[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jack sprawiał wrażenie zadumanego i nieobecnego duchem.
Georgia zastanawiała się, co zaprząta jego myśli. Nawet Molly,
zwinięta w kłębek przed kominkiem, wydawała się zaniepokojona
milczeniem i nieruchomą postawą gościa.
- Jak interesy? - spytała Georgia.
To pytanie chyba go poruszyło, gdyż odwrócił się szybko i
utkwił w niej wzrok.
- Jakie interesy? - odwzajemnił się pytaniem.
Lekko wzruszyła ramionami.
- Te, które tutaj cię sprowadziły. Czym właściwie się zajmu-
jesz? Przecież w Carlisle niewiele można zdziałać poza turystyką.
A ta w zimie nie istnieje.
Przez dłuższą chwilę Jack tylko się jej przyglądał, powoli ob-
racając w ręku nóżkę kieliszka.
75
S
R
- Moza tu robić interesy - oznajmił po dłuższej chwili.
- Trzeba tylko wiedzieć, gdzie.
Georgia skinęła głową.
- Czym właściwie się zajmujesz? - ponowiła pytanie.
- Jeszcze nie powiedziałeś mi nic na ten temat.
Jack zdawał się nad czymś głęboko zastanawiać, po czym
oświadczył:
- Prowadzę własną firmę, która zajmuje się wykupywaniem
innych firm.
Georgia uniosła brwi.
- Po co?
Jack podszedł do kanapy. Usiadł i wyciągnął rękę, gestem za-
praszając Georgię, aby zrobiła to samo.
Przez chwilę miała wątpliwości, czy powinna to zrobić, ale
widok Jacka siedzącego z normalną miną i czującego się swobod-
nie jak we własnym domu, dość szybko je rozproszył. Usiadła
obok.
- Przejmuję firmy upadające lub będące na granicy bankructwa
- wyjaśnił. - A potem inwestuję w nie zarówno duży kapitał, jak i
własny wysiłek, to znaczy umiejętności i czas, żeby je uratować.
Kiedy znów staną o własnych nogach i zaczną przynosić dochody,
sprzedaję je za znacznie większe pieniądze niż te, za które zostały
kupione.
- Wygląda to na działalność zarówno zyskowną, jak i w pew-
nym sensie filantropijną - zauważyła Georgia.
- Osiągam duże korzyści finansowe - przyznał, popijając wi-
no.
- Jaką firmę kupujesz w Carlisle?
Zamarł. Spoglądając na Jacka, tylko tak Georgia potrafiła
określić jego reakcję na usłyszane pytanie. Znieruchomiał z kie-
liszkiem przytkniętym do ust. Zamknął oczy i zacisnął szczęki.
Jedynym ruchem, jaki u niego zaobserwowała, było nieznaczne
76
S
R
zaciśnięcie palców na kryształowej nóżce.
Drgnął tak szybko, jak przed chwilą zastygł w bezruchu. Geo-
rgia pomyślała, że scena ta była tylko przywidzeniem. Jack prze-
łknął łyk wina, odjął od ust kieliszek i odwrócił się w jej stronę.
- Widzę tu pewne możliwości - odpowiedział wymijająco.
Nie zamierzał wyjaśniać niczego więcej.
I nie chciał, żeby Georgia dłużej go wypytywała.
Musiała odczytać jego intencje, gdyż zacisnęła wargi i całą
uwagę skupiła na własnym kieliszku. Wsunęła nogi pod kanapę i
definitywnie zamknęła buzię na kłódkę.
Jack dostrzegł reakcję Georgii i zaniepokoił się. Co, do dia-
bła, miałby jej powiedzieć? pytał sam siebie. Geo, jak dobrze
znów cię zobaczyć? Zwietnie wyglądasz? Przyjechałem tu, żeby
odebrać firmę twojemu ojcu, ponieważ nienawidzę drania za to,
jak cię traktował?
Westchnął ciężko. Wolną ręką przetarł powieki. Przecież nie
mógł powiedzieć tego Georgii. Byłaby ogromnie zaskoczona. I jak
sądził, wcale nie pochwalałaby jego poczynań. W każdym razie
nie na początku. Był jednak przekonany, że pózniej oboje znajdą
się po tej samej stronie barykady. Tak samo jak on, Georgia pra-
gnęła zemścić się na ojcu. Jack był tego pewny. I w końcu wresz-
cie nie tylko zrozumie motywy jego postępowania, lecz także wraz
z nim będzie się cieszyła z sukcesu, to znaczy z całkowitego ban-
kructwa ojca.
Jack był przeświadczony, że tak właśnie się stanie. Ale jesz-
cze nie teraz. Pora była zbyt wczesna.
- Przepraszam, Geo - odezwał się miękkim głosem, ponownie
spoglądając na trzymany w dłoni kieliszek. - Wolałbym nie mówić
o mojej pracy.
77
S
R
- A na przykład: o czym? - spytała, nadal nie patrząc na niego.
Na przykład o tym, że dzisiejszego popołudnia nieomal cię
pocałowałem, pomyślał Jack.
Fakt ten nadal był dla niego całkowicie niezrozumiały. Jak w
ogóle mógł chcieć tak postąpić? zapytywał sam siebie. Kierowany
odruchem sympatii lekko cmoknął Georgię w policzek, bo spotka-
nie po latach naprawdę go ucieszyło. Ale w żaden sposób nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]