[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Proszę - szepnęła, coraz gwałtowniej poruszając biodrami. - Proszę, proszę,
proszę...
Przerwał tę litanię, zasłaniając jej usta dłonią, a ona zaczęła całować jej wnętrze i
chwytać wargami palce.
Potem wszystko działo się niemal jednocześnie. Tim szepnął coś
rozgorączkowanym głosem i pochylił ją tak, że oparła się o wezgłowie łóżka. Pod-
trzymując ją, wdarł się między jej uda i serią gwałtownych ruchów doprowadził ją do
spazmów rozkoszy. Czuła go teraz każdym skrawkiem ciała, poddawała się tej potężnej
sile, póki i on nie dotarł na sam szczyt. Potem stopniowo zwalniał ruchy, aż w końcu
wysunął się z niej i pomógł jej się wyprostować. Objął ją mocno, a twarz wtulił między
jej ramię i szyję. Całował wilgotne kosmyki i perlącą się potem skórę, a wraz z
pocałunkami było słychać jego zadowolone westchnienia.
- Chciałaś prawdy - szepnął po chwili. - Zasłużyłaś na nią, moja droga, nie ma
dwóch zdań. Pobiłaś mnie w mojej własnej grze. Zwietnie się spisałaś.
Chciała się odsunąć, uciec od delikatnych pieszczot, wyzwolić się z ramion, które
nagle zaczęły ją więzić. On jednak uparcie ją trzymał i szeptał cały czas tym samym
tonem:
- Tamtego wieczoru stało się właśnie to, co podejrzewasz. Po latach znoszenia
drwin żony i jej niewierności, z której nie robiła bynajmniej tajemnicy, poczułem, że
mam dość. Upiłem się więc prawie do nieprzytomności i zepchnąłem tę dziwkę ze
schodów.
Opuścił ramiona i gwałtownie odsunął się od Daphne. Wstrząśnięta, nie miała
pojęcia, jak udzwignąć ciężar tej okrutnej prawdy.
R
L
T
Rozdział dwunasty
Niedbale włożył koszulę, wziął resztę ubrania i rozpoczął odwrót. Pierwszy
odcinek schodów pokonał bez przeszkód. Z każdym kolejnym stopniem czuł narastającą
słabość. Nogi się pod nim uginały, a żołądek podchodził mu do gardła. Mimo to parter
pokonał biegiem. Przeciął hol, dotarł do oranżerii i zatrzasnął za sobą drzwi. Tutaj cisnął
kłąb ubrań na kamienną podłogę i wybiegł na dwór. W ogrodzie opadł na czworaka i pod
osłoną krzaków zaczął wymiotować. Podczas jego pobytu na poddaszu, nadciągnęła
burza. Czuł deszcz ściekający mu po włosach i szybko wsiąkający w koszulę. Pod
kolanami i między palcami dłoni chlupało mu błoto. Mógłby się śmiać z tego, co się stało
w pokoju Daphne, gdyby nie było to tak żałosne, a w swej istocie wręcz koszmarne.
Co z niego za człowiek, jeśli pierwsze doświadczenie z kobietą od czasu śmierci
żony doprowadziło go do takiego stanu? Wiedział oczywiście, że obcowanie z chętną
kobietą nie jest dla niego niemożliwe, pod warunkiem, że zachowa dyskrecje i nie
zaangażuje się uczuciowo. Planował jednak, że gdy potrzeba urośnie do nieznośnych
rozmiarów, pojedzie do Londynu i znajdzie sobie damę z półświatka. Tymczasem niemal
zgwałcił guwernantkę. Mógł sobie tłumaczyć, że z ochotą poddała się swemu losowi. W
głębi serca wiedział jednak, że to kłamstwo. Skłonił ją podstępem. Podsunął jej pokusę
nie do odparcia w zamian za cnotę. A gdy znalezli się w odosobnieniu, igrał z nią, póki
sama nie zaczęła błagać o więcej, na co przystał bez zahamowań. Strzepnął wodę z
włosów i znów zwiesił głowę, pozwalając, by chłodne strugi deszczu obmyły mu twarz.
%7łałował, że nie mogą ostudzić jego ciała, bo wciąż miał chęć powtórzyć niedawne
doświadczenie.
Nawet w tej chwili myślał o tym, jak jeszcze chciałby ją wziąć. Wystarczył jeden
raz, by niczym młodzik nieograniczony w swych możliwościach stał się niewolnikiem
zmysłów. Wcześniej zdawało mu się, że z pragnienia jest bliski obłędu. Teraz pragnął
jeszcze mocniej. A ona nie dała mu żadnego znaku, że go nie chce. Przeciwnie, słyszał
jej ciche westchnienia i czuł rękę, głaszczącą go po boku. Postąpił w sposób
niewybaczalny, ale ona wcale się go nie bała. Nie wydawała się urażona ani zła, ani
wstrząśnięta, ani zbuntowana. Była zadowolona, oparła mu głowę na ramieniu, wciąż
R
L
T
tuląc się do niego, jakby szukała ochrony. To naturalnie natychmiast znowu go podnieci-
podnieciło. Musiał wymazać to wszystko, wyrzucić ją ze swojej głowy, zanim postąpi z
nią tak, jak z ostatnią kobietą, którą odważył się obdarzyć uczuciem. Wiedząc, co się
zaraz stanie, przytknął wargi do jej ucha i powiedział jej to, co twierdziła, że chce
usłyszeć. %7łołądek znów podszedł mu do gardła. Szarpnęła nim kolejna fala wymiotów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]