[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swoim bólu samotności i rozpaczy, zapomni się też o wdzięczności za poprawę losu. Ty
mnie tego nauczyłeś, Jean.
Pięknie, mój uczeń stał się mistrzem. To mnie cieszy
ciemne oczy Leclerca błysnęły w mroku. A ty będziesz zadowolony, kiedy ten
chłopiec cię prześcignie?
Nie wiem mruknął Max, przyglądając się swoim rękom. Były sprawne, szybkie i
wrażliwe. Nieraz myślał, co się stanie z jego sercem, kiedy jego palce utracą zręczność.
Zacząłem go uczyć. Nie zdecydowałem jeszcze, czy nauczę go wszystkiego.
Te oczy potrafią wypatrzeć twoje tajemnice. Co robił, kiedy go znalazłeś?
Max uśmiechnął się mimo woli.
Kradł.
Ach LeClerc pyknął ze swojej fajki a więc jest już jednym z nas. Jest tak dobry jak
ty kiedyÅ›?
Dokładnie tak samo przyznał Max. Może nawet lepszy niż ja w jego wieku. Mniej
strachu przed konsekwencjami, więcej bezwzględności. Ale podkradanie portfeli od
włamywania się do pałaców i najlepszych hoteli dzieli przepaść.
Tyją przeskoczyłeś bez trudu. Wyrzuty sumienia, mon amil
Skąd roześmiał się znowu Max. Co się ze mną dzieje?
Jesteś urodzonym złodziejem powiedział LeClerc, wzruszając ramionami a także
iluzjonistą. No i masz też szczęście do znajdowania różnych przybłędów. Dobrze mieć
ciÄ™ w domu.
Dobrze być w domu.
Przez chwilÄ™ siedzieli w milczeniu, wsÅ‚uchujÄ…c siÄ™ w noc. Pózniej LeGerc wTÓcif do
interesów.
Brylanty, które przysłałeś z Bostonu, były wyjątkowe.
Wolę te perły z Charlestonu.
A, tak. LeClerc wydmuchnął obłoczek dymu.
Były bardzo eleganckie, ale brylanty miały taki ogień... Rozstanie z nimi bardzo mnie
zabolało.
A dostałeś za nie...
Dziesięć tysięcy. Za perty tylko pięć, mimo ich urody.
Przyjemność dotykania ich zrównoważyła mi wszystkie straty. Max przypomniał
sobie, jak pięknie wyglądały na skórze Lily pewnego cudownego wieczoru. A obraz?
40
Dwadzieścia dwa tysiące. Rany, myślałem, że to knot. Ci angielscy malarze nie mają w
ogóle pasji dodał, kwitując pejzaż Turnera wzruszeniem ramion. Masz tę kolekcję
monet?
Nie. Kiedy Roxanne zachorowała, zawaliłem tę sprawę.
Bardzo dobrze skinął głową LeClerc. Martwiłbyś się o nią, a to by cię rozproszyło.
No tak. Czyli dopóki waza jest unieruchomiona, mamy... dziesiąta część to będzie...
trzysta siedemdziesiÄ…t.
Max spojrzał na minę LeClerca i roześmiał się. To za mało, żeby tak się wściekać.
Do końca roku to będzie przynajmniej piętnaście tysięcy. Dodajmy do tego sumy
stracone przez te wszystkie lata, kiedy odejmowałeś od każdego przychodu dziesięć
procent, żeby ulżyć swojemu sumieniu...
To na dobroczynność przerwał Max rozbawiony.
Nie robię tego, żeby ulżyć sumieniu, lecz by ukoić duszę. Jestem złodziejem, Jean, i to
doskonałym. Nie myślę o ludziach, których okradam. Za to nie przestaję myśleć o tych,
którzy nie mają niczego, co można by im ukraść. Przyjrzał się rozżarzonemu
koniuszkowi cygara. Moralność innych niewiele mnie interesuje, ale muszę żyć w
zgodzie ze swoim sumieniem.
Kościół pośle cię do piekła razem z twoją dziesięciną.
Uciekłem z miejsca gorszego niż piekło, które wymyślili dla nas księża.
To nie żarty.
Max wstał z wymuszonym uśmiechem. Wiedział, że religia LeClerca waha się między
katolicyzmem a wudu.
Pomyśl o tym jak o zabezpieczeniu. Może moja głupia rozrzutność zapewni nam obu
lepsze miejsce na tamtym świecie. Chodzmy spać. Położył rękę na ramieniu LeClerca.
Jutro opowiem ci, co planuję na następne miesiące.
Lukę uznał, że znalazł się w niebie. Pierwszego dnia po przyjezdzie nie musiał wchodzić
w codzienny kierat, mógł więc swobodnie zwiedzać dom, opychając się ciastkami, które
ściągnął z kuchni. Smuga cukru pudru ciągnęła się za nim przez parter po schodach na
górę, na jeden z długich ukwieconych balkonów i z powrotem.
Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.
Dostał własny pokój. Spędził bezsenną noc oglądając w nim wszystko i dotykając każdej
rzeczy. Zafascynowało go wysokie wezgłowie łóżka, jak również miękki połysk tapety i
subtelny wzór na dywanie. Pod jedną ze ścian stał kredens nazywany przez Maxa
armoire. Lukę uznał, że można by w nim zmieścić więcej ubrań, niż jeden człowiek
zdołałby zużyć przez całe życie.
W pokoju stały też kwiaty. Wysoki błękitny flakon był ich pełen. Nigdy w życiu Lukę nie
miał w pokoju kwiatów i chociaż wiedział, że powinien je zlekceważyć jako niegodne
uwagi mężczyzny, ich zapach sprawił mu głęboką i tajemniczą przyjemność.
Chłopiec prześlizgiwał się przez dom bezgłośnie jak duch. Na razie nie ufał LeClercowi i
postanowił go unikać w trakcie oględzin domu.
Urządzenie wnętrz świadczyło o zamiłowaniu Maxa do pięknych przedmiotów. Dało to
chłopcu pewne pojęcie o jego opiekunie, aczkolwiek nie był w stanie docenić wartości
41
[ Pobierz całość w formacie PDF ]