[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyjechaliśmy, zaczęło mi być lżej.
A w domu?
Nic specjalnego, odebraliśmy dzieci, teściowej powiedzieliśmy, że
złapałam wstrętną anginę, miałam gorączkę i tak dalej. Dawid nie chciał
mówić prawdy, wstydził się mnie. Wstydził się powiedzieć, że jego żona
wariuje. Nawet się nie dziwię, w sumie też bym się wstydziła.
A teściowa? Nie wydawało jej się to dziwne?
Pewnie, że nie. Niby czemu? Było jej wszystko jedno. A zresztą,
biedaczka, nie miała zbyt wiele czasu, by o tym myśleć. Zmarła w niecały
tydzień po naszym powrocie. Chyba serce albo coś takiego. To było
zaskoczenie. Kompletny szok.
A pani? Pózniej już dobrze się pani czuła?
Nie, skądże. Przez co najmniej trzy miesiące byłam do niczego.
Ciągle ta trwoga, czy coś takiego, a następnie znów apatia. Nie chciałam
nikogo widzieć, z nikim rozmawiać& Wciąż spałam, kiedy tylko
się dało.
A potem?
Potem się rozwiodłam& Pan się śmieje?
To pani się teraz uśmiechnęła.
Naprawdę?
A potem? Było ciężko?
Nie, nawet nie. Właściwie to wcale.
A teraz?
Teraz jestem szczęśliwa.
Cieszę się. To dlaczego właściwie pani do mnie przyszła?
Nawet nie wiem. Może dlatego& jestem wariatką? Jak pan myśli?
A skąd mam to wiedzieć? Czy ja jestem psychiatrą albo
psychologiem?
Pan to z pewnością wie.
Myślę, że nie jest pani wariatką. A oprócz tego nie wydaje mi się to
istotne. A co na to wszystko powiedzieli pani przyjaciele, na rozwód i tak
dalej&
Prawdę mówiąc, nie wiem. Nigdy już z nimi nie rozmawiałam.
Mówiłam panu, że przez długi czas nie chciałam nikogo widzieć, a pózniej
ten rozwód& Właściwie to byli raczej przyjaciele mojego
męża, więc&
Czemu pani kłamie?
Nie kłamię, ja& Nie lubię o tym mówić& No dobrze& Naprawdę
już nigdy z nimi nie rozmawiałam nie mogłam. Nigdy bowiem nie
wrócili. W drodze do Marsylii zginęli w aucie, cała czwórka. Przy dużej
prędkości nagle urwało im się przednie koło.
VERA NOSKOVA
FAASZYWY MICZURIN
przekład Tomasz Grabiński
Czego to ci faceci nie chomikują westchnęła pani Iwana w
pokoju męża.
Nie lubił, kiedy zaglądała do jego pracowni, od razu wydawał z siebie
to zabawne sio, sio! Zawsze trochę się wkurzała, jednocześnie jednak
wzbudzało to u niej uśmiech właśnie taką kombinację sprzecznych
uczuć wywoływał w niej najczęściej. Karel to było duże dziecko, ale
mężczyzni po prostu już tak mają, na to kobieta już nic nie poradzi.
Dystans pozwala jej wybaczać.
Boże drogi, tych segregatorów, pudełek, wycinków, obrazków i
książek, same kwiatki, głównie bromelie, egzotyczne kraje,
specjalistyczne i popularne artykuły o roślinności Ameryki Południowej i
Australii, zszyte roczniki Zivy, podręczniki do angielskiego,
hiszpańskiego& Co zrobić z tym wszystkim? Mężczyzni są czasem
męczący z tymi swoimi hobby, ale ponoć nie powinno im się tego
zabraniać, muszą się jakoś wyszaleć. Zainteresowania Karla nie były
przynajmniej kosztowne. To znaczy nie za bardzo& chyba.
Po długim popołudniu wśród hałd papieru, które energicznie, ale trochę
nierozważnie wyrzucała z szaf i szuflad, poczuła się słabo, zesztywniał jej
kark, oczy się zmęczyły. O okna nieustannie stukał przenikliwy deszcz, na
zbiorniku z wodą na zewnątrz pojawiały się srebrne kręgi, niebieskoszare
światło usypiało. Zdrętwiała z rękami we wnętrzu pudła, wzrok
miała rozchwiany. Przypomniała sobie dylemat, który męczył ją przed
ośmioma laty. Było to zaskakująco natarczywe. Jakby w tej chwili musiała
znowu podejmować decyzję czy ma wyjść za tego wąsatego dziwaka?
Miała już za sobą jedno, a on nawet dwa nieudane małżeństwa. Druga
była, podobnie jak ta pierwsza, wykwaterowała go bezkompromisowo już
podczas rozwodu, sypiał u kolegi, który też miał już go dość& Było to
całkiem kuszące zająć się zadbanym, porzuconym i bezsilnym facetem.
Gdyby nie ona, skończyłby na dworcu wśród bezdomnych. Wyobraziła
sobie, jak wala się gdzieś na ławce w znoszonych łachach, z reklamówką
pełną starych gazet pod głową, i musiała się gorzko uśmiechnąć, przez tę
swoją naiwność był naprawdę na dobrej drodze ku temu.
Nigdy mu tego nie wypominała. Nigdy! To znaczy tylko parę razy,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]