[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przewidywała, co nastąpi za chwilę.
Stał przed domem w jaskrawych promieniach słońca. Mandy
trzymała na rękach Josha. Choćby nawet okoliczności były bardziej
sprzyjające, gdyby nie było z nimi Josha, to i tak nie był to czas ani
miejsce na pocałunek.
Mandy Crawford i Stephan Reynard nigdy nie będą mieli
wspólnego czasu i miejsca. Książę miał swoje obowiązki, a wiązanie
się z Amerykanką z pewnością do nich nie należało. Wiązanie się z
kimkolwiek w jego sytuacji byłoby niepoważne. Lawience
zapomniał o swoich obowiązkach i przyniosło to cierpienie nie tylko
jemu, ale i innym. Stephan nie powtórzy błędu brata.
Jednak był bezsilny. Dotknął palcami jej policzka, zbliżył usta
do jej twarzy i dotknął nimi jej jedwabiście gładkich warg. Przylgnął
do nich na moment, upajając się uczuciem rozkoszy, łomotem serca i
wrażeniem jakiejś nieodgadnionej, cudownej obietnicy. Po chwili, z
trudem zbierając siły, oderwał się od jej warg.
Mandy zamrugała oczyma i, jakby zbudzona ze snu, zerwała się
do ucieczki. Wbiegła po schodach na werandę.
- Zrobię kanapki - rzuciła za siebie. Jedynie lekka zadyszka w jej
głosie zdradzała, że coś się stało.
O tak, z pewnością stało się coś ważnego.
Pocałunek trwał tyle co uderzenie serca, a tak wiele potrafił
zmienić. Potwierdził, że iskrzenie między nimi było jak najbardziej
prawdziwe. Teraz, jakkolwiek staraliby się zaprzeczać uczuciom,
jakie do siebie żywili, oboje wiedzieliby, że kłamią.
Nie było już odwrotu. Pocałunek, zamiast zaspokoić tęsknoty
Stephana, jedynie podsycił palące go pożądanie. Potrzebował jej
jeszcze bardziej. I wiedział, że nie może jej mieć. Ich światy były tak
różne, że nie warto było nawet myśleć o jakimkolwiek związku.
Stephan był księciem, miał do wykonania państwowe zadania, które
nie zezwalały na osobiste zachcianki. Nie mógł dopuścić, by emocje
przysłoniły zdolność trzezwego myślenia, tak jak to się niegdyś
przydarzyło jego bratu. Przez całe życie wpajano mu, jak opłakane
skutki przynosi uleganie emocjom.
Nie mógł mieć Mandy, nieważne, jak bardzo by oboje tego
pragnęli. Gdyby tylko mógł cofnąć czas i wymazać ten pocałunek.
Nie, nieprawda! Nawet gdyby mógł, to i tak nie zrobiłby tego. Za
żadne skarby świata. Wiedział, że gotów jest stawić czoło wszystkim
komplikacjom, które powstaną po tym zdarzeniu.
Stacy wytarta ostatnią szklankę, wstawiła ją do kredensu i
odkręciła wodę, by opłukać z piany sztućce, które Mandy właśnie
skończyła myć.
- Aadnie z jego strony, że kupił tyle ciasta - powiedziała. - Nana
wreszcie odpocznie od pieczenia.
Mandy, zanurzywszy ręce w gorącej, spienionej wodzie,
chwyciła talerz i poczęła go przesadnie szorować.
- Ciasto orzechowe Nany jest dużo lepsze od tego, które
jedliśmy wieczorem.
Wiedziała, że przecież nie o to jej chodziło. Po prostu
zwyczajnie buntowała się przeciwko wtargnięciu tego mężczyzny do
jej rodziny. Nie pasował do ich świata, był przeciwieństwem
wszystkiego, co ona i jej rodzina cenili. Stawało się to coraz bardziej
oczywiste. Przynajmniej dla Mandy. Niestety, inni zdawali się tego
nie zauważać.
- Niech ci będzie - przytaknęła Stacy. - Ale założę się, że Nany
to ciasto smakowało bardziej.
- A niby dlaczego?
- Bo nie musiała go sama piec, głuptasku.
