[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zrobiła tego przy załodze. Więc co go ugryzło?
Popatrzyła na ruch pieszy wokół ich zaparkowanego pojazdu. W porównaniu z
ponurymi ulicami Darkknell i mechanicznym ruchem Byllury Syned wydawał się pełen
energii. Obywatele w Hali Patriotów idąc, patrzyli w górę i dookoła, a nie tylko
pod nogi. A ich ubrania, w większości nowe i porządne, były uszyte w różnych
kolorach i różnym stylu. Z całą pewnością nie były wytwarzane wyłącznie z alg.
- Mamy coś dla pani - oznajmił Rusher, poklepując bok pojazdu. Ze środka
wysiadł szeregowy Lubboon. Wiózł po rampie Quillana na wózku repulsorowym.
Chłopiec miał ręce przypięte do poręczy przestarzałego wózka i wydawał się
bliski katatonii.
Arkadia stanęła na dole rampy i spojrzała na nastolatka. Na jej twarzy nie
widać było żadnych emocji. Quillan także nie reagował - nawet kiedy Arkadia
uklękła przy nim, zamiatając peleryną chłodną podłogę. Kerra przyglądała im się
uważnie. Poza wysokim czołem nie dostrzegała specjalnego podobieństwa - ani też
nadmiaru siostrzanego ciepła bijącego od Arkadii. Ale przynajmniej było to
pokojowe spotkanie. Arkadia zapewniła ją zresztą, że nie wszystkie rodzeństwa
Sithów są jak Daiman i Odion.
- Wciąż się tam ukrywasz, Quillanku? - spytała Arkadia, patrząc mu w oczy.
Nagle chłopak poruszył się na wózku. Przez chwilę jego siostra wydawała się
zaskoczona, potem jednak zauważyła Tan, która stała za jej plecami.
Strona 107
John Jackson Miller - błędny rycerz.txt
- Witaj, dziewczynko - powiedziała Arkadia i popatrzyła na Kerrę. - Co ona tu
robi?
- Nie chciałam jej zabierać - odparła Kerra, odciągając Tan. - To jedna z
uczennic... to znaczy uchodzców. Ale musieliśmy uspokoić Quillana, żeby móc go
przewiezć, a ona bywa w tym pomocna.
Arkadia skinęła głową, wstała i skierowała Beadle'a w stronę lodowego portalu,
gdzie czekali jej pomocnicy, gotowi zająć się Quillanem.
- Dlaczego zabrałeś Beadle'a? - szepnęła do Rushera Kerra.
- Staramy się nie stwarzać niebezpiecznych sytuacji, a najgorsze, co może
zrobić Lubboon, to najechać jej wózkiem na nogę.
- Przecież to repulsorowy wózek.
- Wierz mi, dałby radę - odparł Rusher, przewracając oczami.
Przynajmniej znów się do mnie odzywa, pomyślała Kerra.
Odprowadziwszy brata, Arkadia zwróciła się do wojskowego.
- Wczoraj zapisał się pan w historii, brygadierze. Mam nadzieję, że zdaje pan
sobie z tego sprawę.
- Jestem tego pewna - wtrąciła Kerra. - Ale co właściwie masz na myśli?
- Diarchia upadła. Po ośmiu latach państwo Quillana i Dromiki stało się
częściąArkadianatu. - Zastępując dowódców na największych statkach Diarchii,
wyjaśniła Arkadia, Quillan mógł z nich uczynić organiczne przedłużenie swojej
władzy. Jednak to rozwiązanie miało pewien słaby punkt. Mózgi umieszczone na
pokładach krążowników musiały w jakiś sposób otrzymywać rozkazy, a to wymagało
nowych technologii. Wprawdzie Arkadia twierdziła, że może sobie wyobrazić
wyćwiczonych użytkowników Mocy pokonujących przestrzeń za pomocą telepatii,
jednak metoda ta wydawała jej się niepraktyczna. Tego rodzaju wyczyny należały
do rzadkości i trudno było na nich polegać. - To błąd wynikający z młodości i
niedoświadczenia - zawyrokowała. - Quillan zawsze byłby zależny od jakiegoś
fizycznego połączenia. A takie połączenie mogło stać się celem ataku.
Arkadia wyjaśniła też, że wysłała już na Byllurę agenta z zamiarem osłabienia
tego połączenia, ale nagle zjawiła się Kerra, zakłócając łączność Quillana u
zródła.
- Wtedy właśnie postanowiliśmy ci pomóc - wyjaśniła. - i spisałaś się bardzo
dobrze. Zapoczątkowałaś naszą inwazję.
- Pomóc mi? - Kerra znów poczuła kłucie w nodze. - Co masz na myśli?
- Dziel i rządz - rozległ się znajomy głos, a po chwili zza pojazdu wyłonił
się Bothanin w brązowej kurtce, pasującej do jego futra.
