[ Pobierz całość w formacie PDF ]
koju, ale tym razem będę się nim opiekować, więc chodz
my tam.
- Arturze! -jęknął cicho Magnus.
Nie zważała na słabnące protesty. Gdy szczęśliwie do
tarli do pokoju, sama rozebrała chorego i z pomocą Artura
położyła do łóżka. Nie widziała powodu, by wzywać lo
kaja, i machnęła ręką na konwenanse.
- Co dalej? - zapytała.
- Trzeba podać lekarstwo. Zaraz przyniosę. Na razie
wystarczy go obmyć. Proszę uważać, żeby nie pobrudził
pościeli.
- Arturze, zabierz ją stąd - wykrztusił Magnus zmie
nionym głosem.
- Cicho. - Caroline odprawiła gestem kamerdynera. -
Zostanę z tobą. Nie martw się, wkrótce poczujesz się le
piej. Jak zwykle odzyskasz siły. - Rzucił jakieś słowo,
którego nie zrozumiała. - Słucham?
- Miednica!
Podbiegła do umywalki i natychmiast podała mu por
celanową miskę. Zdążyła na czas.
- Już dobrze, odpocznij - uspokajała, kiedy mdłości
ustąpiły. Służący przyniósł wodę, więc obmyła gąbką zła-
nego potem Magnusa.
- Lekarstwo.
- Tak, Artur zaraz je przyniesie.
Zimna woda chłodziła rozpaloną skórę. Wkrótce chory
połknął sporą dawkę środka łagodzącego jego cierpienia.
- Zostanę przy nim, pani hrabino - powiedział Artur.
Potrząsnęła głową.
- Nie, będę czuwała. - Zawahał się, więc dodała: -
Możesz odejść.
Nie zaprotestował, jakby uznał za właściwe, że Caro-
linÄ™ podejmuje decyzje i wydaje mu polecenia.
Po jego wyjściu Magnus zapadł w sen. Uspokoiła się,
słysząc regularny, głęboki oddech. Tak samo wyglądał,
gdy spał w jej ramionach. Skórę miał chłodną i wilgotną,
zatem gorączka spadła. Artur wspomniał, że atak nie jest
grozny, więc najgorsze minęło. Mimo to nadal siedziała
na brzegu posłania. Uległa pokusie i odgarnęła ciemne
włosy, a potem dotknęła policzka. Z zachwytem pomyśla
ła, że jest pięknym mężczyzną. Pochyliła się i pocałowała
go w czoło, a potem skuliła się obok i naciągnęła kołdrę,
by go przykryć.
Gdy po kilku godzinach obudziły go dreszcze i kolejna
fala mdłości, klnąc polecił jej wyjść z pokoju. Zamiast
usłuchać, podtrzymała go, pomogła usiąść i uspokajała ła
godnie. Nim kolejna dawka laudanum zaczęła działać,
wymamrotał:
- Poczekaj, niech no wyzdrowiejÄ™.
Uśmiechnęła się, słysząc te pogróżki. Z pewnością
padnie sporo gorzkich słów. Biednemu Arturowi także się
oberwie, bo nie posłuchał rozkazu. Nie mogła jednak opu-
ścić męża w potrzebie; żadne grozby nic tu nie pomogą.
Była z nim przez cały dzień. Po zapadnięciu zmroku po
leciła służącemu przynieść fotel i postawić go przy łóżku.
Drzemała na siedząco, czujna i wsłuchana w oddech
Magnusa. Gdy obudził się na krótko przed świtem, naty
chmiast otworzyła oczy i spojrzała na niego przytomnie.
- Moja droga, dostaniesz za swoje - powiedział.
ROZDZIAA JEDENASTY
Magnus spełnił swoją grozbę i surowo ukarał Caroline
za nieposłuszeństwo. Przez cały następny tydzień był dra-
żliwy, ponury i wyjątkowo arogancki. Ilekroć ją widział,
przynajmniej raz podkreślał z naciskiem, że nie wolno za-
kłócąc mu spokoju, kiedy nadejdzie atak choroby. Gdy
słuchała tych napomnień z niezmąconym spokojem, iry-
tował się jeszcze bardziej.
- Odprawię cię, nie dając ani grosza, jeśli ośmielisz się
sprzeciwić po raz wtóry! - grzmiał pewnego wieczoru
przy kolacji.
Rzuciła mu pobłażliwe spojrzenie, które tylko pogor
szyło sytuację. Nie mógł spokojnie usiedzieć na krześle.
- Nie bądz taka harda - burknął. - Wiem, co myślisz.
Kiedy tracę siły, nie mogę ci niczego zabronić, więc i tak
zrobisz swoje. Ale przyrzekam, że jeśli zobaczę cię w po
koju, gdy... poczuję się gorzej, każę spakować twoje rze
czy i w mgnieniu oka wrócisz do zajazdu!
- Nie możesz tego zrobić - odparła, żując starannie
mięso. - W kontrakcie brak takiej klauzuli.
- Proszę? - Magnus wstał. - A więc do tego doszło!
Kpisz sobie ze mnie, ty mała spryciaro! Zasłaniasz się
kontraktem, żeby mnie szantażować! To ci nie ujdzie na
sucho!
Caroline spokojnie jadła kurczaka.
- W naszej umowie jest czamo na białym, że mam się
tobą opiekować. Sam wprowadziłeś tę klauzulę.
Magnus bezgłośnie poruszał ustami, a ona jadła dalej.
Nie zwracała uwagi na jego gniewne pomruki i grozby.
Od czasu do czasu podnosiła wzrok, rzucając mu przyja-
zne spojrzenie. Wstał od stołu, potarł dłonią usta i zacisnął
powieki. Złość i poczucie bezsilności sprawiły, że miał
wrażenie, iż znalazł się w pułapce.
- Magnusie, przestań się denerwować. To może wy
wołać nawrót choroby. - Dopiero gdy poczuł jej dłoń na
ramieniu, zdał sobie sprawę, że do niego podeszła.
- Czy to nie dość, że wkrótce umrę, że nic mnie już
w życiu nie czeka, że nie zobaczę swego dziecka? Dlacze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]