[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uciekinierzy, Seminolowie ciągle walczyli, by być normalnymi obywatelami. Eryk wierzył w
przyszłość. Zmiany następowały wolno, lecz ufał, że będzie lepiej. Wendy nauczyła ich wierzyć, że
wszystkie kobiety i mężczyzni są podobni i równi sobie. Jego biała matka zakochała się w Indianinie,
jego ojcu. Połączyli swoje marzenia o szczęściu. To był świat, który kochał. Dobry świat.
i dobra walka.
To było wszystko, co miał.
Szmaragdowy anioł 309
Usiadł w fotelu. Przygładził włosy i sięgnął po zapiski, które Wendy zostawiła mu w minionym
tygodniu. Spojrzał na gzyms kominka i stojące tam zdjęcia. Wendy i Leif ściskający się, roześmiani,
na łodzi poduszkowej. Wendy, Leif, Eryk i Elizabeth razem. Było też najnowsze zdjęcie: Wendy z
Bradem i Joshem. Brad - dumny ojciec, Josh - piękne dziecko. I piękna Wendy. Eryk uśmiechnął się,
spoglądając na twarz Josha. Wiedział, że jako wujek kocha synka Brada równie mocno, jak kochałby
własnego brata. Miłość mocniej wiąże ludzi niż krew.
- Mogę dostać trochę kawy?
Tak bardzo go zaskoczyła, że odstawił kubek z głośnym stuknięciem.
Była znowu ubrana w szlafrok. Wzięła prysznic. Zniknęły ostatnie ślady makijażu, bez niego jej twarz
była jeszcze piękniejsza. Wilgotne włosy zaczesała do tyłu, wyjęła z uszu szmaragdowe kolczyki.
Jednak jej oczy błyszczały jak diamenty.
Eryk wyciągnął rękę, wskazując na bujany fotel naprzeciwko stołu.
- Tak, tak. Zaraz ci przyniosę.
Usiadła, a on poszedł do kuchni. Przypomniał sobie, że nie zapytał, jaką kawę Ashley lubi. Czarną,
zdecydował. Jeśli zechce cukru i śmietanki, może pójść po nie sama.
Wrócił do gabinetu z kawą i wręczył jej kubek. Nie patrząc na niego, skinęła głową w podziękowaniu.
Długie, eleganckie palce objęły kubek. Paznokcie błyszczały pomarańczowoczerwonym lakierem,
dobranym pod kolor włosów.
Pamiętał te paznokcie. Nie raniły go. Przesuwały się
310 Heather Graham
po jego ciele i przywracały do życia. Pamiętał te eleganckie palce, jak głaskały jego ramiona...
- Cukier jest w kuchni - powiedział szorstko, wracając do swego biurka. - Obsłuż się.
Nie poruszyła się. Wreszcie podniosła na niego wzrok.
- Wiatr ustał. Czy mogę stąd dzisiaj odjechać?
- Nie.
- Dlaczego?
- Po prostu nie ma jak. Drogi są zalane. Linie wysokiego napięcia pozrywane.
- Och.
Ashley wstała i ruszyła do okna. Poły szlafroka rozchyliły się.
Obserwowanie jej w ruchu, w tym rozchylonym szlafroku, drażniło zmysły.
- Na dworze jest pięknie - powiedziała.
- Co? - warknął.
Spojrzał na nią. Patrzyła na nieskończone morze traw.
Jej słowa zdziwiły go.
- Myślałem, że nienawidzisz tych bagien. Rzuciła mu krótki uśmiech.
- Och tak. Ale gdy się na nie patrzy, są piękne.
- Piękne i śmiercionośne.
Tak jak ty, aniele, pomyślał i o mało się nie roześmiał. Ashley nie niosła z sobą śmierci, tylko po-
chłaniała jego duszę.
Przeszła koło niego w stronę półek z książkami. Uwielbiał czytać i miał tutaj wszystko: książki nauko-
we, klasykę, arcydzieła dawnej literatury i współczesne thrillery szpiegowskie.
Szmaragdowy anioł 311
Przeciągnęła palcem po grzbiecie książki zatytułowanej Seminolowie".
- To znaczy zbiegowie? - zapytała. Wzruszył ramionami.
- Tak się na ogół przyjmuje.
- Ale nie jesteście jedynymi Indianami na tym terenie. Plemię Mikosiuki też tu żyje, prawda?
Gdy jego oczy raptownie się zwęziły, Ashley odczuła pewną satysfakcję. Wiedziała coś o tych
stronach, a jej wiedza o Indianach Ameryki Północnej była większa, niż mógł przypuszczać.
- Tak - odpowiedział.
- Dwa oddzielne i znaczące plemiona, chociaż do niedawna nie były za takie uznawane przez rząd
amerykański. Dwa różne języki, chociaż oba plemiona mają podobne rytuały, obrzędy i święta, jak na
przykład Taniec Zielonego Zboża - kontynuowała ze słodkim uśmiechem.
- Jak ty... - Urwał i wzruszył ramionami. - Co robiłaś? Chodziłaś oglądać zapasy aligatorów? Prze-
chadzałaś się po wsi?
Już się nie uśmiechała.
- Dlaczego tatabardzo mnie nienawidzisz? - spytała ostro. - Ktoś w twojej rodzinie był z pewnością
biały. Hawk, czyli jastrząb, to jak sądzę nazwisko twego ojca. Więc może matka?
- Była Norweżką - przyznał Eryk z wyrazną irytacją w głosie.
- Więc oczywiście biała. - Jej oczy rozszerzyły się w błysku szyderstwa.
Nie odpowiedział. Patrzył na nią z rękami złożonymi na kolanach. Jego życie to nie jej sprawa.
312 Heather Graham
Odwróciła się do książek. Próbowała się nie rozpłakać. Eryk zachowywał się, jakby nic między nimi
nie zaszło. Dobrze. Oboje mogą grać w tę grę. Ona potrafi bardzo dobrze grać.
Spojrzała na niego.
- Jak myślisz, kiedy będę mogła wydostać się stąd?
- Jutro, może pojutrze. Ekipy ratunkowe mogą tu dotrzeć nawet za tydzień.
- Tydzień!
- Nie martw się. Gdy woda w kanałach trochę opadnie, zabiorę cię do Wendy.
- Wendy?
- To moja szwaglerka. Myślę, że u niej będzie ci lepiej. Brad zawiezie cię do miasta, kiedy to tylko
będzie możliwe.
- To... twój brat?
- Mój brat nie żyje. Brad jest mężem Wendy. Pracuje w Drug Enforcement Administration w Fort
Lauderdale.
Ashley usiadła. Po chwili milczenia powiedziała:
- Dobrze. Dziękuję ci.
- Zaczekaj chwilę. - Wyszedł z pokoju. Odchyliła "głowę. Mimo że spała tak długo, wciąż
była wyczerpana. Czuła się, jakby krew z niej wyciekała, a z krwią uchodziło życie.
Wrócił, niosąc obcięte dżinsy i koszulę z krótkimi rękawami.
- Masz, przymierz to. - Położył ubrania na jej kolanach.
- To twojej żony?
- Nie, Wendy. Jest dużo niższa od ciebie, ale myślę, że może być.
Szmaragdowy anioł
313
- Dzięki.
Najwidoczniej nie zamierzał pozwolić jej dotknąć niczego, co należało do kobiety o kruczych włosach
i gorącym uśmiechu.
- Może chcesz poczytać? - spytał.
Chce, bym sobie poszła z jego gabinetu, uśmiechnęła się do siebie. Pewnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]