[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zasobną i bogatą co do treści bibliotekę muzeum w Rapperswilu. Była ona nadzwyczaj zle ułożona i
ustawiona według tematów działami na półkach:-teologia, archeologia, geografia, historia, nauki ścisłe,
literatura, poezja, powieść i t. p. Działy te spisane zostały pracowicie w księgach, ułożonych
alfabetycznie, a wobec szczupłości miejsca i braku w ogóle półek, dział przystawał do działu, bez
pozostawienia miejsca na przybytki. Był to więc jak gdyby wierny obraz starego świata, jakieś Chiny,
podzielone na kasty, skazane na wieczystą nieruchomość. Podział zachowany był tak skrupulatnie przez
poprzedników naszych, dawnych kronikarzy, iż powiastka J. I. Kraszewskiego p. t. "Historia kołka w
płocie", nosząc w swym tytule wyraz historia, zakwalifikowana została do działu historycznego i tam
postawiona na półce. Gdy przybywała nowa książka z zakresu, dajmy na to geografii, gdzież ją było
postawić, gdy obok ostatniej książki geograficznej stała w bezpośrednim sąsiedztwie inna, dajmy na to,
z dziedziny chemii? Mój ówczesny zwierzchnik, Zygmunt Wasilewski, (obecnie redaktor "Gazety
Warszawskiej"), który był przed objęciem posady bibliotekarza w Rapperswilu przeprowadził gruntowne
i poważne studia bibliotekarstwa w Berlinie, przyszedł do przekonania, które ja, jego pomocnik, a
poplecznik, jak zawsze, rewolucji, gdzie ją tylko wdrożyć było można, - poparłem z całej siły, iż należy
zwalić ten sparciały ustrój biblioteczny i stworzyć zupełnie nowy, naukowy, wszędzie na świecie
przyjęty, niejako komunistyczny. Zdecydowaliśmy, że należy ustawić wszystkie książki formatami
tomów na półkach: folianty na dole, ćwiartki wyżej, ósemki jeszcze wyżej, - spisać całe bractwo na
kartkach katalogu alfabetycznego i dopiero w tym katalogu kartkowym dowolne wprowadzać podziały,
czyli tworzyć katalog realny.
Zburzyliśmy tedy własnymi rękoma starą Bastylię, wywalając wszystkie jej kasty z półek na ziemię.
Wspaniały to był widok, gdy "stary porządek się walił", a tak potworna kupa książek legła na placu.
Lecz gdy przyszło "nowy zaprowadzić ład", przekonaliśmy się, iż jako twórcy nowego porządku rzeczy,
przeceniliśmy swe siły. Nie wiedzieliśmy tego, że siły ludzkie są ograniczone, zwłaszcza jeśli są zawarte
we dwu całej parady organizmach, a dzieło rewolucji, o ile ma być dziełem postępu, nie chce nic
wiedzieć o jakimkolwiek ograniczeniu siły, która je tworzy. Jeżeli sprawa rewolucji ma być wykonaną w
istocie, to znaczy - skoro ma usunąć układ stary i na jego miejsce wdrożyć nowy, bez porównania
znakomitszy, - wymaga natychmiastowej realizacji. %7łycie nie stoi na miejscu. I w naszej bibliotece
życie nie stało na miejscu, czytelnicy żądali książek, a my nie byliśmy w stanie przez długi czas
żądaniom zadośćuczynić. Nie mogliśmy we dwu podołać zburzonej bestii. Samo ustawienie książek
według formatów zajęło wiele czasu, - a dopieroż nowy katalog! Według starych spisów można było
książkę od razu odnalezć, - w naszym nowym, znakomitym, naukowym układzie - nie bardzo, - chyba
posiłkując się pamięcią. Ja sam pisałem fiszki katalogu alfabetycznego w ciągu czterech lat, - muszę
sobie oddać pochwałę - z niemałą pracą, a przecież część tylko wykonałem. Nie rewolucję trzeba było
wszczynać w starej bibliotece rapperswilskiej, lecz wymyślić mądrą reformę, która by ułomną robotę
poprzedników ujęła doskonałym sposobem, ażeby się dał uskutecznić pożyteczny postęp w tej rzeczy.
Takiej to właśnie metody chwycił się genialny bibliotekarz, mistrz w tej sprawie, oraz świetny znawca
kultury polskiej, Józef Przyborowski, w innej bibliotece, gdzie przez lat sześć pracowałem, jako
sekretarz i urzędnik biblioteczny, mianowicie w przebogatej bibliotece Ordynacji Zamojskiej w
Warszawie. I tam zastosowany został przez poprzedników, dawniejszych bibliotekarzy, nieszczęsny
podział na półkach. Biblioteka Ordynacji Zamojskiej ustawiona jest w swych doskonałych, zamykanych
i oszklonych szafach alfabetycznie. Każdy autor idzie do szafy pod odpowiednią pierwszą literę swego
nazwiska. Wywołuje to ten sam efekt końcowy, co w Rapperswilu. Szafa, dajmy na to, pod literą R
zapełniona już została przez autorów, których nazwiska od tej litery się zaczynają, albo przez dzieła
bezimienne, których pierwszą literę rzeczownika w tytule litera R stanowi. Przybywa nowy autor -
Rembowski czy Radliński, - cóż z nim począć? Gdzie postawić jego dzieło? Czy zakładać nową salę dla
alfabetu autorów? Czy zniszczyć cały ów nieopatrzny, niecelowy na przyszłość, można by rzec, -
krótkowzroczny i lekkomyślny układ?
Profesor Józef Przyborowski przemyślał swe zagadnienie i znalazł wyjście. Do alfabetu swych szaf,
które nie zawierały litery X, gdyż, - poza kilkoma wyjątkami, - obecnie ani jedno nazwisko polskie od
tej litery się nie zaczynało, dołączył właśnie literę X i pod tę literę stawiał wszystkie przybytki nowe
według formatów książek, bez żadnego podziału na kwestie i nie licząc się z alfabetem. Komunistyczny
ów porządek ustawiania książek wyłonił się, wypłynął z dawnego układu, stał się niepostrzegalnym
uzupełnieniem starego "ładu". Cała biblioteka upodobniła się do żywej rzeki, płynącej w swoją
dalekość, zreformowana została bez naruszenia podwalin, bez zniszczenia dawnego podziału na litery,
który dla szybkości znalezienia książki w trakcie wykonywania samej reformy, był pożyteczny,
niezbędny, opatrzny i celowy. Józef Przyborowski, ów niezrównany bibliotekarz, istny dobry duch wśród
nawału książek i rękopisów, sztychów i monet, nie przestał kierować pracą swych następców w
księgozbiorze zamojskim nawet wówczas, gdy po olbrzymiej pracy swej dawno spoczął w grobie. Każda
książka, która do biblioteki wpłynęła i przez ręce jego przeszła, - a nie było takiej, która by przez jego
ręce nie przeszła, - nosiła na swym tytule znaczek ledwie dostrzegalny, kierujący ją tam, gdzie było jej
miejsce. Ten świetny językoznawca kontynuował pewne dawniejsze błędy pisowni, zaprowadzone przez
jego poprzedników w układzie katalogu. Gdyby był poprawił te błędy, karta katalogowa poszłaby w
miejsce niewłaściwe i wypadłaby z systematu. Dopiero przypadek mógłby ją był wykryć i na miejsce
powrócić.
Są tedy okoliczności, kiedy rewolucja jest niewskazana, mówiąc z niemiecka, wykluczona. Jak w tej
bezcennej bibliotece, tak samo w bezcennym żywocie rodu ludzkiego muszą być tolerowane przez
genialnych sprawców i kierowników pewne błędy ustalone drzewiej, pewne haki i pętlice złego, które
się stały koniecznością. Doktor Bovary chciał rewolucyjnym sposobem wyprostować nogę kulawca - i
zabił go swym leczeniem.
Gdy już bolszewizm na dobre zakwaterował się w Rosji, wyszła w przekładzie polskim książka
Uljanowa-Lenina o rewolucji i państwie. W jednym z rozdziałów tej pracy znakomity autor dowodzi
konieczności zniszczenia przez rewolucję przede wszystkim biurokracji. Stawia to wymaganie na
pierwszym miejscu, jako konieczność nieodzowną powodzenia rewolucji i skuteczności dzieła naprawy.
Utrzymuje, iż nowa biurokracja, to znaczy pewna ilość indywiduów, spełniających rolę dawnej
biurokracji, z łatwością da się zrekrutować z samychże robotników, gdyż te zadania, jakie pełnią
biurokraci, daleko są łatwiejsze od zadań i prac, spełnianych przez robotników. W przekładzie na język
[ Pobierz całość w formacie PDF ]