[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie widział. Jak na moje, to wszyscy oni chodzą, kurna, za bardzo naćpani, by
cokolwiek zauważyć", stwierdził detektyw konstabl Murray Lowen. Furgonetkę
przewieziono do policyjnego warsztatu i rozebrano na części, ale niczego nie
znaleziono.
81
Ani śladów krwi, ani włosów, które należałyby do kogokolwiek innego niż jego
żona i córeczka. Niemniej jednak zabójca musiał jechać samochodem, jeśli
porzucił go tutaj. Prawdopodobnie wrócił do domu autobusem numer 1, ale nikt go
nie widział.
Powinni byli dowiedzieć się czegoś na ulicy, przy której zostawiono pojazd. Ktoś
musiał przecież widzieć, jak porzucano furgonetkę. Funkcjonariusze chodzili od
domu do domu, wypytując mieszkańców. Oczywiście praworządni obywatele potrafili
idealnie wytłumaczyć, dlaczego nic nie wiedzieli: jeśli samochód porzucono po
zapadnięciu ciemności, mieli zasłonięte okna, mogli już nawet leżeć w łóżkach;
za dnia też nie wychodzili zbyt często, gdy pogoda nie sprzyjała; oglądali
telewizję lub spali. Ustalono jedynie, że furgonetki nie było we wskazanym
miejscu przed zapadnięciem zmierzchu, a gdy rano odsłonięto okna, już stała na
ulicy.
Forrest przeglądał te zeznania wiele razy, szukając odpowiedzi na podstawowe
pytania. Gdzie chirurg" przeprowadził operację? Skąd wziął potrzebny sprzęt?
Nawet w domu, wtedy gdy powinien spać, Forrest zmuszał się do pracy, starając
się zrozumieć. %7łałował, że nie posiada małych szarych komórek" Herkulesa
Poirota i nie dane mu jest olśnienie godne Sherlocka Holmesa, doznane choćby
przy pomocy kokainy.
Waterman twierdził, że rozwiązanie przyniesie analiza psychologiczna. Forrest
siedział więc samotnie w ciemności i ciszy, starając się zgłębić umysł mordercy.
Co mogło doprowadzić istotę ludzką do tego rodzaju działania? W swoim małym, nie
umeblowanym saloniku, z którego wszystkie sprzęty zabrano do nowego gniazdka
miłości jego żony, niemal uśmiechnął się do siebie, bo odpowiedz na to pytanie
brzmiała: nic. Morderstwo owszem, w przypływie wściekłości, w szale nienawiści
lub by obronić ukochaną osobę. Sam myślał o zabójstwie, gdy jego żona tak
żarliwie opisywała swą miłość do innego mężczyzny. Chciał tego faceta tłuc,
kopać, wybić mu ją młotkiem z głowy, a ją udusić. Ale to były tylko myśli, lawa
nienawiści, która stężała, nim dojrzała do jakiejkolwiek akcji poza działaniami
prawnymi.
Jeśli więc on sam nie miał odpowiedniego doświadczenia, by odgadnąć, co mogło
doprowadzić do morderstwa popełnionego z zimną krwią, rozumował Forrest, co akt
ten mógł mu powiedzieć o samym mordercy? %7łe jest niezrównoważony? Szukamy więc
szaleńca.
82
1
i Długo wpatrywał się w pustą ścianę, przypominając sobie obraz, który tam
wisiał, zanim żona go zabrała, pozostawiając tylko hak. To był dziwny obraz,
zupełnie nie pasujący do salonu, nawet jak na upodobania Maggie. Sztych faceta o
nazwisku Magritte. Forrest zawsze nazywał go Ludzikowym deszczem". Takie
właśnie robił na nim wrażenie: panowie w melonikach jak ulewa spadali na rząd
identycznych, musztardowych w kolorze domów. %7łona powtarzała mu tytuł obrazu
wiele razy, ale teraz za nic nie mógł go sobie przypomnieć. Rozpoznawał go
czasem, gdy przechodził koło sklepów z awangardowym malarstwem, sklepów tak
bardzo przypominających mu o żonie, kobiecie, która starała się wyglądać i
zachowywać szykownie, jak ktoś o wyrafinowanym guście. Forrest uśmiechnął się
smutno. Może zresztą taka była. Może była kobietą o wyrafinowanym guście. Może
właśnie dlatego w końcu go rzuciła dla kogoś innego, kogoś, kto potrafił docenić
w niej te wartości, których on nie widział. Choć nie miał pojęcia, jak ten
pozbawiony podbródka nauczyciel francuskiego mógł uchodzić za... Wstał, czując
przypływ złości. To na nic. Zupełnie na nic. Spojrzał na hak. Musi znalezć nowy
obraz albo pozbyć się kołka ze ściany. Musi przestać bić głową w mur, pomyślał i
umyślnie skierował swą uwagę na Karys, by złagodzić przenikający go bolesny
gniew. Wspomnienie jej zamyślonych, szarych oczu, łagodnego głosu odniosło
natychmiastowy skutek. Do diabła. Działała na niego jak dobry środek
uspokajający.
Przestał o niej myśleć równie szybko, jak zaczął. Uznał to za niesprawiedliwość
wobec niej. Nic o niej nie wiedział. Na jej obraz składały się głównie jego
marzenia, wyobrażenia stymulowane pragnieniami samotnego, zgorzkniałego umysłu.
Forrest wziął butelkę whisky z kominka i nalał sobie solidną porcję. Zapalił
małe cygaro i poczuł się strasznie samotny. Bardziej samotny niż kiedykolwiek od
czasu odejścia Maggie. Musiał z kimś porozmawiać. Mylił się, uważając, że
samotność przestanie dokuczać tak bardzo, a w końcu da mu spokój raz na zawsze.
Dręczyła go cały czas i stawała się coraz bardziej uciążliwa, a w tej chwili
wręcz nie do zniesienia. Ciche mieszkanko w blizniaczym domu dawało zbyt wiele
okazji do myślenia, nawet teraz, w tym gorącym okresie, gdy każdą wolną chwilę
spędzał skoncentrowany na śledztwie. Tak naprawdę, był nawet zadowolony z pracy
po godzinach. Nie ze względu na pieniądze. Niewiele teraz potrzebował. Dzięki
spra-
wiedliwemu podziałowi majątku w czasie rozwodu był wypłacalny. Ale samotność
dawała zbyt wiele czasu do myślenia. A myślenie właśnie teraz nie było
przyjemne.
Nawet po wypiciu whisky przewracał się z boku na bok przez całą noc. Może nie
powinien był w ogóle się kłaść. Wreszcie nad ranem dał za wygraną i zaniechał
prób zaśnięcia. Nie odważył się skorzystać z tabletek na sen, przepisanych przez
lekarza, bo musiał być przytomny w dzień. Zaparzył więc herbatę i zagapił się w
okno, jakby oczekiwał, że z pomocą boskiego objawienia będzie mógł zobaczyć
następną ofiarę chirurga".
Chirurg" bardzo dobrze wiedział, kto będzie jego następną ofiarą. Została
wybrana z tą samą dokładnością i precyzją, jaka charakteryzowała wszelkie jego
działania. Tak jak na liście zabiegów na sali operacyjnej, wszystko musiało się
dziać w należytym porządku. Nic przypadkowego nie mogło się zdarzyć podczas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]