Kerra wlepiła w niego wzrok. Nie widziała go od czasu spotkania w zamku Daimana
na Darkknell, ale wtedy na Byllurze z pewnością był to głos Bothanina.
- To ty...
- Rozumiem, że się znacie? - powiedział Rusher, przyglądając się przybyszowi z
konsternacją.
- Owszem, znam go. To jest... To jest... - Kerra urwała, nie wiedząc, co
powiedzieć. Nigdy nie poznała jego imienia.
- Narsk - przedstawił się Bothanin, patrząc na brygadiera.
Rusher otarł szron z brody i się uśmiechnął.
- Już wiem! Ty jesteś tym facetem z koła tortur Daimana!
- Cóż, dzięki za pomoc - powiedział Narsk i minął generała, nie przyglądając mu
się specjalnie. - Oto raport końcowy, Lordzie Arkadio.
Arkadia wzięła od szpiega datapad i zaczęła czytać. Narsk w tym czasie referował
treść raportu. Siły Arkadii lądowały właśnie na Byllurze, przejmując kontrolę
nad całym reżimem.
Kerra złapała go za rękaw.
- Myślałam, że pracujesz dla Odiona!
- Jestem niezależnym najemnikiem - odparł chłodno Narsk. - Podobnie jak twój
przyjaciel, który nikomu nie pomaga. Arkadia zaoferowała najwięcej. - Zawiesił
głos. - Na razie.
- Za to cię lubię, Narsk - powiedziała Arkadia, nie podnosząc wzroku znad
datapadu. - Wiem, czego mogę się po tobie spodziewać. - Po jej twarzy przemknął
lekki uśmiech. - To mi się podoba.
- Twoje siły zajęły Hestobyll bez jednego wystrzału, pani - oznajmił Narsk.
Straż przednia Arkadii, jak poinformował Bothanin, instalowała się na Poddaszu i
rozsyłała oddziały, które uwalniały Celegian na całej planecie. Sieć
komunikacyjna Diarchii miała być rozmontowana, a wszyscy jej mieszkańcy, łącznie
z fruwającymi mózgami, mieli stać się obywatelami Arkadianatu.
Kerra popatrzyła w kierunku, w którym zabrano Quillana.
- Co stanie się z Dromiką?
- Pozostanie w swoim domu pod opieką i nadzorem - odparła Arkadia. - Z dala od
brata. Ze względu na ich szczególną więz nie powinni się już nigdy zobaczyć. Nie
Strona 108
John Jackson Miller - błędny rycerz.txt
wiem, jakie życie czeka Dromikę, ale sądzę, że będzie lepsze niż to, które
wiodła do tej pory. - Zamilkła na chwilę. - Pózniej ją odwiedzę.
- ACalician?
- Nie żyje - powiedziała Arkadia, wciskając Narskowi komputerowy notes.
Bothanin pokiwał głową i wziął urządzenie.
- Regent został stracony tuż przed tym, jak odebrałam połączenie. Podobno
odszedł spokojnie.
Kerra zrobiła krok do tyłu. Tamta istota, z którą walczyła, zachowywała się jak
opętana, ale na hologramie Krevaaki wydawał się postacią niemal tragiczną.
- Dlaczego musiał zginąć?
- Quillan był głową - wyjaśniła Arkadia - ale to Calician był mózgiem. To on
zbudował cały system. Utrzymywał go. Umożliwił wszystko zło, które wyrządził mój
brat.
Kolejny pomagier, pomyślała Kerra, spoglądając na Narska i Rushera. Jestem nimi
otoczona.
- Każdy Sith widzi inną drogę do panowania nad galaktyką - stwierdziła Arkadia.
- Tymczasem kiedy strategia okaże się błędna, to strateg musi zapłacić.
Kerra spojrzała na Bothanina.
- Więc kiedy dokładnie przestałeś pracować dla Odiona i zacząłeś pracować dla
niej?
Arkadia uśmiechnęła się do Narska.
- Agent Ka'hane już wcześniej ze mną współpracował - oznajmiła. Jak wyjaśniła,
skontaktował się z nią tuż po tym, jak bitwa o Gazzari przerodziła się w wojnę z
Lordem Bactrą, twierdząc, że ma serdecznie dosyć Odiona i Daimana. - i trudno mu
się dziwić. Wysłałam go więc na Byllurę. A reszta - dodała, uśmiechając się
łagodnie do Rushera - reszta jest historią.
- Pomyślałaś, że mogę wykonać za ciebie brudną robotę - powiedziała cierpko
Kerra.
- I wykonałaś - zauważył z szyderczym uśmieszkiem Bothanin.
- Kiedy Narsk poinformował mnie, że tam jesteś, nie wiedzieliśmy jeszcze, co [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \