[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Trudno powiedzieć... Księżyc świeci za jasno i odbija się we mgle, a one są pochylone, jakby
pełzły po ziemi...
Halli cofnął się kilka kroków, rozpędził i skoczył najwyżej, jak potrafił. Nie sięgnął półki. Uderzył w
ścianę, odbił się od niej i runął na ziemię. Straszliwy ból przeszył całe jego ramię. Krew zrosiła ziemię.
- Halli?
- O co chodzi?
- Następne zachodzą cię od tyłu. Skacz, do cholery! Czy te twoje nogi naprawdę są takie
krótkie?
Nie odpowiedział, zajęty podskakiwaniem i odbijaniem się od czarnej powierzchni skały. Słyszał już
szelesty i szurania dobiegające ze wszystkich stron.
- Szybciej...
Halli przestał podskakiwać. Podjął decyzję. Odwrócił się i wyjął zza pasa miecz, który zabrał
Ragnarowi. Zważył go w dłoni, spojrzał na nierówne ostrze, na rysy i zagłębienia pozostałe po walce w
Domu. Potem przyjrzał się rękojeści. Garda wydawała się wystarczająco szeroka i mocna.
Ujął mocniej miecz. Gdzieś w górze Aud krzyczała jak opętana, lecz żaden z tych krzyków do niego nie
docierał. Słyszał jedynie tętnienie własnej krwi, a dzwięk ten wydawał mu się dziwnie kojący.
Mgła drgnęła, przygasła. Poruszały się w niej jakieś ciemne kształty, zmierzały powoli w jego stronę.
Były mniej więcej ludzkiego wzrostu, wydawały się jednak przerażająco chude. Ich nogi niemal
niknęły we mgle, cienkie jak patyki ręce wyciągały się ku niemu.
Halli wziął głęboki oddech. Podniósł miecz.
Postacie nagle przyspieszyły.
Halli odwrócił się, obrócił miecz i wbił go w miękką ziemię u swoich stóp, najgłębiej jak potrafił, aż do
połowy ostrza. Odsunął się do tyłu. Skoczył.
Jego stopa wylądowała na rękojeści miecza, wypchnęła go w górę.
Wyciągnięte ręce Halliego wylądowały na skalnej półce, oparł się o nią łokciami.
Poruszył nogami, przesunął się w górę, oparł brzuchem o półkę. Coś uderzyło w podeszwę jego buta.
Przez moment wisiał nieruchomo. Z dołu dobiegała kakofonia zgrzytów, szelestów, trzasków i
głuchych uderzeń.
Ruszył w górę. Nie zważając na dojmujący ból w ramieniu, wbijał palce w skałę, przesuwał się od
szczeliny do szczeliny, wspinał najszybciej, jak potrafił. Strach dodawał mu sił. Mgła zaczęła rzednąć.
Po chwili zobaczył Aud czekającą na górze, na tle jasnej tarczy księżyca.
Wierzchołek skały był nieco przechylony i nierówny, jednak dość płaski, by dało się po nim chodzić.
Miał około sześciu jardów długości i cztery szerokości. Po jednej stronie kamień przechodził w ostre,
kruche kolce, które pękały pod ich stopami. Pozostałe krawędzie wydawały się dość solidne. Ze
wszystkich stron wierzchołek urywał się raptownie nad stromymi skalnymi półkami. Halli i Aud
obejrzeli skałę dokładnie i stwierdzili, że trowy mogą zaatakować ich w dwóch miejscach. Tam, gdzie
sami weszli na skałę, i z wąskiej półki pod wierzchołkiem, gdzie zbocze nie było tak strome, jak gdzie
indziej.
Skała wyglądała jak wyspa pośród mgieł. Daleko na północy widać było grzbiet wzgórza za Domem
Rurika, lecz Dolina pomiędzy obiema graniami leżała ukryta w morzu mgły, płaskim i niezmąconym - z
wyjątkiem dwóch smug dymu, które wypływały z jej głębi, z Domu Sveina. Na wschodzie, nad
powierzchnią mgły wznosiła się Zadra, na południu rysowała się ledwie widoczna sylwetka wzgórza,
na którym Aud skręciła sobie nogę. Nieco bliżej widać było jeszcze kilka innych, pojedynczych skał, w
oddali zaś lśniły góry. Byli sami w blasku księżyca.
Fale mglistego morza ocierały się o powierzchnię skały kilka jardów pod ich stopami. Powierzchnia
była spokojna, w głębi dało się jednak zauważyć jakiś mroczne postaci napierające na podstawę skały.
Sytuacja wyglądała tak samo z każdej strony. Dobiegały ich też nieco przytłumione, lecz wystarczająco
wyrazne szelesty i zgrzyty.
Aud i Halli siedzieli obok siebie, blisko krawędzi. Aud trzymała swój miecz, Halli nóż rzeznicki.
- Zastanawiałem się nad czymś - stwierdził Halli. -Załóżmy, że nie uda nam się ich powstrzymać
aż świtu. Jeśli tu wejdą, a my nie będziemy mogli uciec, to... Myślę, że... - Spojrzał na nią z powagą. -
Myślę, że powinniśmy użyć miecza.
- Tak.
- Nie mam na myśli walki. Chodzi mi...
- Rozumiem cię - odparła Aud. - Odpowiedz brzmi:
tak.
- Przynajmniej świeci księżyc - zauważył Halli po długiej pauzie.
- Zupełnie jak wtedy gdy Arne i Svein walczyli na skale.
- Właśnie. Trochę światła, przy którym łatwiej walczyć.
- Widziałeś trowy? - spytała nieoczekiwanie. - Tam, na dole. Widziałeś je? Jak wyglądały?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]