[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Więc jeżeli przez całą noc miała siedzieć na tej ławeczce bez
zaspokojenia, to by to zrobiła. Najgorsze co mógł zrobić, to wyjść i zostawić
ją samą.
Kiedy dotarła do końca utworu, to pozwoliła rozbrzmieć ostatniej nucie.
Zdecydowała, że była to jej najlepsza praca. Tak jak melodia, która wygrała
Grammy, ta kompozycja była prawdziwa, jakby nuty zawsze tkwiły w niej i po
prostu szukały właściwego ujścia. Kellen wyciągnął je z jej podświadomości.
Nie wiedziała, czy zdawał sobie sprawę ze swojego wpływu.
- Dziękuję, że pomogłeś mi z tą piosenką - powiedziała cicho.
- Skończyłaś ją?
- W większości - lekki strach ścisnął spód jej brzucha. Może nie była
taka dobra, jak myślała.- Brzmi na niekompletną?
- Jest doskonała - powiedział bez tchu.
Odetchnęła z ulgą. Doskonała. Właśnie do tego zmierzała.
- Nie sądzę, bym mogła ją dokończyć bez ciebie. Chcesz, abym
uwzględniła cię jako współtwórcę?
- Nie - powiedział.- Nie zrobiłem niczego oprócz słuchania.
I najwyrazniej było to, czego potrzebowała. Jego obecność pomogła.
Niezaprzeczalny pociąg seksualny jaki czuła od niego, dotarł głęboko do jej
wnętrza i uwolnił w niej niezwykle zmysłową siłę - taką, o której istnieniu nie
zdawała sobie sprawy, ale przyjęła ją z zadowoleniem.
- Dawn - Kellen szepnął.
- Tak?
- Masz jakieś sznury? Coś miękkiego, co nie uszkodziłoby twojej skóry.
Wzrostowi wilgoci między jej udami towarzyszył delikatny jęk.
Naprawdę zamierzał ją związać?
- Na poręczy na piętrze jest ozdobna lina - powiedziała.- Ma muszelki i
czerwoną rozgwiazdę, ale łatwo będzie można je usunąć. Taka będzie
pasować?
- Będzie musiała.
Dawn potknęła się, gdy zeszła z ławki.
- Pójdę po świeczki. Ty pójdz po linę. Moja sypialnia jest na górze po
prawej. Spotkamy się tam.
- Nie w twoim łóżku - powiedział.- Na fortepianie.
Aono Dawn ścisnęło się i opadła jej szczęka. Fortepian nie brzmiał jak
najbardziej wygodne miejsce do związania lub bycia związaną - wciąż nie
miała pojęcia jak wyglądało to wiązanie - ale brzmiało seksownie jak diabli.
Przygryzła wargę i skinęła głową, nie będąc pewna, czy dostrzegł ten gest w
ciemności, ale była świadoma, że słowa wydobyłyby się z niej w długim,
tęsknym jęku. Spędziwszy dni wyobrażając sobie jak jej nauczyciel od gry
kochał się z nią na pokrywie fortepianu jej taty nie przygotował ją na impakt
tych dwóch słów - na fortepianie - które wyszły z ust Kellena. Jak każda
kobieta, pożądała mężczyzn, ale nie w taki sposób. Nie swoim ciałem i
umysłem. Nie w takim stopniu. To było dla niej całkowitą nowością i siła tego
sprawiała, że drżała w miejscach, których nie podejrzewała, że mogły
poruszać się z własnej woli.
Wpadła na niego, gdy próbowała znalezć kuchnię. Złapał ją - i
przytrzymał - luzno za oba ramiona. Czuła ciepło jego ciało, ale nie
przyciągnął jej do siebie tak, jakby tego chciała. Nie pocałował jej. Nie
chwycił jej za tyłeczek i nie zmiażdżył jej swoją erekcją. Och, Boże, dlaczego
nie zrobił nic z tego? Albo tych wszystkich rzeczy?
Och, proszę, Kellen.
- Jesteś tego pewna?- zapytał blisko jej ucha.
Gdyby nie trzymał jej za ramiona, to pewnie opadłaby na podłogę.
- To boli?- usłyszała samą siebie, jak zapytała. Obchodziło ją to?
Najwidoczniej część niej owszem, ale jej pierwotna część, którą rozbudził, nie
zamierzała ustąpić z powodu jakiegoś zadrapania czy dyskomfortu.
- Wcale nie - powiedział.- Bycie związanym to fizyczne doświadczenie,
które działa również na psychikę większości osób. Bycie bezradną
prawdopodobnie wypycha nas z własnej strefy komfortu. Jeżeli nie jesteś
pewna, czy chcesz to zrobić, to musisz mi teraz o tym powiedzieć. Jeżeli
wycofasz się, gdy już zacznę, to nie sądzę bym zdołał to przetrwać. Muszę
zobaczyć moją pracę ukończoną. Stało się to dla mnie duchowym rytuałem.
Trudno... trudno to wyjaśnić. Przestanę, jeśli będziesz mi kazała, ale
wolałbym nie zaczynać, jeżeli masz jakieś zastrzeżenia.
Chciała zrozumieć jego słowa, samodzielnie doświadczając jego
duchowego rytuału.
- Jestem pewna. Nie mam żadnych zastrzeżeń.
Przyciągnął ją do siebie w ostatniej chwili i uścisnął ją przyjaznie.
- Dziękuję - szepnął.
Rozpłynęła się przy nim, przyciskając dłonie do jego pleców, aby
przyciągnąć go bliżej. Chciała czegoś więcej, niż przyjacielskiego uścisku.
Chciała nieco ciepła. Pasji. Wyczuła ją w nim. Jak miała ją uwolnić? Odwróciła
twarz ku jego szyi i nie mogła się oprzeć pokusie potarcia swymi wargami o
jego ciało.
Opuścił ręce i odsunął się.
- Pójdę znalezć linę - powiedział. Krótki rozbłysk błyskawicy ukazał jego
oddalające się plecy, a potem zniknął.
Naprawdę rzuciła się chętnie na tego faceta?
Kilka stóp dalej boczny stolik zgrzytnął o podłogę.
- Cholera - Kellen zaklął.- Nie jestem pewien, czy palce moich stóp
przetrwają noc.
Tak, zdecydowanie zamierzała się na niego rzucić. Miała tylko nadzieję,
że zamierzał ją złapać.
Uśmiechnęła się do ciebie i odwróciła się, aby ostrożnie poszurać w
kierunku kuchni, aby znalezć świeczki. Może uratowałyby place stóp Kellena
od całkowitej zagłady.
Dawn znalazła kilka dużych świec i zapalnik do grilla, po czym
pospiesznie wróciła do salonu. Ułożyła świeczki na pobliskim stoliku - pewnie
tym samym, z którym zapoznał się palec Kellena - i zapaliła wszystkie trzy
świeczki. Postawiła pobliską lampę na podłodze i zerknęła na poręcz piętra.
Kapryśne liny girlandy, które oczarowały ją gdy ujrzała je po raz pierwszy,
teraz przeszyły ją dreszczem tęsknoty. Zwiece dały jej wystarczająco dużo
światła, aby mogła dostrzec dłonie Kellena, które uwalniały długie odcinki
niebieskiej i jasnej liny. Nie był zbyt delikatny z muszelkami, które wisiały na
linach. Niektóre z nich spadły z góry.
- Prawie ją mam - powiedział po chwili.
Nie widziała go dokładnie, ale wyobraziła sobie jego idealny widok, gdy
stała piętro niżej, gapiąc się na niego. Była tak zniecierpliwiona, żeby zacząć,
że dzwięki pośpiechu rozbrzmiały jej w głowie. Nie chcąc wyjść na tak
zrozpaczoną jak się czuła, chwyciła za kartkę papieru i usiadła przy
fortepianie, aby spisać nuty teraz kompletnej kompozycji. Jej obecnie
ulubionej, bo tak bardzo przypominała jej o Kellenie i o tych wszystkich
rzeczach, jakie chciała aby z nią zrobił. Jeżeli nie dzisiejszej nocy, to kiedyś w
bliskiej przyszłości.
Używając ołówka, szybko naniosła nuty, a melodia przelała się jej przez
głowę, jakby grała ją na głos. Poprawiłaby ostateczny wygląd, zanim by ją
wysłała, ale musiała ją spisać. Znajome zadanie uspokajało ją i pożerało czas,
który z pewnością spędziłaby na chodzeniu w kółko, czekając na Kellena.
Nie zdawała sobie sprawy, że stanął za nią, dopóki nie usłyszała brzęku
na podłodze. Obejrzała się przez ramię. Przyglądał się jej z wyrazem
fascynacji i przerażenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]