[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakości, jedyna nieostra plama znajdowała się w miejscu, gdzie na rozciągniętej pomię-
dzy wielkimi choinkami szarfie widniał napis  Szczęśliwego Nowego Roku". I nic dziw-
R
L
T
nego, bo w przeciwnym razie byłoby widać, że zrobiono je nie w ostatnim sezonie, lecz
ponad rok temu.
- To jest pamiątka z czasów, kiedy widywałem się z niejaką Tiffany Jones - powie-
dział ponuro. - Kojarzę to zdjęcie, ktoś je nam zrobił jej aparatem.
- Naprawdę? - W głosie Belli było całe morze niedowierzania. - To dlaczego prze-
kazała je prasie właśnie teraz?
Też chciałby to wiedzieć, ale nie umiał czytać w myślach.
- Nie mam pojęcia. - Rozłożył ręce. - Dla zysku? Dla pięciu minut sławy? Z zemsty
za to, że zerwałem nasze zaręczyny?
- Zaręczyny? - Miedzianowłosa zmarszczyła brwi i posłała mu lodowate spojrze-
nie. - Ta kobieta... naprawdę była twoją narzeczoną? Kiedy się rozstaliście?
- W Zwięto Dziękczynienia - powiedział niechętnie.
Nie dodał, że zerwał, gdy dowiedział się przez przypadek, że choć Tiffany przyjęła
jego oświadczyny, nie przestała aktywnie poszukiwać lepszej partii. Wpadła przez głupi
pech - facet, z którym spędziła upojny weekend na jachcie, był dawnym kumplem Sama.
Kiedy parę dni pózniej panowie przez przypadek się spotkali, kumpel nie omieszkał po-
chwalić mu się nową zdobyczą. Miał zdjęcia w komórce. Sam pomedytował trochę nad
dziwną ironią losu, który doprowadził do tego, że dokonał równie kiepskiego wyboru w
sferze uczuciowej, co kiedyś jego matka. Na szczęście, w jego przypadku sprawy nie za-
szły aż tak daleko, więc przy najbliższym spotkaniu z narzeczoną wyłożył kawę na ławę.
Tiffany bynajmniej nie okazała skruchy. Oświadczyła z urazą, że sam jest sobie winien,
bo ją zaniedbuje, przedkładając pracę nad dostarczanie jej rozrywek. Powiedział jej na to,
że w takim razie nie pozostaje mu nic innego, jak zwolnić ją z danego słowa, i w ostat-
niej chwili uskoczył przed szybującą w jego stronę wazą z dynastii Ming. Tiffany, wi-
dząc, że go traci, wpadła w regularną histerię. Potem znikła z jego życia, a on odetchnął z
ulgą. Jak się okazało, przedwcześnie.
- Rozstałeś się z narzeczoną w Zwięto Dziękczynienia? Czyli kilka tygodni przed
spotkaniem ze mną. I bez wahania zaprosiłeś mnie do swojego apartamentu w Marsylii!
Nie wydawałeś się wtedy przesadnie przybity rozpadem poważnego związku. Ja wypła-
kiwałam ci się w rękaw, ale ty nawet nie wspomniałeś, że dopiero co zerwałeś zaręczyny.
R
L
T
- Rzeczywiście, nie. Zakończenie związku z Tiffany nie było najprzyjemniejszym
momentem w moim życiu, więc zrobiłem wszystko, żeby jak najszybciej zapomnieć o
całej sprawie. W ogóle nie przyszło mi do głowy, że mógłbym komuś o tym opowiadać.
- Nie wierzę ci - wycedziła Bella, cofając się przed nim. Jej usta wykrzywiły się w
wyrazie pogardy. - Wszyscy wiedzą, że masz reputację kobieciarza, ale ja w mojej naiw-
ności postanowiłam to zlekceważyć. Więcej tego błędu nie popełnię.
- Sugerujesz, że kłamię? - Sam poczuł, że ogarnia go wściekłość. - Mnie nie chcesz
uwierzyć, ale w doniesienia plotkarskich piśmideł nagle wierzysz jak w świętą ewange-
lię? Zaczynam myśleć, że to ja jestem naiwny. Przez ostatnie tygodnie bez szemrania
grałem rolę zakochanego w tobie głupka, który służył ci męskim ramieniem, kiedy tylko
tego potrzebowałaś, bo chciałaś dobrze wypaść przed paparazzimi. Ty jednak nie traciłaś
okazji, żeby flirtować z każdym lalusiem, który pojawił się w zasięgu twojego wzroku!
