[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To jest moje życie i moja decyzja.
- Powiemy im, że to ja jestem ojcem dziecka? - spytał niespodziewanie.
- Nie - odpowiedz Marii była szybka i zdecydowana. - Oni wiedzą, że to żonaty mężczyzna. Kiedyś
moje dziecko pozna prawdę, ale nikt inny.
- A co z jego ojcem? Nie boisz się, że dziecko będzie chciało go poznać?
Maria obracała w palcach kieliszek.
- Nie. Ta sprawa dotyczy tylko nas dwojga. A poza tym to nie nastąpi tak szybko. W każdym razie nie
będę go okłamywać - dodała. - Skoro już rozmawiamy o dziecku... Czy nadal podtrzymujesz to, co mi
kiedyś obiecałeś - że po ślubie będę otrzymywać taką samą pensję jak teraz?
147
- Umowa to umowa - powiedział i podrapał się po głowie. - Tylko nie rozumiem, dlaczego tak ci na
tym zależy. Przecież wszystko będziesz miała zapewnione: jedzenie, ubrania, co tylko będziesz
chciała.
- Wiem o tym. Zamilkła na chwilę.
- Chcę odłożyć trochę pieniędzy dla dziecka, żeby miało szansę pójść do szkoły, jeśli tego zapragnie.
Albo wybudować dom. Dlatego muszę oszczędzać...
- Jesteś wyjątkowo rozsądną i zapobiegliwą osobą -powiedział i uniósł kieliszek. - Wypijmy za to.
- Na zdrowie!
Kiedy opróżniła kieliszek, zrobiło jej się dziwnie wesoło.
- Jeszcze kropelkę?
- Właściwie, czemu nie? - podała mu kieliszek i zachichotała.
- Gdzie odbędzie się nasze wesele? - spytał.
- W Dalsrud. Rozmawiałam już o tym z Elizabeth i Kristianem.
- Oczywiście pokryję połowę kosztów. Jakżeby inaczej! W sprawie gości pozostawiam wam wolną
rękę.
Maria zaśmiała się cicho.
- Miły z ciebie człowiek. Pamiętam jednak, że kiedy byłam mała, Elizabeth nazywała cię cholernym
skunksem. Kiedy zdała sobie sprawę z tego, jaką gafę popełniła, śmiała się jeszcze głośniej.
Peder spojrzał na nią z przerażeniem w oczach, ale po chwili sam zaczął chichotać.
- Uważała mnie za tchórza?
- Tak - przytaknęła gorliwie. - Ale to było dawno temu. Teraz na pewno tak nie myśli.
- Oj, Mario, Mario! Nigdy nie bałaś się mówić, co myślisz - powiedział, patrząc przed siebie. -
Obawiam się, że w przeszłości nie byłem dla Elizabeth zbyt miły.
- Co prawda, to prawda. Myślę jednak, że od tamtej pory bardzo się zmieniłeś.
143
- To ty mnie zmieniłaś - powiedział, robiąc się nagle śmiertelnie poważny.
- W takim razie wypijmy za to - zaproponowała Maria i opróżniła kolejny kieliszek.
- Wystarczy tego dobrego. Muszę schować butelkę, bo zaraz mi się upijesz - powiedział Peder i
zamknął butelkę w szafce. - Wez kilka cukierków - poradził i podał jej słoik ze słodyczami. - Dzięki
temu klienci nie poczują zapachu alkoholu - wyjaśnił.
Niemal równocześnie rozległ się dzwięk dzwonka i do sklepu weszła starsza kobieta. Maria podeszła
do lady, na której leżały rozłożone towary i zabrała się za ich sprzątanie, a Peder zajął się obsługą
klientki.
- Widzę, że jest pan dzisiaj w wyśmienitym humorze - powiedziała kobieta, przyglądając mu się
badawczo.
Peder spojrzał pytająco na Marię, a ona w odpowiedzi skinęła głową.
- Bo, wie pani - oświadczyłem się i zostałem przyjęty.
- Kto? Ty? - stara kobieta zmarszczyła brwi, zapominając o formie grzecznościowej.
- Owszem. %7łenię się z Marią Andersdatter. Kobieta zrobiła kilka kroków do tyłu. Spojrzała na
Pedera, potem na Marię i wymamrotała:
- Wszelki duch Pana Boga chwali! - przeżegnała się i wybiegła ze sklepu.
- Niczego pani nie kupuje? - zawołał za nią Peder, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
- To najgorsza plotkara w całej okolicy - powiedziała Maria i zwinęła czarny, błyszczący materiał. -
Wkrótce cała wieś będzie o nas gadać. Ale co tam, niech sobie gadają. I tak już niedługo pójdziemy do
ołtarza i obwieścimy to całemu światu.
Nagle dotarło do niej, że wcale jej to nie cieszy. Zamiast radości czuła żal. Szybko zdławiła w sobie to
uczucie. Już nie mogła się wycofać.
Mocny trunek, którym napoił ją Peder, właśnie prze-
149
stał działać. Pozostał po nim tylko dziwny smak w ustach i narastający ból głowy. Ze też musiała
wypaplać Pederowi, jak kiedyś mówiła o nim Elizabeth! Męczyła się, czując na sobie jego spojrzenie.
Było jej głupio i niezręcznie. I to jest twój przyszły mąż, odezwał się cicho jej wewnętrzny głos.
Nie wiedziała, co powiedzieć, więc zajęła się sprzątaniem półek, które i tak lśniły czystością. Na
szczęście tego dnia przez sklep przewinęło się tylu klientów, że udało jej się uniknąć rozmowy z
Pederem.
Pod koniec dnia do sklepu weszła kobieta, która chciała kupić koronkę, a dokładnie trzy łokcie
koronki. Odmierzając odpowiednią długość, Maria przez cały czas czuła na sobie jej badawcze
spojrzenie.
- Nie wiem, czy to prawda, ale słyszałam... - zaczęła kobieta.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]