[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pamięci wszystko, co miało z nią związek? Bzdura!
Boże, skąd to można wiedzieć...!
Powodowana impulsem podbiegła do telefonu. W
ciągu paru minut uzyskała z biura informacji numer
telefonu Jenny w Kolorado. Wykręciła go. Po niezliczonej
ilości dzwonków usłyszała jej zdyszany głos.
- Dzięki Bogu, że cię zastałam! - wykrzyknęła do
słuchawki Lark.
- Lark? Co się stało? Dziś jest dzień twojego
ślubu?
- Tak, Jenny, ale, gdzie jest Jared? Muszę,
absolutnie muszę z nim mówić.
- Nie wiem. Pojęcia nie mam. Był tu przed kilkoma
dniami, sporo mu wtedy nagadałam i od tego czasu go
nie widziałam.
- Nagadałaś mu? Dlaczego?
Lark usłyszała w słuchawce prychnięcie.
- Bo jest głupi. Nie powinien był pozwolić ci odejść.
I to mu powiedziałam.
- Gdybym wtedy wiedziała, że on mnie chociaż
lubi... że mam jakaś szansę.
- On cię kocha - z wielką pewnością siebie odparła
Jenny. - Tylko, czy potrafi połknąć tę dumę, która go
zaślepia? Tego nie wiem. To mój brat i bardzo go
kocham, ale wiem, że ma straszne wady. A największą
jest to, że nie umie wybaczać. Przykro mi, Lark, że nic ci
więcej nie mogę powiedzieć. I nie będę też cię
namawiała, żebyś rzuciła wszystko i przyjeżdżała tylko
dlatego, że ja wiem, że on cię kocha, i powiedziałam ci
to.
- Dziękuję ci za wszystko, Jenny. Do widzenia!
- Do widzenia, Lark. Wiele szczęścia...!
O tak, jest jej potrzebne!
Odwiesiwszy słuchawkę, Lark spojrzała w lustro. I
nagle uderzyło ją, że obraz ten już widziała. Obraz
zatrwożonej kobiety stojącej na podium w salonie strojów
ślubnych w Palm Beach.
Obraz bardzo podobny, choć twarz kobiety inna. A
może również inna jest kobieta w tej samej sukni? Tamta
miała zapadłe policzki i podkrążone oczy. Ta tryska
zdrowiem i energią.
Nowa Lark Mallory nie będzie niczyją ofiarą. Ma siłę
i wolę sięgnięcia po to, czego pragnie, bez względu na
trudności, jakie może napotkać. A nowa Lark Mallory
pragnie Jareda Wolfa i nie chce żadnego innego
mężczyzny. Dla niego jest gotowa...
Na cały głos się roześmiała. Wejdzie na najwyższy
szczyt jeśli zajdzie taka potrzeba. Jared Wolf nigdzie się
przed nią nie schroni, nie umknie jej...
Unosząc ciężką spódnicę sukni, podbiegła lekkim
krokiem do drzwi i z hałasem je otworzyła. W holu stała
Karen Dodd i coś zapisywała w notatniku.
- Ach, panno Mallory! Jak pani cudnie wygląda.
Proszę chwilkę zaczekać, zobaczę, czy wszyscy już są
gotowi na pani zejście.
- Nie potrzeba - zbyła ją Lark i ruszyła do schodów.
- Niech pani nie schodzi, niech pani nie schodzi!
Pan młody rozmawia tam jeszcze z pani ojcem. Wie pani
przecież, że to przynosi pecha, jeśli przed ślubem
spotyka się pana młodego...
Lark nie słuchała ostrzeżeń Karen Dodd i jak burza
zbiegła na dół.
Zdążyła jeszcze zobaczyć plecy swego
narzeczonego, który pięknie wystrojony, w tużurku,
właśnie wychodził przed dom.
Pobiegła za nim.
- Wes, poczekaj!
Obrócił się zdziwiony. Uniósł wysoko brwi.
- Nie powinienem cię widzieć przed ślubem, moja
droga - odezwał się dość sztywno.
- Muszę z tobą porozmawiać, teraz! To bardzo
ważne. Wróć na chwilę.
- Jeśli sobie tego życzysz... - Podszedł i stanął jak
wryty.
- Jak ty cudownie wyglądasz, twoje oczy błyszczą
jak diamenty... cała promieniejesz. - Jego surowy wyraz
twarzy ustąpił uśmiechowi. - Lark...
Była zakłopotana jego komplementami w chwili, w
której miała mu zakomunikować ostateczną decyzję.
Pierścionek ześlizgnął się łatwo z palca, jakby tylko na to
czekał. Podała go bez słowa Wesowi.
Początkowo nie pojął, co to jest.
- Co mi podajesz?
- Zwracam ci pierścionek. Nie mogę za ciebie
wyjść. Niezmiernie mi przykro. Wszystko to, co mi
przedtem mówiłeś, ma sens, ale tylko do pewnego
momentu. Małżeństwo oparte na szacunku i przyjazni
może wystarczyć wówczas, gdy nie istnieje osoba, którą
się kocha. Natomiast kiedy ta osoba żyje i mieszka w
Kolorado...
- Mówisz o tym Wolfie...? Ty go kochasz?
- Duszą i ciałem.
- Przed dwoma dniami nie sądziłaś, byś miała
jakąkolwiek szansę...
- Muszę zaryzykować, chociażby szansa miała być
minimalna.
Patrzył na nią jakby nie wierzył własnym uszom.
- Twój ojciec zapewniał mnie, że to jest chwilowe
zadurzenie i że z tego wyjdziesz. I że nic nie obchodzisz
tego faceta. %7łe on cię tylko wykorzystał jako narzędzie
zemsty.
- To jest kłamstwo!
Wes pokiwał głową.
- Kto wie, czy nie masz racji... - Długą chwilę się
wahał, a potem powiedział: - Słuchaj, to ja ci już to
powiem... Twój ojciec ostrzegał mnie, nalegał, prosił,
żebym ci nie mówił, ale powiem. Jared Wolf nie
zadzwonił do mnie po to, żeby powiedzieć, gdzie jesteś.
Szybko doszedłem do wniosku, że zadzwonił, by
sprawdzić, czy ślub jest odwołany, czy nie. Dopiero kiedy
mu powiedziałem, że nie jest odwołany, poprosił o adres,
pod który może wysłać prezent ślubny. A w ogóle nie
miałem pojęcia, kto do mnie dzwoni. Powiedział, że
dawny znajomy. Dopiero kiedy wspomniałem jego
nazwisko twojemu ojcu, skoczył pod sam sufit. Tak
wygląda prawda, Lark.
Lark w tym momencie wręcz pokochała Wesa
Sherborna. Stanęła na palcach i złożyła lekki pocałunek
na jego policzku.
- Dziękuję ci, bardzo dziękuję. I tak byłam
zdecydowana, ale to, co mi powiedziałeś, tylko utwierdza
mnie w przekonaniu, że postępuję słusznie. Teraz mi
pozostaje tylko go odnalezć.
- Powodzenia! - krzyknął za nią, gdy wybiegła z
domu. Dostrzegł coś przez oszklone drzwi i dodał pod
nosem: - Już chyba znalazła.
Po schodach wchodził szczupły wysoki mężczyzna.
Widząc Lark, chwycił ją w ramiona i przytulił do piersi.
Lark cicho łkała ze szczęścia.
- Jared... O, Jared, ja właśnie...
- Bądz cicho, nic nie mów. Przyjechałem po ciebie.
Już nigdy nigdzie nie będziesz musiała uciekać. A facet,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]