[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Bardzo przepraszam, Jed. Nie wiedziałem, że znajdę kogoś w
bibliotece. Pomyślałem sobie, że zapomniano zgasić światło. - Stanął obok
biurka, miał na sobie szlafrok narzucony na piżamę w kolorze czerwonego
wina. - Przepraszam, przerwałem ci? - Spojrzał z zaciekawieniem na stos
pokrytych gryzmołami kartek.
Jed usiadł prosto, żeby rozluznić zmęczone mięśnie ramion.
- Chyba i tak przyda mi się przerwa. - Skrzywił się, gdy zegar w holu
wybił godzinę czwartą. Pracował bez przerwy trzy godziny - zadziwiające,
po tylu bezpłodnych miesiącach.
- Brandy? - David podniósł karafkę i napełnił dwa kieliszki. -
Właściwie nie wolno mi pić alkoholu - stwierdził z pewnym
zawstydzeniem, gdy usadowili siÄ™ wygodnie w fotelach przy kominku. -
Ale gdybym przestał robić wszystko, czego zabraniają mi lekarze, moje
życie byłoby naprawdę nieszczęśliwe. Niestety, wydaje się, że niewiele
mogę poradzić na bezsenność. Chociaż to czasem pomaga. - Upił trochę
brandy.
- Czy Meg już śpi? - spytał łagodnie.
Marszcząc brwi, Jed przyglądał się intensywnie brązowemu płynowi
w lampce, którą trzymał w obu dłoniach.
92
R S
- Sprawy... nie zawsze są takie, na jakie wyglądają - powiedział
powoli i spojrzał starszemu mężczyznie w oczy.
David uśmiechnął się.
- Chyba coś podobnego usłyszałem dzisiejszego wieczoru od Meg.
Jed uniósł brwi.
- Na ten sam temat? - spytał ostrożnie. Starszy pan uśmiechnął się
szerzej.
- Nie pytam swoich córek o ich osobiste sprawy. Jed rzucił mu
ponure spojrzenie.
- A co z ich mężczyznami?
- No cóż, to inna sprawa - odpowiedział z ironią Hamilton i zaśmiał
się, widząc zakłopotaną minę Jeda. - Nie zamierzam pytać, jakie masz
zamiary wobec Meg, jeśli tego się obawiasz - zapewnił go pogodnie. - Z
pewnością jest na tyle dojrzała, że wie, co robi.
Chciałby móc powiedzieć to samo o sobie.
Z jednej strony pragnÄ…Å‚ uciec jak najszybciej i jak najdalej od Meg, z
drugiej - chciałby zamknąć się z nią w sypialni na tydzień, żeby mogli
sycić się sobą. Choć nie sądził, by mądrze było dzielić się tą myślą z jej
ojcem.
- A teraz sądzę, że czas już, abym wrócił do łóżka. - David wysączył
resztkę brandy i wstał. - Jeśli pamięć mnie nie zawodzi, małe dzieci mają
skłonność do bardzo wczesnego wstawania w Boże Narodzenie.
Jed miał okazję przekonać się o tym kilka godzin pózniej, kiedy
odwieczny okrzyk:  Mamusiu, mamusiu, Mikołaj tu był!" dobiegł z
sąsiedniej sypialni. Uśmiechnął się, wyobrażając sobie podniecenie Scotta
na widok worka z prezentami.
93
R S
Nachmurzył się jednak z lekka, gdy zobaczył, że jest dopiero wpół
do siódmej; spał zaledwie dwie godziny.
Oczywiście, sam był sobie winien, choć nie wyszedł na tym zle,
gdyż napisał cały pierwszy rozdział nowej książki i miał już zarys całości.
Potrzebował tylko czasu, by usiąść i wszystko spisać. Tylko. Przez ostatnie
dwa miesiące spędzone w Anglii miał mnóstwo czasu, ale nie napisał
niczego, co warte było czytania.
- Och, mamusiu, zobacz, co przyniósł mi Mikołaj. - W głosie Scotta
dzwięczał nabożny zachwyt. - Dokładnie taki sam widziałem w sklepie i
opisałem w liście do Zwiętego Mikołaja.
Nie da rady, pomyślał Jed, nie mógł dłużej tak leżeć i słuchać przez
ścianę podnieconych okrzyków Scotta. Musiał być częścią tego, co działo
siÄ™ w sÄ…siednim pokoju.
Jaskrawoczerwony worek, który minionej nocy wisiał pusty w
nogach łóżka Scotta, leżał teraz na podłodze, a chłopiec z zapałem grzebał
w wypychajÄ…cych go prezentach. ,
Meg uniosła głowę i przywitała Jeda uśmiechem.
- Odwiedził nas Zwięty Mikołaj. - Uśmiechnęła się czule do
nieposiadającego się z radości synka.
- Spójrz, Jed! - Scott uniósł jeden z prezentów, który już rozpakował.
Najwyrazniej to on wywołał wcześniej jego zachwyt: czerwony traktor z
przyczepą, zawierającą kilka dziwnie wyglądających plastikowych świnek.
- Hej, to cudowne, kolego. - Z szerokim uśmiechem usiadł na
podłodze i zwichrzył ciemne loki chłopczyka. - Chcesz, przyniosę ci
filiżankę kawy? - zwrócił się cicho do Meg, gdy Scott zaczął rozrywać
papier na kolejnym pakunku.
94
R S
Zareagowała zdziwieniem i Jed zrozumiał, że mieszkając tylko ze
Scottem, nieczęsto spotykała się z taką propozycją. Może nigdy. Nadal nie
wierzył, że wdawała się w niezobowiązujące romanse - Meg Hamilton
miała wprost wypisane na twarzy  stały związek lub nic". Dlatego budziła
w nim taki lęk.
Potrząsnęła głową.
- Zostań i ciesz się - zachęciła go. - Nie ma nic przyjemniejszego od
widoku dziecka w bożonarodzeniowy ranek.
Miała rację. Jed i Meg siedzieli pośród prezentów i opakowań, gdy
pół godziny pózniej Scott znalazł i rozwinął główny prezent, spoczywający
na samym spodzie wielkiego worka. Na kilka chwil odebrało mu mowę.
- To farma, mamusiu - wysapał w końcu z niedowierzaniem. -
Prawdziwa farma. - Malutkie paluszki z nabożeństwem dotykały
budynków, obory, ogrodzenia i różnych zwierząt.
Jed zobaczył, że Meg powstrzymuje łzy na widok zachwytu na
twarzy syna. Jego też coś ścisnęło w gardle, a jednocześnie czuł
wdzięczność dla Meg, że pozwoliła, aby dzielił z nią to przeżycie.
Wstał gwałtownie, uświadomiwszy sobie, co się z nim dzieje. Nie
mógł chyba... Do diabła, przecież znał tę kobietę dopiero od trzydziestu
sześciu godzin.
Ale gdy spojrzał na kruczoczarną głowę Meg, jej długie włosy
spływające na ramiona, twarz bez śladu makijażu, ciało zamaskowane
koszmarną piżamą, wiedział, że urzeczywistniły się jego najgorsze obawy.
Zaczynał się zakochiwać.
95
R S
ROZDZIAA ÓSMY
Meg zerknęła na stojącego obok niej Jeda. Zmarszczyła brwi, widząc
nagły chłód na jego twarzy.
- Co się stało?
- Pójdę po tę kawę - uciął ostro, odsunął się gwałtownie i ruszył ku
drzwiom.
Przyglądała mu się i zastanawiała, co spowodowało tak szybki
odwrót. Może rozmowa o farmie Scotta obudziła w nim tęsknotę za [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \