[ Pobierz całość w formacie PDF ]
małżeństwa są dzieci.
Pokręcił głową i westchnął. Wysoko na niebie Syriusz zdawał się mrugać do niego
porozumiewawczo.
- Tak, wiem - powiedział do siebie hrabia. - Usiłuję znalezć altruistyczny powód,
dzięki któremu bez wyrzutów sumienia spełnię samolubne zachcianki. Ciąża mogłaby
ułatwić sytuację. - Potrząsnął głową, by zebrać myśli. Po raz ostatni spojrzał w niebo. -
Będzie jej dobrze, obiecuję - mruknął, po czym otworzył drzwi.
Beth zsunęła kaptur peleryny i klęczała właśnie na dywaniku przed paleniskiem.
Cicho zamknął drzwi, żeby jej nie przestraszyć, po czym zdjął kapelusz, odłożył bat i
przeszedł przez pokój. Przyklęknął i objął ją ramionami.
Odwróciła się ku niemu i ujrzał, że wcale nie jest przestraszona, czego się spo-
dziewał.
- Moja droga?
- Herbatka! - powiedziała, zanosząc się ze śmiechu.
Jonathan popatrzył na tacę z herbatą. Być może rzeczywiście nieszczególnie tu pa-
sowała, wcześniej uznał jednak, że to znakomity pomysł.
- Herbatka - powtórzyła ze śmiechem Beth.
- Pomyślałem, że po nocnej przejażdżce chętnie się napijesz. - Usiłował zachować
powagę, lecz czuł, że nic mu z tego nie wychodzi.
- Oczywiście. Po prostu nie tego oczekiwałam.
- Tak? A to dlaczego? - Uniósł brwi.
- Wyobrażałam sobie szampana lub coś równie dekadenckiego.
R
L
T
- Może pani dostać szampana albo brandy, jeśli sobie życzy, mam tu jedno i dru-
gie. Mógłbym nawet przygotować gorący poncz na rumie.
Beth z uśmiechem pokręciła głową.
- Nie? Tak właśnie myślałem. Proszę pamiętać, że jesteśmy przyjaciółmi. Po dzi-
siejszej nocy wkrótce zostaniemy mężem i żoną, ale nadal będziemy przyjaciółmi.
Beth spoważniała, lecz nie zaprotestowała. Oboje znali warunek i wiedzieli, że mu-
si zostać spełniony. Nie było sensu dłużej o tym dyskutować.
- Prawdziwi przyjaciele cieszą się swoim towarzystwem i starają się zapewnić so-
bie komfort - ciągnął hrabia. - Wydawało mi się, że herbata się przyda.
Beth delikatnie dotknęła jego ręki.
- Jest pan dobrym przyjacielem.
- Nie może pani zwracać się do mnie oficjalnie. Droga Beth, zostaniesz moją żoną,
moją hrabiną, a ja mam na imię Jonathan.
Przez chwilę Beth milczała.
- Tej nocy będzie, jak zechcesz - szepnęła w końcu.
R
L
T
Rozdział dziesiąty
Pomarańczowe i złociste płomienie odbijały się w szeroko otwartych, pogodnych
oczach Beth. Miała zarazliwy śmiech, w który Jonathan wsłuchiwał się z przyjemnością,
gdyż świadczył on o tym, że nie czuje lęku. Robiła to, na co sama wyraziła zgodę. Ujął
dłonie Beth, tak jak robił to wielokrotnie wcześniej, i pomógł jej wstać. Tym razem jed-
nak nie złożył na jej skórze niewinnego pocałunku. Podniósł do ust najpierw jedną dłoń,
potem drugą i obsypał je gorącymi pocałunkami. Gdy muskał wargami jej serdeczny pa-
lec, przyszło mu do głowy, że już niedługo przyozdobi go obrączką. Musiał przyznać, że
Beth pachnie i smakuje cudownie, jak żadna inna znana mu kobieta.
Mruknęła z aprobatą, jakby w ten sposób chciała obwieścić, że poddaje mu się z
ochotą. Nareszcie! Tak długo czekał na ten moment. Przyciągnął ją zdecydowanie i
przywarł wargami do jej miękkich ust. Wyczuwał, że Beth pragnie go równie mocno jak
on jej, choć jej brak doświadczenia był dla Jonathana oczywisty.
Wcześniej powiedział sobie, że powinien działać ostrożnie, aby jej nie spłoszyć i
nie zniechęcić. Zamierzał zabrać ją w powolną podróż, wskazywać drogę i informować o
wszystkim, co może ją spotkać. Chciał, aby oboje doświadczyli piękna fizycznego zbli-
żenia.
Wsunął dłonie głęboko w jej włosy i usłyszał, jak szpilki, które podtrzymywały
fryzurę, spadają na podłogę. Po chwili jedwabiste fale spłynęły na ramiona Beth. Pragnął
uwodzić ją bez pośpiechu, lecz nie przypuszczał, że tak trudno będzie mu zapanować nad
pożądaniem. Z wysiłkiem przerwał pocałunek i cofnął się o krok, opuszczając ręce.
- Jonathanie?
Mimo słabego światła zauważył rumieniec na twarzy Beth.
- Nie będziemy się śpieszyć - powiedział, głaszcząc jej policzek. - Jesteś cudowna i
obawiam się, że przez pożądanie tracę rozum.
- Raczysz zapominać, że chętnej partnerce nie dzieje się krzywda - odparła łagod-
nie.
Partnerce" - słowo to zabrzmiało właściwie i przekonująco.
R
L
T
- Masz rację, będziemy partnerami, ale tym razem pozwolę sobie być twoim men-
torem.
Uśmiechnął się do niej i przystąpił do rozwiązywania wstążek przy pelerynie. Gdy
tylko ściągnął wierzchnią odzież z ramion Beth, zaczęła szybciej oddychać, lecz najwy-
razniej nie z lęku przed nieznanym, a z pożądania. Zadaniem Jonathana było rozbudzenie
jej pragnień i nawet najmniejszy błąd z jego strony mógł zmienić noc w koszmar. W
żadnym razie nie wolno mu było do tego dopuścić. Odłożył pelerynę, a gdy ponownie
odwrócił się do Beth, spostrzegł, że rozpina kołnierzyk prostej sukni.
- Nie - wyszeptał, kładąc palce na jej dłoni. - Pozwól, że ja to zrobię. Dar, który mi
ofiarowujesz, musi być rozpakowywany powoli. Proszę, daj mi tę możliwość.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]