[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wydawało się niemal pewne, że Littleton zabił
Stefana i Bena - przy okazji maltretując Warrena -
ale wilki stanowiły straty uboczne. Nikt nie przewi-
dział, że wilkołaki w ogóle się w to wszystko wmie-
szają.
Co zatem mógł zyskać wampir, hańbiąc Daniela i
uśmiercając Stefana? Stefan był ulubieńcem Mar-
silii. Czyżby poczynania czarnoksiężnika stanowiły
pośredni atak na Panią chmary?
Zabębniłam palcami o kierownicę. Gdybym miała do
czynienia ze stadem wilkołaków, potrafiłabym lepiej
zinterpretować zachowanie Marsilii. A jednak...
Wysłała Stefana i udawała, że to kara. Dla czyjej
korzyści udawała? Gdyby cała chmara stanowiła jej
własność i słuchała jej rozkazów, jak według Andre
powinno być, nie musiałaby niczego udawać. A jeśli
miała problemy z kontrolowaniem swoich
wampirów?
Może ktoś chciał przejąć chmarę i wysłał Little-tona,
by zniszczył Marsilię. W jaki sposób wampir
zdobywa przywództwo nad chmarą? Czyżby stwórca
Littletona znajdował się w Tri-Cities? Jeśli tak, czy
ukrywał się przed pozostałymi wampirami?
Potrzebowałam więcej informacji na temat Mar-silii i
jej chmary. Znałam tylko jedno miejsce, gdzie
mogłam te informacje uzyskać.
Uruchomiłam samochód i wyruszyłam na spotkanie
z menażerią Stefana.
Rozdział 11
Na podjezdzie stał lśniący, czerwony harley-david-
son, którego nie widziałam zeszłej nocy. Zapar-
kowałam tuż za nim. Stary biedny Królik wyglądał
nie na miejscu w tak luksusowym sąsiedztwie.
Nadusiłam dzwonek. Moja matka wpoiła we mnie
dobre maniery i jakaś część mnie czuła się winna, że
zakłócam służącym Stefana spokój w porze snu.
Poczucie winy nie powstrzymało mnie jed-nak przed
ponownym naciśnięciem dzwonka.
Drzwi otworzyła Rachel - i tak jak ja wyglądała,
jakby miała za sobą ciężką noc. Ubrana była w cien-
ką jaskrawożółtą koszulkę, biodrówki oraz dziesię-
ciocentymetrowy odstęp pomiędzy jednym a drugim.
W jej pępku tkwił szafirowy kamień, który migotał za
każdym razem, gdy się poruszała. Całkiem sku-
tecznie przykuł moją uwagę i musiałam się zmusić,
by przenieść wzrok na jej twarz - pokrytą kilkoma
błękitnymi sińcami wzdłuż szczęki, których zeszłej
nocy tam nie było. Na ramieniu powyżej łokcia wid-
niał fioletowy odcisk czyjejś dłoni.
Nic nie mówiąc, pozwoliła mi patrzeć i rewanżowała
się dokładnie tym samym. Bez wątpienia dostrzegła
na mojej twarzy wszelkie znamiona braku snu, jak
worki pod oczami czy tu i ówdzie napuch-niętą
skórę.
- Potrzebuję więcej informacji - powiedziałam.
Rachel kiwnęła głową i odstąpiła od drzwi, prze-
puszczając mnie do środka. Gdy tylko weszłam,
usłyszałam płacz mężczyzny. Musiał być młody i na-
prawdę zrozpaczony.
- Co tu się stało? - zapytałam, podążając za nią do
kuchni, z której dochodziło szlochanie.
Naomi siedziała przy stole. Wyglądała, jakby od
zeszłej nocy przybyło jej co najmniej dziesięć lat.
Miała na sobie te same nudne ciuchy - najgorsze,
jakie mogła założyć. Kiedy weszłyśmy, podniosła na
moment głowę, ale zaraz potem skierowała uwagę z
powrotem na kubek, z którego z rozmyślnym spo-
kojem sączyła kawę.
Ani ona, ani Rachel nie zwracały uwagi na młodego
mężczyzną zwiniętego w kłębek w kącie obok zlewu.
Ponieważ był do nas odwrócony plecami, nie
widziałam jego twarzy. Kołysał się w rytmie zakłó-
canym przez okazjonalne spazmy, pod wpływem
których jego ramiona gwałtownie się unosiły. Mam-
rotał coś pod nosem i nawet moje uszy nie potrafiły
wychwycić, co dokładnie powiedział.