- Nana uwielbia dla nas gotować i piec ciasto. - Mandy fuknęła
na siostrę. - Zawsze to powtarza.
- Już dobrze. - Stacy wzruszyła ramionami. - Ale wyglądała na
bardzo zadowoloną, gdy znalazła w lodówce te mrożone produkty.
- Naprawdę? Musiałam być wtedy w ogrodzie z Joshem.
Rzeczywiście, prawie całe popołudnie i wieczór starała się unikać
Stephana po tym krótkim, lecz niezapomnianym pocałunku. Choć
wmawiała sobie niechęć do niego i do całego zdarzenia, nie była w
stanie wymazać tego pocałunku z pamięci. Przeżywała go od nowa...
jeszcze raz... i jeszcze...
Zachowanie spokoju podczas obiadu dużo ją kosztowało. Nie
ośmieliła się podnieść głowy znad talerza. Nie wytrzymałaby jego
wzroku. Wolała nie wiedzieć, czy ich pocałunek zrobił na nim
równie silne wrażenie, jak na niej.
Uczucia, które wywołał w niej ten pocałunek, wreszcie
pozwoliły jej zrozumieć, dlaczego Alena nie potrafiła trzymać się od
Lawrence'a z daleka, choć było jasne, że ich związek nie miał szans
na przetrwanie. Mandy była aż nazbyt świadoma, że przepaść
dzieląca ją od Stephana była równie głęboka jak ta, która rozdzieliła
Lawrence'a i Alenę. Mimo to, nie mogła przestać myśleć o
zmysłowym dotyku jego ust.
- Hej, nie śpij! - Stacy przerwała jej mrzonki. Stephen spytał
Nanę, czy ma coś przeciwko tym mrożonkom, a ona mu na to, że to
dla niej najlepszy prezent, odkąd dostała przyrząd do masażu stóp.
- Chyba naprawdę lubi tę zabawkę.
- Pewnie.
Mandy zamyśliła się.
- To dziwne. Gdy w ubiegłym roku próbowałam pomóc jej przy
deserze, mówiła, że poradzi sobie sama.
- Nie pamiętasz? Twoje desery były tak udane, że nawet pies nie
chciał ich tknąć.
- No dobrze, punkt dla ciebie. - Mandy parsknęła śmiechem i
ochlapała siostrę wodą.
Umyła jeszcze kilka talerzy, po czym spojrzała w okno, za
którym już skradał się zmrok.
- Mam nadzieję, że Nana nie jest chora? - zapytała z troską w
głosie.
- Co też ci przyszło do głowy?
Stacy wyglądała na obruszoną. Mandy wzdrygnęła się na samą
myśl, że babci mogłoby się coś stać.
- Pomyślałam sobie, że dlatego już nie chce dla nas piec, bo ją to
bardzo męczy. Może jednak coś jej dolega, tylko nic nam nie mówi.
- Wcale nie trzeba być chorym, żeby znudzić się robieniem w
kółko tego samego. Czasami ma się ochotę zająć się czymś innym -
skwitowała Stacy.
- To znaczy?
- Skąd mam wiedzieć? Może zacznie podróżować? Zwiedzać
świat. A może zacznie chodzić na randki.
Zszokowana Mandy odwróciła się w stronę siostry.
- Babcia? Na randki? - Nie wierzyła własnym uszom. - Tak ci
mówiła?
- Nie, tego nie powiedziała, ale wszystko może się zdarzyć.
Minęły już trzy lata, odkąd umaił dziadek. Myślisz, że świat Nany to
tylko siedzenie z nami i pieczenie nam ciasta? Mandy, zakłopotana
swoim samolubstwem, zdała sobie sprawę, że właśnie tego
spodziewała się po Nanie. Myślała, że owdowiała babcia poświęci
się teraz dla Josha, tak jak niegdyś dla niej i rodzeństwa, że będzie
mu piekła czekoladowe herbatniki i ciasteczka z orzechami.
- Oczywiście, Nana ma prawo do własnego życia - powiedziana.
- Niech sobie robi, na co ma ochotę. Jednak czuję się trochę
zaskoczona. To wszystko jest takie dziwne.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]