Miedzianowłosa przez chwilę wpatrywała się w niego bez słowa.
- O czym ty mówisz?!
- O tych wszystkich typkach z nażelowanymi fryzurami, którym pozwalałaś się
obmacywać, podczas gdy ja musiałem grzecznie siedzieć na czterech literach, bo gdy-
bym się wtrącił i pokazał im, gdzie jest ich miejsce, uznałabyś to za nietakt - powiedział
gorzko.
Modre oczy Belli zrobiły się okrągłe ze zdumienia. Powoli potrząsnęła głową.
- Jesteś zazdrosny? To zabawne, bo przecież powiedziałeś mi wyraznie, że nie inte-
resuje cię żaden związek.
Położyła dłoń na klamce. Jej twarz nie wyrażała teraz niczego, poza nieprzystęp-
nym chłodem.
- Wiesz, jaki jest z tego wniosek? Nie ufamy sobie nawzajem. Sugeruję więc, że-
byśmy przestali tracić nasz cenny czas i zakończyli tę farsę. %7łegnam.
Otworzyła drzwi i wyszła, wyprostowana jak struna.
Bella przemaszerowała przed biurkiem asystentki z dumnie uniesionym podbród-
kiem. Wolałaby umrzeć, niż rozpłakać się w obecności kobiety, która pracowała dla Sa-
ma od lat i z pewnością znała go o wiele lepiej niż ona. Prawdopodobnie znała również tę
całą Tiffany.
R
L
T
Przeszywający wizg wiertarki, który niósł się po pustych korytarzach, był niczym
upiorny chichot losu. Kiedy rzucił ją Ridley, czuła żal, głębokie rozczarowanie i frustra-
cję, że dała się oszukać. Teraz... było o wiele gorzej. Chyba dlatego, że zaczęła uważać
Sama Garrisona za przyjaciela. Przez te cztery tygodnie przyzwyczaiła się do tego, że
zawsze może znalezć w nim oparcie. W tych niełatwych tygodniach, kiedy na jej oczach
rozpadało się małżeństwo jej rodziców, a z Lillian uchodziło życie, jego spokój i równo-
waga działały na nią kojąco.
Trudno. Poradzi sobie bez niego. Jakoś przeżyje i to rozczarowanie.
Oślepiona łzami prawie po omacku dotarła do windy. Ależ ze mnie beksa, pomy-
ślała ze złością i z całej siły walnęła pięścią w przycisk parteru. Kiedy kabina ruszyła,
zaczęła grzebać w torebce, szukając chusteczek. Musiała się doprowadzić do porządku,
zanim wyjdzie na ulicę.
Niecierpliwie odsunęła na bok portfel, szminkę, małą torebkę psiej karmy, telefon
komórkowy...
Nie znalazła chusteczek. Zobaczyła, że na ekranie telefonu wyświetla się wiado-
mość o nieodebranym połączeniu, i w jednej chwili zapomniała o wszystkim innym. Gdy
podnosiła telefon do ucha, ręce drżały jej tak bardzo, że z trudem wybrała numer poczty
głosowej.
- Bella, oddzwoń do mnie, jak tylko dostaniesz tę wiadomość. - W głosie jej brata,
Maksa, była jakaś podniosła, poważna nuta, która potwierdzała jej najgorsze obawy. - To
bardzo ważne.
Zachwiała się na nogach. Jej głowa zrobiła się nagle dziwnie lekka, a na piersiach
legł dławiący ciężar, pozbawiając ją tchu. Ciężko oparła się o ścianę windy. Nie, pomy-
ślała z rozpaczą. Nie teraz.
Przez chwilę wpatrywała się w telefon, a potem zagryzła wargi aż do bólu i naci-
snęła przycisk wybierania numeru. Max odebrał po pierwszym sygnale.
- Siostrzyczko, tak mi przykro. Babcia... umarła pół godziny temu.
R
L
T
ROZDZIAA DZIEWITY
Minęły dwa dni. Sam pospiesznie zamknął swoje sprawy w Stanach, zostawił hotel
w rękach kompetentnego zarządcy i wrócił do Marsylii. Siedział teraz w swoim gabine-
cie z widokiem na port i... gapił się w okno, myśląc o Belli. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \