[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rory właśnie opowiadał mi o Craigu powiedział Martin.
Siedział naprzeciwko naszego gościa, z rękami skrzyżowanymi na piersiach, z twarzą zrelaksowaną
i spokojną. Pan Sceptyczny.
I co takiego mówił?
Wślizgnęłam się na krzesło na końcu stołu. Częścią mózgu zastanawiałam się, czy miałabym od kogo
pożyczyć elektroniczną nianię. Tak chyba nazywało się to urządzenie?
Mówiłem panu Bartellowi, że przyjazniliśmy się z Craigiem od dziecka. Nasi staruszkowie też się
przyjaznili. Potem, kiedy mama i tata Craiga umarli, Craig przeprowadził się do swojej cioci i wujka,
państwa Harbor. Jego brat, Dylan, był już dość dorosły, żeby żyć na własną rękę, ale za młody, żeby
zajmować się Craigiem, a Harborowie chętnie go przyjęli.
Rory przerwał, żeby ugryzć bułeczkę, a ja próbowałam poukładać sobie w głowie te stosunki rodzinne.
Czyli to oni podczas ślubu Reginy pełnili rolę rodziców Craiga?
Tak, to byli państwo Harbor potwierdził Rory. Wychowali własne cztery córki. Ale teraz pan
Harbor choruje.
Martin i ja siedzieliśmy, mrugając jak jakieś głupkowate sowy.
Chodzi może o Hugh Harbora? zapytał Martin, wyraznie wydobywając to imię z otchłani
pamięci.
No mruknął Rory, pakując sobie do ust kolejną słodką bułeczkę. Pani Harbor przed ślubem
nazywała się Thurlkill.
A twoi rodzice?
Moja mama, Cathy, też jest z Thurlkillów powiedział Rory z niejaką dumą. Ja i Craig jesteśmy
jakoś tam spokrewnieni. Mój tata to Chuck Brown, a jego tata nazywał się Ross Graham.
Martin odwrócił wzrok i popatrzył na lodówkę. Wiedziałam, że głęboko się zamyślił, bo postukiwał
palcami w taki sposób, jak wtedy, gdy ma pomyły, o których nie może mówić.
Brat Craiga był na weselu powiedział nagle. Wydawał się dosyć miły.
Dylan jest świetny ochoczo zgodził się Rory. A on i jego żona Shondra mają najśliczniejszą
córeczkę na świecie.
Martin znów się zapatrzył i zamyślił.
Poczułam, że powinnam coś powiedzieć.
Rory, jeżeli chcesz się odświeżyć, to w górnej szufladzie w łazience na dole jest zapakowana
szczoteczka do zębów powiedziałam naszemu niespodziewanemu gościowi. W szafie przy
umywalce są ręczniki, i chyba stoi tam mydło i szampon.
Rory natychmiast podchwycił tę niezbyt subtelną wskazówkę.
Byłoby super powiedział szczerze do Martina, zanosząc swój kubek i talerz do zlewu.
Pomyślałam o czymś jeszcze.
Jeśli położysz ubranie pod drzwiami łazienki, to wrzucę je do prania zaproponowałam. Wstałam,
żeby pójść na górę i zajrzeć do Haydena. Tylko zaniosę szlafrok do łazienki.
Dziękuję pani powiedział nieśmiało.
Martin wpatrywał się w Rory ego, jakby ten był kosmitą ubranym w niezbyt dobrze dopasowany
kostium człowieka. Wyszłam z kuchni i ruszyłam po schodach na górę w swoim normalnym tempie,
i uświadomiłam sobie, że muszę iść wolniej. Poprzednia noc dała mi w kość, a noszenie dziecka
sprawiło, że ramiona mi drżały. Nie byłam w kondycji, żeby mnie wrzucać w rolę matki.
