[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wróciła, trzymając w ręce zwój pergaminu.
- To przesyłka dla pani, panno Lambert.
- To list z królewską pieczęcią. - Ambrozja wpatrywała się
w zwój przez dłuższą chwilę, zanim zdobyła się na odwagę, by
go rozwinąć.
Kiedy skończyła czytać, oznajmiła z przejęciem:
- Zostaliśmy wezwani do Hampton Court. Król pragnie nas
widzieć.
Rodzina spoglądała na nią z niedowierzaniem.
Ambrozja podała list niani i guwernantce w jednej osobie.
- Proszę, Winnie. Przeczytaj, jeśli mi nie wierzysz.
Panna Mellon przebiegła pismo wzrokiem, po czym skinie
niem głowy potwierdziła słowa Ambrozji.
- Rzeczywiście jesteśmy... - Urwała i wybuchnęła pła
czem. - Wielkie nieba. Jesteśmy zaproszeni przez króla do jego
pałacu.
W domu zapanowało nie dające się opisać zamieszanie. Pięć
nieprzytomnych z wrażenia kobiet zaczęło się szykować do naj
większego wydarzenia w ich życiu - wystąpienia na dworze
królewskim.
Przede wszystkim należało pomyśleć o odpowiednich toale
tach. Wybrać suknie, szale i halki, a także czepce i miękkie
giemzowe trzewiki; zatroszczyć się o swoje włosy, skóry i cery.
Te ostatnie były przedmiotem ich szczególnych zabiegów. Pod
czas podróży policzki ogorzały od wiatru i pokryły się lekką
opalenizną, tracąc blady odcień angielskich róż. Zastanawiały
się, jak się odezwać i ukłonić i jak się zachować wobec licznego
zgromadzenia na monarszym dworze.
Oszołomiona rodzina wciąż nie mogła przyjść do siebie
z wrażenia, natomiast Ambrozja myślała tylko o jednym. Spot
ka się z Riordanem. Nic innego się dla niej nie liczyło. Nawet
myśl, że na własne oczy ujrzy króla Anglii, była jej obojętna.
Poza tym, uzmysłowiła sobie, w salach recepcyjnych pałacu by
wało naraz po dwieście, trzysta osób. Kto ich zauważy w takim
tłumie?
Wreszcie nadszedł koniec przygotowań. Wszyscy zebrali się
w salonie. Wygląd dziadka tak zaskoczył kobiety, że zaniemó
wiły z wrażenia. W modnych satynowych spodniach i ciemnej
kamizelce Geoffrey Lambert wyglądał niezwykle elegancko.
Nigdy nie widziały równie wytwornego dżentelmena.
Nawet Newton wystroił się na tę okazję w nową kamizelkę
i ciemne spodnie, ale odświętny strój nie wpłynął na jego posta
wę. Nadal poruszał się jak marynarz, który całe życie spędził na
morzu. Odmówił też przyjęcia nowych butów, twierdząc, że nie
warto marnować pieniędzy na parę, skoro ma tylko jedną stopę.
Zanim powóz, który miał ich zawiezć do Hampton Court,
zajechał przed dom, napięcie wśród rodziny sięgnęło zenitu.
Pani Coffey miała na sobie szykowną czarną suknię oraz
efektowny, dobrany kolorystycznie koronkowy szal. Wzór sta
nowiły pięknie wyhaftowane kwiaty i liście.
Panna Mellon była ubrana jak zwykle na biało. Biały strój
harmonizował z kolorem jej włosów, delikatnych i miękkich jak
puch kurczęcia. Kolor twarzy starej niani nie odbiegał od całości
- była tak blada, jakby za chwilę miała upaść na ziemię ze
mdlona.
Bethany zamówiła dla siebie aksamitną szmaragdową suk
nię, która podkreślała głęboką zieleń jej oczu i ogniście rude
włosy. Suknia miała głębokie wycięcie przy szyi i długie, zwę-
żające się przy nadgarstkach rękawy. Nie ulegało wątpliwości,
że w takiej toalecie Bethany przyciągnie wszystkie męskie spo
jrzenia.
Darcy wybrała cieniutki jedwab w szafirowym odcieniu, do
skonale współgrający z jasnym błękitem jej zrenic. Okrągły de
kolt odsłaniał ramiona. Jedyną ozdobę stanowiły koronkowe
wstawki wszyte w bufiaste rękawy. Suknia Darcy była tak pro
sta i skromna, jak jej młodziutka właścicielka.
Aksamitna toaleta Ambrozji, suto marszczona w pasie, mie
niła się intensywną czerwienią. Została wykończona wysoką
stójką, która zasłaniała krwawe pręgi nadal szpecące długą szyję
panny Lambert. Szpiczaste zakończenia długich rękawów za
chodziły na dłonie. Z ciemnymi kędziorami zebranymi z boku
głowy i opadającymi ciężką kaskadą na ramiona i pierś, wyglą
dała jak prawdziwa angielska lady.
Lambert senior odchrząknął i powiedział z uczuciem:
- Drogie panie. Wyglądacie prześlicznie. Każda z was przy
pomina piękny, barwny kwiat. Równie pięknych kwiatów nie
ma w całej Anglii. Jestem szczęśliwy, że mogę wam asystować
w spotkaniu z naszym monarchÄ….
- Och, dziadku. - Wnuczki uśmiechnęły się radośnie i po
łożyły splecione ręce na kolanach, nie mogąc doczekać się chwi
li, kiedy zajadÄ… na miejsce.
Geoffrey widział, że najbardziej podekscytowana z nich
wszystkich jest Ambrozja. Bez trudu odgadł przyczynę. Miał
nadzieję, że Riordan Spencer tęskni za nią równie mocno, jak
ona za nim.
Powóz wjechał w długą, krętą drogę wiodącą do pałacu
Hampton Court. Po obu jej stronach stali, tworząc szpaler, żoł
nierze gwardii królewskiej. Byli ubrani w czerwone, szamero
wane złotem mundury. W rękach trzymali obnażone szpady.
Przepych i elegancja rzucały się w oczy na każdym kroku.
Wspaniale utrzymane ogrody zachwycały bogatą gamą wyszu
kanej roślinności. Były też fontanny o różnorodnych kształtach.
Uwagę gości przyciągnął wreszcie sam pałac, ulubiona siedziba
Karola. Król upodobał go sobie nie tylko z powodu pięknego
otoczenia, ale także zdrowego wiejskiego powietrza.
Na koniec powóz zatrzymał się. Natychmiast zjawił się lokaj
w liberii, który pomógł wysiąść podróżnym. Wprowadzono ich
do środka pałacu, gdzie już kłębił się tłum wcześniej przybyłych
gości.
Rodzina Lambertów z ciekawością przyglądała się utytuło
wanym osobistościom oraz damom, które im towarzyszyły.
Królewskie salony roiły się od takich osób.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]