[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i zwinności, lecz także dzięki przemyślnemu utrzymywaniu się w ciągłym ruchu, wiro-
waniu, gonitwie, podskokom i nieustannym zmianom miejsca, przez co obserwator nie
wiedział, czy widzi ich dwadzieścia czy dwieście. Niezwykle chytre stworzenia.
Conhoon wiedział, że chcąc wygrać musi je przechytrzyć. Pogrążył się w rozmyśla-
niach i nie odezwał się ani słowem aż do postoju. Kiedy w zamyśleniu usiadł na pła-
skim głazie, Kate podała mu pajdę chleba z masłem. Przyjął ją w milczeniu i zaczął po-
woli przeżuwać.
Po czym poznam Elfa-porywacza, kiedy go zobaczę? wyrwała się Kate, nie
mogąc dłużej utrzymać ciekawości na wodzy.
Nie zobaczysz go. Dobrzy Ludzie nie pokazują się zwyczajnemu człowiekowi
odpowiedział Conhoon z roztargnieniem.
Zobaczę. Urodziłam się w środku nocy i mam dar widzenia duchów i Elfów.
Conhoon przekrzywił głowę i spojrzał na nią z nowym zainteresowaniem.
To dlaczego mnie pytasz, dziewczyno, skoro sama możesz je widzieć?
Widziałam tylko dwóch w tłumie na jarmarku i nie mogłam im się dobrze przyj-
rzeć. Poza tym to były zwykle Elfy, nie porywacze wyjaśniła Kate.
Conhoon pogładził w zadumie brodę.
Niektóre Elfy-porywacze są piękne zaczął. Piękne jak anioły. Włosy mają
złote, oczy niebieskie, skórę jak mleko, drobne dłonie i stopy, proste nogi, krągłe kolana
i głosy łagodne jak głos harfy potrącanej delikatnym powiewem wiatru. Nie ma nic
piękniejszego niż piękny Elf-porywacz, szkoda tylko, że obyczaje nie odpowiadają ich
urodzie. Nawet te, które nie są tak piękne jak najpiękniejsze, są mile dla oka i trzeba się
dobrze przyjrzeć, żeby dostrzec ich ułomności.
Jakie to ułomności?
Aatwo je wymienić. U Elfów płci męskiej jedno ramie jest wyższe na grubość
wąsa szarego kota i jedno oko jest o tyle samo niżej umieszczone, jedna ręka jest dłuż-
sza o odległość między pazurami na nodze pchły i jedna noga jest o tyle samo krótsza.
I nigdy nie jest to taka sama ręka, noga, oko czy ramię tylko codziennie inne.
Kate przez chwilę przetrawiała tę informację.
A jak jest u Elfów płci żeńskiej? spytała.
To też łatwe, U kobiet jedno ramię jest niższe o grubość wąsa szarego kota, jedno
oko jest o tyle samo wyżej umieszczone, jedna ręka jest krótsza o odległość między pa-
zurami na nodze pchły, a jednak noga o tyle samo dłuższa. I u nich też nigdy nie jest to
ta sama ręka, noga, oko czy ramię, tylko każdego dnia inne.
Jestem zbita z tropu tą informacją przyznała Kate po dłuższym milczeniu.
Zbijanie ludzi z tropu leży w naturze Elfów-porywaczy powiedział Conhoon
89
wstając i przeciągając się. One bardzo nie lubią, kiedy się je rozpoznaje. Dlatego naj-
lepiej nie przyznawaj się, że masz zdolność widzenia ich.
A co mogą mi zrobić? spytała Kate zadziornie.
Mogą ci wydłubać oczy.
Usłyszawszy to Kate umilkła. Ani ona, ani Conhoon nie odzywali się aż do chwili,
kiedy Kate nagle psyknęła ostrzegawczo, wyrywając czarownika z zadumy.
Tam są powiedziała.
Conhoon poderwał głowę, rozejrzał się i nie dostrzegł nic poza rozległą zieloną po-
laną okoloną drzewami. Uniósł medalion Cechu Czarowników, który nosił na szyi i spoj-
rzał przez mały Otwór Prawdziwego Widzenia znajdujący się pośrodku. Rzeczywiście,
na polanie były Elfy-porywacze, tańczące, skaczące, wzlatujące, wirujące, stale w ruchu,
znikające za, między i pod sobą jak bańki powietrza pod wodospadem. Były ich dzie-
siątki, może setki, albo pół kopy, a może tysiąc. Nikt nie potrafiłby tego określić, gdy tak
migały przed oczami, nawet kiedy pozornie prawie stały w miejscu.
Conhoon wypuścił z palców medalion i przetarł oko. Elfy znikły. Wypowiedział
słowa widzącego czaru i znów ukazały się jego oczom w całej swej oszałamiającej ob-
fitości.
Zostań tutaj, i nie daj po sobie poznać, że je widzisz powiedział do Kate. Ja
pójdę z nimi porozmawiać.
Widziałam mojego tatę! zawołała Kate w podnieceniu. Był między nimi
i tańczył z jakąś panią.
Ta banda potrafi zatańczyć człowieka do ogłupienia i zostawić go na stoku wzgó-
rza osłabionego jak wydojona krowa. Jak wyglądał twój tata?
Wyglądał na szczęśliwego odpowiedziała Kate z wyrazną troską w głosie.
Biedak został urzeczony.
Niewątpliwie. Tata nie miał takiego uśmiechu na twarzy, odkąd nauczył się cho-
dzić.
O Farrisseyowie nigdy nie byli znani z pogodnego usposobienia, co dobrze pa-
miętam. Zaczekaj tutaj, a ja porozmawiam z Elfami. Twój tata jeszcze dziś będzie znów
sobą.
Conhoon zsiadł z konia i powierzywszy go opiece Kate, ruszył w stronę roztańczo-
nego tłumu. Elfy zauważyły przybycie mężczyzny i dziecka, nic nie uchodziło ich uwa-
dze, i wiele oczu było zwróconych w jego stronę, kiedy zbliżył się z ręką uniesioną
w przyjaznym geście powitania. Ale nawet zaciekawione Elfy wirowały i przemykały,
równie niepoliczalne jak płatki śniegu w zamieci. Czarownik na próżno szukał wzro-
kiem Finbara O Farrisseya.
Na spotkanie wyszedł mu jeden z mężczyzn. Był w wieku pośrednim, gdzieś mię-
dzy młodością a starością. Włosy miał kruczoczarne, gęste i lśniące, skórę gładką, ruchy
90
żwawe i zręczne, ale jego czarne oczy były jak zwierciadła, w których odbiło się już
wszystko, co jest na tym świecie i na paru innych. Nic ich nie mogło zdziwić. Ubrany
był prosto, ale elegancko w miękkie tabaczkowe spodnie do kolan, aksamitny płaszcz
z błyszczącymi guzikami i pantofle ze sprzączkami. Jego koronkowa koszula lśniła bielą
niby światło księżyca.
Dzień dobry, wędrowcze odezwał się z miłym uśmiechem.
Dzień dobry tobie i całej kompanii odpowiedział Conhoon z równie miłym
uśmiechem. Zatrzymał się i położył dłoń na brodzie.
Jaka piękna siwa broda powiedział Elf.
Dziękuję, Ty też jesteś przystojnym mężczyzną i twoi przyjaciele też są piękni.
Elf uśmiechnął się jeszcze milej. Zbliżył się o krok i przyjrzał się Conhoonowi z za-
interesowaniem.
Powiedz mi proszę, jak to się dzieje, że mnie widzisz? spytał.
Widzę cię, gdyż jestem czarownikiem. I jeżeli ktoś spróbuje wydłubać mi oczy,
wielkie nieszczęście spadnie na cały klan Elfów odparł Conhoon.
Ach, tak powiedział Elf z powagą i cofnął się o krok. To dobrze, że nas
uprzedziłeś. Tyle rzeczy się dzieje, wiesz, odrobina maści Elfów w jednym oku, szczypta
popiołu z ogniska Elfów w drugim, a oni podglądają, wtrącają się w nie swoje sprawy
i widzą rzeczy, których nie powinni oglądać. Chodzi mi tylko o nasz spokój. Nie wątpię,
że ktoś taki jak pan rozumie te sprawy.
Rozumiem odpowiedział Conhoon. Nie spuszczał swojego rozmówcy z oka,
częściowo z ostrożności, a częściowo dlatego, że nieustanny ruch pozostałych Elfów
przyprawiał go o zawrót głowy.
Miło to słyszeć. Czy zechcesz zjeść z nami wieczerzę, mój dobry czarowniku?
Nie przyjechałem tutaj na kolację, tylko po Finbara O Farrisseya, którego porwa-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]