Ze znalezieniem szlafroka dla Rory ego nie było żadnego kłopotu, bo gdy ludzie nie wiedzą, co
podarować Martinowi, kupują mu szlafrok. Niektórzy mężczyzni dostają rękawiczki, inni krawaty; mój
mąż dostaje szlafroki. W zeszłym roku mój rzadko widywany ojciec przysłał nam zielone frotte
(w których wyglądaliśmy jak chodząca sztuczna trawa). Syn Martina, Barrett, przysłał mu jedwabny
w paski, a moja matka dała mu niebieski flanelowy. Rok wcześniej Barby sprezentowała mu
najładniejszy z tych wszystkich, z popielatej satyny bawełnianej z wyhaftowanym kasztanowatą nicią
monogramem.
Zielony szlafrok frotte powiesiłam w łazience na dole, a Rory zaraz się tam zamknął. Kilka minut
pózniej jego ubranie zostało złożone dyskretnie za progiem, a ja poszłam na tyły domu do pralni
z suszarnią, żeby załadować pralkę. W koszu na pranie zawsze coś było, więc mogłam dorzucić coś do
tego małego kłębka ubrań.
Martin trzymał w dłoni telefon i zerkając do swojego adresownika, wybierał numer. Słuchając sygnału,
popatrzył na zegar ścienny w kuchni.
Dzień dobry powiedział. Pomyślałam, że miał niepewny głos, co w jego przypadku było
rzadkością. Proszę z Cindy Bartell.
Zaczęłam pakować naczynia do zmywarki cokolwiek, byle tylko zostać w kuchni i zajmować się
czymś, stwarzając pozory, że nie jestem tam po to, żeby posłuchać tej rozmowy.
Cindy? Tu Martin. Jak się miewasz? Barrett mi mówił, że masz partnera w& Tak, w zeszłym
tygodniu dzwonił do mnie do pracy.
Barrett nienawidził dzwonić tutaj, bo ja mogłabym odebrać.
Cieszę się, że wreszcie masz trochę wolnego czasu. A kto& ?
Wyraz twarzy Martina stał się naprawdę dziwny.
Dennis Stinson powiedział. Hmmm&
Wyglądał, jakby powstrzymywał się od jakiejś uwagi. Uznałam, że Martin znał tego Dennisa Stinsona;
ale, szczerze mówiąc, interesy Cindy w tej chwili nie należały do moich najważniejszych trosk.
Usłyszałam kwilenie Haydena na górze i aż się skuliłam. Pognałam na górę w takim tempie, że aż
żałowałam, że Martin nie mierzy mi czasu. Stanęłam przy łóżeczku i wyciągnęłam ręce w uspokajającym
geście, jakby to mogło na nowo uśpić dziecko. Zauważyłam, że ręce mi drżały, a ciiiicho, ciiii
powtarzałam z lekkim obłędem. Pożyłkowane niebiesko powieki Haydena zatrzepotały jeszcze raz, zanim
znów zapadł w sen.
Czując się tak, jakbym uniknęła stada pędzących bawołów, wycofałam się na dół i opadłam na krzesło
naprzeciwko Martina. Położyłam głowę na stole, opierając ją o przedramiona. Po chwili poczułam we
włosach palce Martina. Czochrał je tak, jak człowiek bezwiednie głaszcze psa, ale byłam tak zmęczona
przez przedłużającą się potrzebę, żebym to ja wyjątkowo była tą silną, że nawet tę bezmyślną pieszczotę
uznałam za kojącą.
A widziałaś się może ostatnio z Reginą? rzucił Martin do telefonu.
Słyszałam lekkie brzęczenie odpowiedzi Cindy.
Nie przez ostatnich pięć miesięcy? A czy kiedy ją ostatnio widziałaś, zauważyłaś, żeby przybrała na
wadze?
Bzz, bzz.
Urodziła dziecko oznajmił Martin.
Z drugiej strony dobiegł jakby krzyk.
Tak, naprawdę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]