[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przestąpiłem próg przychodni, zaczepił mnie reporter. Czekał już przed we-
jściem, żeby zrobić wywiad. Nawet nie raczył uprzedzić telefonicznie.
Przyjechał aż z Oksfordu. Upierał się, że nie zajmie mi więcej niż dziesięć
minut, ale wiesz, jacy są ci ludzie z gazet. Co ich obchodzi, że powinienem
przyjąć mnóstwo pacjentów i nie mam chwili do stracenia. Na szczęście
udało mi się go jakoś spławić.
- Gekawe, na jak długo - rzuciła lakonicznie, spoglądając jednocześnie na
ekspres na kawy. - Nie zdążyłeś się jeszcze napić?
- Nie. Kiedy wreszcie odprawiłem tego natręta, musiałem przejrzeć
dokumentację pacjentów, których dzisiaj przyjmę, bo kilka kart wymagało
uzupełnienia. Zwłaszcza jeden przypadek, skierowany do nas kilka tygodni
temu...
- Aha, zupełnie zapomniałam. Przecież ty dzisiaj pracujesz również w
szpitalu.
Podeszła do stolika i nalała dwie filiżanki kawy, podczas gdy Martyn
przeglądał dokumentację pacjentów, kiwając głową w zamyśleniu.
- Czy to trudny przypadek? - spytała.
- Słucham? - Odłożył papiery i spojrzał na nią nieprzytomnie. - Czy
trudny? Właściwie nie. To dziecko ze szpotawa stopą, które trzeba
operować. Najgorzej będzie przekonać rodziców, że to konieczne.
Sarah złagodniała. Przecież doskonale wiedziała, co znaczy troska o
zdrowie pacjentów. Nic dziwnego, że Martyn był zły od rana.
Wziął kawę i podszedł do drzwi.
- Pora zacząć przyjmować chorych, inaczej sienie wyrobię.
- Z reguły w te dni, kiedy pracujesz w szpitalu, nie przyjmujesz w
przychodni - zdziwiła się.
- To prawda, ale w szpitalu zmieniono harmonogram pracy. Brakuje
personelu, bo otwieramy nowe skrzydło i w związku z tym zaczynamy o
RS
62
wpół do jedenastej. Dzięki temu mogę pomóc tutaj. Tym bardziej że James
trochę się dziś spózni.
Odwrócił się jeszcze od drzwi i uśmiechnął do niej.
- Wspomniałaś o dodatkowych kłopotach rodzinnych. O co chodzi? O
Daniela? O ojca?
- O obydwu - przyznała. - Tak się cieszyłam, że wszystko sobie
poukładałam jak należy, a tu wciąż jakieś przykre niespodzianki. Wierzyłam,
że z czasem Trący polubi Daniela, ale wygląda na to, że zabrakło jej
cierpliwości. A może naprawdę chciała wyjechać? Teraz podejmie pracę w
Szwajcarii.
- Tacy to mają szczęście  skomentował sucho.
- Za to ja jestem pechowa. Moja mama zgodziła sieją zastąpić na pewien
czas, ale dziś po południu tata idzie do szpitala, zaczną się odwiedziny i ona
nie podoła tylu obowiązkom. Za dużo będzie miała na głowie.
- Porozmawiaj z żoną Jamesa. Może ona zaopiekuje się Danielem.
Wspominała, że się nudzi, kiedy jej synowie są w szkole, jest więc całkiem
prawdopodobne, że go przyjmie. Zauważyłem, że twój jedynak chętnie się
bawi z Ale-xem i Christopherem, to byłby dodatkowy atut.
Sarah zastanowiła się nad tą propozycją.
- Podobno Sharon jest z wykształcenia pielęgniarką. Może teraz, po
odchowaniu dzieci, zechce wrócić do zawodu?
- James twierdzi, że wcale jej się nie śpieszy do pracy, a jeśli nawet ją
podejmie, to tylko na pół etatu. Niewykluczone też, że będzie pracowała u
nas. Przecież nie szkodzi ją zapytać.
- Przemyślę to - rzuciła niepewnie. - Ale Daniel nie jest łatwym dzieckiem.
Przeszedł już tyle zmian... Bywa nieposłuszny i krnąbrny.
- Mimo wszystko powinnaś ją zapytać - nalegał Martyn. - Po co z góry
przesądzać, że się nie powiedzie, zamiast najpierw spróbować? - powiedział,
kładąc rękę na klamce. - Czy przyjedziesz z ojcem do szpitala? Zapewne
chciałabyś mu pomóc w tych pierwszych chwilach na oddziale.
- Tak. Przesunęłam nieco godziny przyjęć moich pacjentów, żeby to jakoś
zgrać.
Skinął głową ze zrozumieniem.
- Przy okazji poznasz dokładne wyniki badań. Otworzył drzwi i szybko
wyszedł, a Sarah sprawdziła, czy czekają ją jakieś wizyty domowe.
- Dzięki Bogu, że jest już w lepszym humorze - szepnęła rejestratorka. -
Przyszedł dziś rano wściekły. Bałam się do niego podejść, wręcz mnie
RS
63
przestraszył - zwierzała się. - Zupełnie jak na początku, kiedy tu zaczęłam
pracować. Teraz przywykłam do jego humorów. Ale często tak sobie
myślę... całe szczęście, że on się nie ożenił, bo jego żona musiałaby mieć
anielską cierpliwość. - Przerwała na chwilę, rozważając jakąś kwestię. - Z
drugiej strony, może dzięki małżeństwu trochę by się zmienił. Kto to wie?
- Nie wydaje mi się, żeby to nastąpiło w najbliższej przyszłości. - Sarah,
zajęta jednocześnie wpisywaniem do notesu adresu pacjenta, szybko
zakończyła rozmowę.
- Chyba ma pani rację. Kiedyś był zaręczony, ale coś się popsuło i od
tamtego czasu nie angażował się w żaden poważny związek - przypomniała
sobie, uśmiechając się szelmowsko. - Zawsze zdążył uciec, zanim się jakaś
koło niego zakręciła.
Sarah odpowiedziała słabym uśmiechem. Słowa dziewczyny były niemal
dokładnym odbiciem jej myśli. Z trudem skoncentrowała się na pracy.
- Czy mogłaby mi pani pomóc w skontaktowaniu niejakiej Margaret
Benson z miejscowym kołem emerytów? - zapytała oficjalnym tonem.
Przedstawiła pokrótce sytuację pacjentki. Rejestratorka sięgnęła po notes,
żeby zapisać niezbędne dane.
- Chyba wskazany byłby również kontakt z obwozną biblioteką - dodała
Sarah.
- Zajmę się tym - przyrzekła dziewczyna. - To sympatyczna kobieta, ta
pani Benson. .Jest bardzo spokojna i nie wydaje mi się, żeby łatwo
nawiązywała kontakty. Proszę zostawić tę sprawę w moich rękach,
wszystkiego dopilnuję.
- Dziękuję.
Sarah zerknęła na zegarek i postanowiła przejść do pokoju lekarskiego.
Przypomniała sobie właśnie, że Catherine Markham miała na ten dzień
wyznaczone kolejne badanie krwi.
Zatrzymała się w poczekalni, gdzie na tablicy ogłoszeń rzucały się w oczy
jaskrawe rysunki przysłane z miejscowej szkoły podstawowej. Na
wszystkich widniał napis  Drakula", a malunki przedstawiały mężczyznę z
uśmiechem od ucha do ucha, odsłaniającym ogromne spiczaste zęby. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \