[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jej ubiór podkreślał wspaniale ukształtowane, pełne piersi, wąziutką
talię i drobne biodra. Haley Garrett nie miała makijażu i nie
69
RS
potrzebowała go - miała nieskazitelną cerę i wspaniałe,
ciemnoniebieskie oczy. Była tak piękna, że kiedy Lincoln podszedł do
niej, Linsey poczuła się fatalnie. Tym bardziej kiedy pocałował Haley
w policzek. Miała ciepły, miły uśmiech.
- Cześć, Haley - powiedział. Zaprowadził ją do łóżka Cade'a. -
To jest Cade Stuart. A to pani doktor Garrett, moja koleżanka ze
studiów i przyjaciółka od lat.
- Dzień dobry. - Chłopiec nieśmiało skłonił głowę.
Nawet takiego malca onieśmieliła kobieta piękna jak anioł. -
Pani naprawdę leczy konie i inne zwierzęta, tak jak Lincoln?
- Cześć, Cade. Tak, leczę konie i inne zwierzęta, tak jak Lincoln.
- Podała chłopcu rękę jak dorosłemu. -Przyjechałam tu, ponieważ
leczyÅ‚am dzisiaj chore zwierzÄ™ w Belle Reveé i Jesse Lee powiedziaÅ‚
mi, jakim jesteś dzielnym, młodym człowiekiem.
- NaprawdÄ™?
- Owszem. Powiedziałam, że cię odwiedzę, i wtedy Jesse
poprosił mnie, żebym przekazała ci kilka wiadomości od niego. Po
pierwsze - Browniemu podoba się na plantacji, ale tęskni za tobą. Po
drugie - zrebak ma się dobrze, ale chyba też za tobą tęskni. Prawie tak,
jak Brownie.
- Wiem, że Brownie tęskni - jesteśmy przyjaciółmi. Ale zrebak
też tęskni?
- Pewnie. - Haley położyła rękę na sercu. - To się czasem zdarza
zrebakom. Wiążą się uczuciowo z jakimś człowiekiem - może to
kwestia instynktu. A ten zrebak związał się z tobą. Dlatego Jesse prosi
cię, żebyś wymyślił zrebakowi imię.
70
RS
- Mogę wymyślić mu imię? Mamo, słyszałaś?!
- To wspaniale, Cade - odpowiedziała Linsey, ciesząc się z
radości synka. - Musisz nadać mu jakieś odpowiednie, żeby do niego
pasowało.
- Poza tym - ciągnęła Haley - Jesse powiedział, że kiedy zdejmą
ci te klamry i nabierzesz sił, a zrebak podrośnie, mógłby ci się przydać
pomocnik do szkolenia go.
- Nie umiem szkolić konia - stwierdził chłopczyk.
- Może mi się nie uda?
- Jesse będzie cię uczył, a ty będziesz uczył zrebaka - wyjaśnił
Lincoln. - Jesse jest w tym najlepszy, tak samo jak Jefferson, a na
drugim miejscy są Jackson i Menie Alexandre - pewna pani, której
jeszcze nie poznałeś.
- Farciarz mówił, że Jefferson znajduje wspólny język ze
zwierzętami - powiedział Cade.
- Chyba rzeczywiście tak jest - zgodził się Lincoln. -A już
zwłaszcza z końmi. I wiesz, z Haley jest tak samo.
Kobieta roześmiała się i odwróciła do Linsey.
- Witaj, Linsey! Lincoln nie wspomniał, że od niezbyt dawna
jesteśmy współwłaścicielami lecznicy. Nie jestem aż tak dobra, jak
zasugerował, ale rzeczywiście, łatwo porozumiewam się ze
zwierzętami - a także z dziećmi. Krótko mieszkam w Belle Terre i nie
poznałam jeszcze braci Lincolna. Z tego, co słyszałam o Jeffersonie,
przypuszczam, że nie mogę się z nim równać, jeśli chodzi o podejście
do koni.
71
RS
Podała jej rękę. Linsey nie zdziwiła siła uścisku tej malutkiej
kobietki. Z bliska Linsey stwierdziła, że strój doktor Garrett był po
prostu odpowiedni do jej pracy, a że przy okazji fantastycznie w nim
wyglądała, wynikało raczej z przypadku. Zresztą, w czym nie
wyglądałaby fantastycznie?
- Dziękuję za to, co zrobiłaś dla małego Cade'a -powiedziała
Linsey. - Smutno mu było, że ominie go wszystko, co zaplanował
sobie na wakacje. Postawiłaś przed nim fajne zadanie. Miło mi cię
poznać - zakończyła szczerze.
- Dziękuję ci, Linsey. Tak się cieszę, że w końcu tu przyjechałaś.
Myślałam, że Lincoln oszaleje ze zmartwienia, kiedy tak cię szukał i
szukał!
- Lincoln mnie szukał?! - zdumiała się Linsey. Popatrzyła na
niego, na Haley, znów na niego.
- Przez ponad miesiąc - wyjaśnił.
Linsey przyszły do głowy nowe pytania, ale to nie był
odpowiedni czas ani okoliczności, żeby je zadać.
- Nie wiedziałam - odparła.
- A ja nie wiedziałam, że jest już tak pózno - zakończyła
niezręczną sytuację Haley, wyciągnąwszy z kieszeni zegarek. - Muszę
wracać do lecznicy.
- Nie jedziesz do River Trace? - zdziwił się Lincoln. - Jedna z
klaczy Jacksona spodziewa się zrebaka, który jest wyjątkowo duży.
Może uda się uratować i ją, i zrebię, ale wymaga to niemal codziennej
kontroli weterynaryjnej.
72
RS
- Chyba nie jestem tam mile widziana. Nasza sekretarka
powiadomiła telefonicznie twojego brata o mojej wizycie. Oddzwonił
jednak i powiedział, żebym nie zawracała sobie głowy i że zaczeka na
ciebie.
- To bez sensu! - stwierdził Lincoln. - Klacz może zdechnąć.
- Wiem. Dodatkowym powodem, dla którego tu wpadłam, było
powiadomienie cię o tej sytuacji. - Haley gestykulowała wdzięcznie
zgrubiałymi od fizycznej pracy dłońmi. - Zdaje się, że twój brat nie
lubi kobiet.
- To kompletnie bez sensu! On uwielbia kobiety. Wszystkie,
każdego typu urody. A kobiety uwielbiają jego.
- Może woli nieśmiałe albo nie lubi weterynarzy. Z jego słów
jasno wynikło, że nie ufa moim umiejętnościom i nie odda w moje
ręce swojej klaczy... W każdym razie, może będziesz chciał ją zbadać.
- Zbadam ją, dzięki.
- Muszę iść. Cade, wymyśl zrebakowi wspaniałe imię! - Haley
odwróciła się do Linsey i uśmiechnęła. - Masz szczęście. Z tego, co
opowiadał Jesse, Cade to wspaniały chłopiec. Będzie prawdziwym
mężczyzną, tak jak jego tata. - Zerknęła na zegarek. - Trzymajcie się!
Wyszła, pozostawiając za sobą nagłą ciszę.
- Czy ona zawsze taka jest? - odezwała się w końcu Linsey. -
Taka ciepła, uprzejma, miła...
- Tak. W dodatku to jedna z najinteligentniejszych osób, jakie
znam. Należała do najlepszych na roku.
- Zaprzyjazniliście się na studiach i dlatego została
współwłaścicielką lecznicy? - upewniła się Linsey.
73
RS
Nic dziwnego - z pewnością Haley czuła się przy Lincolnie
bezpieczniej i lepiej. Linsey sama tak się przy nim czuła - i zakochała
się w nim bez pamięci. Czy
Haley także? Czy to dlatego sprowadziła się do Belle Terre?
- Kiedyś, przez krótki czas mieszkała w Belle Terre, kiedy jej
ojciec stacjonował w bazie, gdzie, zdaniem jej rodziców, nie było
bezpiecznie. Mieszkała tu chyba ze swoją ciocią czy kimś takim. Dla
Haley ten niedługi okres przeżyty w Belle Terre był jedynym, który
wspomina jako coś zbliżonego do życia w normalnym domu.
Powiedziała mi o tym, gdy byliśmy na studiach. Zaprzyjazniliśmy się.
Także dlatego, że masz skłonność do opiekowania się każdą
młodą kobietą znajdującą się w niełatwej sytuacji, pomyślała Linsey.
Ciekawe, czy między Lincolnem a Haley coś było.
- Haley i ja mamy szczęście, że cię spotkałyśmy - powiedziała.
- Lincoln! - zawołał mały Cade.
- SÅ‚ucham, tygrysku. Dobrze siÄ™ czujesz?
- Dobrze.
- Starałem się wam nie przeszkadzać. Ale czy ta książka i
paczka...?
- Czy są dla ciebie? - Lincoln oparł dłoń na ramieniu chłopca. -
Oczywiście. A dla kogóż innego miałyby być?
- Tak myślałem. Ale zepsułem ci but i twój kapelusz wpadł do
strumyka, i zakrwawiłem ci koszulę; i myślałem, że może uważasz, że
nie zasłużyłem...
74
RS
- Przecież to pułapka zepsuła mój but, nie ty - uspokoił chłopca
Lincoln. - Koszulę dawno uprałem. A kapelusz da się uratować. I
naprawić. Będzie na ciebie czekał.
Chłopiec rozpromienił się.
- To mogę otworzyć prezenty?! - Lincoln podał mu je. Cade
spojrzał najpierw na książkę o koniach. - Ale piękne! - powiedział z
zachwytem, wybałuszywszy oczy. - Kiedy nauczę się czytać, dowiem
się z tej książki wszystkiego o koniach?
- Tak. Jeśli chcesz, będziemy ją razem czytać, gdy wrócisz do
domu.
Przyszłą obecność Lincolna w swoim domu Cade uznał za coś
naturalnego.
- Ty będziesz musiał czytać, a ja będę oglądał obrazki -
powiedział.
- Umowa stoi. - Lincoln wystawił dłoń i poczekał, aż chłopiec w
nią klepnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \