili jego nazwisko!
Kto wymienił? zapytał Malanow, przeczuwając nowe nieprzyjemności.
Ja chcę siusiu jasnym głosem oznajmił chłopczyk. Wszyscy wytrzesz-
czyli oczy. A chłopczyk obejrzał każdego po kolei, zszedł z taboretu i powiedział
do Zachara:
Chodzmy.
Zachar uśmiechnął się wstydliwie, powiedział: No to chodzmy. . . i obydwaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]