- Kawy? - zapytała Rachel, ignorując moje pytanie.
- Nie. - Tak się składało, że jedzenie z fast foodu
siedziało mi na żołądku i gdybym dodała do niego
coś jeszcze, mogłoby zapragnąć wolności.
Rachel wyciągnęła kubek i wlała do niego kawy z
dużego ekspresu. Kuchnię wypełnił przyjemny
aromat francuskiej wanilii, o ile się nie mylę; był
kojący, lepszy, niż byłby sam smak. Odsunęłam
stojący obok Naomi taboret, ten sam, na którym
siedziałam zeszłej nocy, i zerkając na skulonego w
kącie mężczyznę, ponownie zapytałam:
- Co tu się stało?
Naomi spojrzała na mnie z szyderczym uśmiechem.
- Wampiry. A tobie?
- Wampiry - odparłam. Cynizm wyglądał dziwnie na
jej twarzy i wydawał się nienaturalny, ale nie
znałam Naomi wystarczająco dobrze, by mieć co do
tego pewność.
Rachel przywlokła sobie krzesło i usiadła naprze-
ciwko.
- Nie wyżywaj się na niej. Pamiętaj, że jest przy-
jaciółką Stefana, a nie jedną z nich.
Naomi znów wbiła wzrok w kubek i wtedy zdałam
sobie sprawę, że wcale nie była spokojna. Znaj-
dowała się w tym miejscu poza strachem, gdzie
wszystko przestaje mieć znaczenie, ponieważ naj-
gorsze już się zdarzyło i nic nie można na to pora-
dzić. Rozpoznałam to spojrzenie, bo często spoty-
kałam je wśród wilkołaków.
To Rachel rozpoczęła relację:
- Kiedy wczoraj przed świtem Stefan nie wrócił, Joey,
to zdrobnienie od Josephine, postanowiła odejść,
póki jeszcze mogła. - Nie piła swojej kawy, obracała
tylko kubek w dłoniach. - Ale gdy wyszłaś,
usłyszałam na podjezdzie motocykl. Odgłosu ma-
szyny Joey nie da się z niczym pomylić. - Oderwała
dłonie od kubka i wytarła je o uda. - Byłam głupia.
Swoje wiem, szczególnie po wydarzeniach z Danie-
lem. Ale Joey...
-Joey jest tu najdłużej - wyjaśniła Naomi, kiedy stało
się jasne, że Rachel skończyła opowiadać. - Już ją
łączyły więzy ze Stefanem.
Musiała spostrzec moje zmieszanie, ponieważ
wyjaśniła:
- To znaczy, że jest już niemal jedną z nich. Je-
dyne, czego jeszcze brakuje, to pełna przemiana. Im
dłużej pozostajesz związaną, zanim umrzesz, tym
większa szansa, że uda się ciebie wskrzesić. Stefan
jest cierpliwy, jego słudzy prawie zawsze powstają,
ponieważ czeka lata dłużej niż większość wampirów.
Tłumaczyła to wszystko po to, by zmienić temat.
- Daniel? Kiwnęła głową.
- Też był związany, ale stosunkowo słabo. Zbyt
słabo, by mieć pewność, że przemiana nastąpi. To
cud, że przeżył. Stefan strasznie się wściekł. - Wzięła
łyk z kubka i skrzywiła się. - Nienawidzę zimnej
kawy. - Mimo to wzięła kolejny. - Andre zrobił to
celowo, wiesz. Jedna z tych głupich gierek z gatunku
kto jest większym twardzielem". Był okropnie
zazdrosny o Stefana, którego Marsilia faworyzowała,
a jednocześnie kochał go jak brata. Więc kiedy
wpadał w szał, atakował kogoś z nas. Zwykle
wampiry nie troszczą się zbytnio o swoje owieczki.
Myślę, że Andre nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo
zdenerwuje Stefana.
- Co się stało z Joey? - zapytałam.
- Nie żyje - powiedziała Naomi do filiżanki z kawą.
- Nie żyje na sztywno - doprecyzowała Rachel. -
Myślałam, że to ona przyjechała na motocyklu. Mia-
ła na sobie kask, a nikomu, nawet Stefanowi, nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]