[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rycerz nie zadarł głowy, nie spojrzał na wieżę. Nie pozwalał mu na to hełm.
I pewność siebie.
Wiesz, że to ci nie pomoże powiedział spokojnie. Noc już. Na tę
wyspę nawet za dnia nikt normalny nie Schodzi, a cóż dopiero nocą.
Wiem. Nie w tym rzecz. Dwaj czarodzieje mieczami ciąć się będą. Taka
walka na stosowną oprawę zasługuje, nie sądzisz? Przez chwilę słuchali przej-
mującego dzwięku rogu. Psiakrew, fałszuje baronówna. Przy marnej muzyce
przyjdzie umierać. I światło nieszczególne.
Debren, odstąp.
Nie mogę. Mnie Berklan tej wyspy z głowy nie wykasuje. Tych ludzi
poprawił się.
Przecież wiesz, że ta zbroja wymaga czegoś więcej niż takiego śmiesznego
mieczyka. A ty, lewą ręką, to i zwyczajnej kolczugi byś nie przebił. Czarami, jeśli
nawet odpowiednie znasz, w co wątpię, wiele nie zdziałasz przeciw zbroi. Więc
rzuć to żelastwo. Nie chcę cię zabijać. Bo my nie będziemy walczyć, Debren.
Wiesz o tym. Wykonam dokładnie jedno cięcie. Wiesz.
Wiem.
Było cicho, Zbrhl próbował wstać, zepchnąć z siebie przygwożdżonego beł-
tem trupa. Ale widać było, że nie wstanie. Dookoła wszystko lśniło od krwi.
To chociaż odłóż miecz powiedział cicho jezdziec. Umrzesz błyska-
wicznie, a w świat fama pójdzie, żeś zginął tak, jak żyłeś. Bez broni, próbując
przekonywać, zło rozsądkiem zwyciężać. Może i mojemu krajowi coś dobrego
z tego kiedyś przyjdzie? Może w następnej wojnie komuś drgnie ręka, nim cywila
zarąbie? Nie umrzesz głupio i niepotrzebnie. Oczywiście, famę przed puszcze-
niem w świat trzeba będzie odpowiednio zmodyfikować. To od smoczego pazura
towarzyszy swych bronić będziesz i to smoczy pazur tę dyskusję zamknie. Ale nie
martw się, nie wyjdziesz w legendzie na idiotę fakira, co przy dzwiękach muzy-
154
ki gadzinę morderczą próbuje instynktu wrodzonego perswazją oduczyć. Wieść
pójdzie, żeś Ziejacza, istotę bądz co bądz rozumną, głęboko swą postawą wzru-
szył i do poważnych refleksji skłonił. I że z żalem cię szczerym zabijał, bardziej
w imię zasad i tradycji smoczej, nizli z przekonania. Ha, prawdziwie illeńska tra-
gedia z tego się rodzi.
Debren odetchnął pełną piersią. Może ostatni raz. Czary to tylko czary, nic nie
jest niezawodne. Ludzie nie zawsze robią to, za co im płacą. A Ronsoise fałszuje,
aż uszy skręca.
Ty też nie umrzesz głupio i niepotrzebnie, Bezimienny zapewnił. Ci,
których z wyspy zabiorę, milczeć będą. Ziejacz pozostanie żywy. Zadbam o to.
Słowo honoru.
Coś zadudniło pod hełmem. Zmiech.
W głowie ci się od patosu pomieszało, nieszczęśniku. Na co jeszcze li-
czysz? Na cud? Ty, magun?
Debren zaryzykował dookolne lekkie skanowanie. Zapędzony w śmiertelną
pułapkę czarodziej niczym się nie różni od zwykłego zjadacza chleba. Rozgląda
się gorączkowo, bezsensownie. Nie ma w tym niczego nienaturalnego.
Kradzione nie tuczy uśmiechnął się ze smutkiem. Znalazł wibrację. Le-
ciutką. I daleko jeszcze. Ale zbliżała się błyskawicznie. To na hełmie. . . To
smok, prawda?
O czym ty. . . ?
Rupp. . . zaczął Debren.
Coś zawyło, skradło granatowemu niebu odrobinę szczątkowego blasku, łup-
nęło, zachrzęściło dartymi blachami, mlasnęło pękającym mięsem, zgrzytnęło ła-
manymi kośćmi, zadudniło o kamienne ściany budynku, cisnęło w trawę wyszarp-
niętą z nitów główkę ni to żaby, ni to gada.
. . . i trup. Nie ruszaj się, Zbrhl. Już do ciebie idę. Już no wszystkim.
Księga czwarta: Której oczu nie
zapomnieć
Powiedzcie mu, że murarz sknocił robotę Debren starł pajęczynę z czo-
ła i ostrożnie zeskoczył z beczki. Deski ułożone w charakterze pomostów między
kamiennymi stojakami pokryte były śliską mieszaniną pleśni i butwiejącego drew-
na, a tam, gdzie nie było desek, stała czarna woda. Czort wie jak głęboka i czort
wie, co kryjąca pod swą mętną taflą. Posadzkarz też się nie popisał.
Dziesiętnik grodzkich drabów, który za młodu służył w lancknechtach i dobrze
znał staromowę, przetłumaczył na depholski. Zwięzle, ale i tak udało mu się użyć
trzech słów, które Debren zdążył poznać jako wielce w tych stronach plugawe.
Niezle. Całe zdanie liczyło słów sześć.
On pyta, po jaką cholerę obrażacie dobrych rzemieślników, będąc zaś. . .
będąc cudzoziemcem z kraju, gdzie cegły gwozdziami zbijają.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]