[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pozbawione logiki i rozsądku. Co go zgubiło? Zlady krwi na ubraniu i ślady palców na
rękojeści siekiery. Wytarł ślady na ubraniu, ale nie wiedział, że analiza chemiczna odnajdzie
w wiązaniach tkaniny najdrobniejsze mikroskopijne resztki krwi. I to krwi sióstr Aojek. A
ślady palców na rękojeści siekiery?
- Przecież ja nie mam żadnych wątpliwości - zawołał rozpaczliwie Piotr. - To był
morderca. I jego zbrodnia była wstrętna. Myślę jednak, że może trzeba go było skazać nie na
śmierć. Na dożywocie. Jego śmierć noszę w sobie jak kamień.
Twarz sędziego Knasta zmieniła się raptownie. Przestała być dobroduszną, serdecznie
zatroskaną twarzą starego lekarza. Nabrała wyrazu surowości. Knast zdjął także swoją dłoń z
dłoni Piotra.
- Teraz pan to mówi? Gdy on już nie żyje? - pytał głosem stłumionym przez gniew. -
A wtedy? Wtedy, kiedy tak szybko wyjął pan pióro, aby złożyć swój podpis pod wyrokiem?
Wtedy o czym pan myślał? Nie widział pan żadnych okoliczności łagodzących?
- Teraz też ich nie widzę - rzekł Piotr.
Knast wzruszył ramionami.
- Na szczęście dobrze pamiętam naradę poprzedzającą wydanie wyroku. Jak każe
procedura, swój głos pozostawiłem na sam koniec. Najpierw zapytałem tego tramwajarza,
który wraz z panem sądził jako ławnik: Panie Banaszczyk, czy Labuda winien jest
zarzucanego mu przestępstwa? Odpowiedział: Winien . Pan też szybko dorzucił swoje:
winien . A potem spytałem: Panie Banaszczyk, jaką karę chciałby pan wymierzyć
oskarżonemu? A on odrzekł: Zabił dwie kobiety. Szkoda, że go nie można dwa razy skazać
na karę śmierci . Więc znowu zapytałem, aby się upewnić. Proponuje pan karę
śmierci? No pewnie - potwierdził niemal opryskliwie. A wtedy pan, nawet nie pytany
przeze mnie powiedział: Głosuję za karą śmierci . Dziwnie się panu śpieszyło.
- Nie wytrzymałem nerwowo - szepnął Piotr.
- Domyślałem się tego. Ale trochę mnie to niepokoiło. Wtedy powiedziałem: Nie
widzę również żadnych okoliczności łagodzących. Dołączam się do panów z wnioskiem o
karę śmierci . I przystąpiłem do pisania wyroku.
Kawa zdążyła już wystygnąć. Piotr pił ją drobnymi łykami, udając, że słowa Knasta
nie robią na nim żadnego silniejszego wrażenia. Wydawało mu się, że jeśli Knast spostrzeże
jego obojętność, przestanie się nad nim znęcać. Bo nie ulegało dla niego wątpliwości, że
Knast celowo się nad nim znęca. Może miała to być swoista terapia na dolegliwości, które
podejrzewał u Piotra?
Dopił kawę, odsunął od siebie szklankę.
- Czy mógłby mi pan powiedzieć - odezwał się Piotr - co poczuł pan na wiadomość, że
wykonano wyrok? Co poczuł pan potem i co czuje pan teraz?
I Knast znowu stał się dobroduszny, znowu twarz jego nabrała wyrazu serdeczności, a
głos mu zmiękł.
- Niech pan, panie Piotrze, nie będzie zarozumiały i niech pan nie przecenia swej roli
w fakcie śmierci, jaka spotkała Labudę. Nie chcę, broń Boże, pomniejszać pańskiej roli, ale
pragnę ją sprowadzić do właściwych wymiarów. Jedno pańskie nie przy wyroku na Labudę
spowodowałoby, że wyrok ów, uchwalony dwoma głosami przeciw jednemu, natychmiast
zostałby uchylony przez Sąd Najwyższy, a sprawa Labudy może musiałaby być ponownie
rozpatrywana, co wcale nie znaczy, że inny sąd nie skazałby Labudy znowu na karę śmierci.
Ale pańskie nie mogło zmienić wszystko w dalszych losach Labudy. I o tym wiedział pan
dobrze, wypowiadając swoje tak . Niech pan jednak nie popełnia wielkiego błędu, myśląc:
powieszono Labudę, ponieważ ja go skazałem na karę śmierci . To nie pan go skazał, ale
Sąd. Ten Sąd z wielkiej litery. Pan był tylko kółkiem w wielkiej machinie, która się nazywa
wymiarem sprawiedliwości. Ile wyroków śmierci wykonuje się w naszym kraju w ciągu
jednego roku? Może osiem, może siedem? A zapada ich znacznie więcej. O wiele więcej.
Wydany przez nas wyrok nie był prawomocny. Akta sprawy i uzasadnienie powędrowało do
Sądu Najwyższego, gdzie najtęższe głowy prawnicze długo i wnikliwie, jak przez lupę,
badały każde słowo zanotowane w aktach. I gdyby któryś z nich miał choćby cień
wątpliwości, gdyby znalazł choćby najdrobniejszą lukę w naszym rozumowaniu, które kazało
nam skazać Labudę na śmierć, wyrok nasz zostałby bezwzględnie uchylony, złagodzony lub
przekazany do ponownego rozpatrzenia. A jednak Sąd Najwyższy uznał go prawomocnym.
Labuda odwołał się wtedy do Rady Państwa z prośbą o łaskę. I nie otrzymał tej łaski. Wyrok
więc musiał zostać wykonany. Jeśli więc pyta mnie pan o to, co czułem otrzymawszy
wiadomość o wykonaniu wyroku, to będę z panem szczery, bez względu na to, co pan sobie o
mnie pomyśli. Odczuwałem wtedy zadowolenie. Nie, nie dlatego, że Labudę powieszono. Ale
dlatego, że wyrok przeze mnie opracowany stał się prawomocny i zyskał moc egzekucji.
Albowiem to znaczyło, że dobrze wykonałem swoją robotę. Gdyby sprawa Labudy miała
inny przebieg i orzeklibyśmy uniewinnienie, tak samo odczuwałbym zadowolenie
otrzymawszy wiadomość o uprawomocnieniu wyroku. Bardzo pragnąłbym, aby i pan miał
takie uczucie satysfakcji z dobrze i sumiennie wykonanej roboty ławnika. Bardzo pracowicie
spędziliśmy ten tydzień procesu Labudy. To jego wina, że im wnikliwiej badaliśmy jego
zbrodnię, tym bardziej przekonywaliśmy się o jego winie i tym mniej znajdowaliśmy
okoliczności łagodzących.
- To prawda - zgodził się Piotr. - Wiem, że byliśmy uczciwi. Wszyscy trzej. I tamci z
Sądu Najwyższego także wykazali swoją uczciwość. Czy może mi pan jednak powiedzieć
dlaczego mimo wszystko zachowuję nieustanną pamięć o śmierci Labudy i ona nie daje mi
spokoju? Mam ciągle uczucie, jakbym jednak nie chciał tej jego śmierci, jakby mi czegoś
brakowało do zupełnego przekonania, że powinien być powieszony.
- Niedosyt prawdy! - niemal radośnie zawołał Knast. Był teraz jak lekarz, który
nareszcie wykrył zródło choroby swojego pacjenta. - To uczucie towarzyszyć będzie panu do
końca życia. Musi się pan z nim sam uporać. U niektórych ludzi, niestety, uczucie to jest
nieuleczalne.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]