[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wstałem z kanapy i podszedłem do okna.
Miałem dziś telefon z Wiednia.
251
Nie była w stanie ukryć swoich uczuć; na dzwięk słowa Wiedeń złapała oddech
tak gwałtownie, że usłyszałem to na drugim końcu pokoju.
Dobrze. Co powiedziała?
Chciałem wszystko wyznać! Chciałem usiąść przy niej, wziąć te urocze dłonie
w swoje i opowiedzieć jej całą historię. A potem chciałem zapytać tę mądrą i wspa-
niałomyślną kobietę, co, na litość boską, mam począć. Ale nie zrobiłem żadnej z tych
rzeczy. Po co ją do tego mieszać? Byłoby to okrutne i niepotrzebne. Czy miałem rację,
czy nie, po raz pierwszy w życiu pomyślałem, że miłość oznacza dzielenie się z drugą
osobą tym, co dobre, i chronienie jej przed wszelkim złem. Więc zamilczałem o mrocz-
nych wiedeńskich sprawach. Powiedziałem tylko, że India jest w bardzo złym stanie
psychicznym i prosi, żebym przyjechał jej pomóc.
Czy ona mówi prawdę, Josephie? I czy ty mówisz prawdę?
Tak, Karen, oboje mówimy prawdę.
Oboje.
Znów podniosła kowbojski but i położyła go ostrożnie na stoliku. Potem zakryła
uszy dłońmi, jakby w pokoju nagle zrobiło się za głośno. Reprodukcja Krzyku Muncha
252
wisiała dokładnie za nią i Karen wyglądała w tej chwili jak przerażona osoba na obrazie.
Aż przeszły mnie ciarki.
To jest niesprawiedliwe, Josephie.
Usiadłem na kanapie i objąłem Karen. Nie opierała się. Byłem tak otępiały, że przez
chwilę myślałem tylko o tym, jak zimne są jej ramiona. Jak bardzo różni się w tym od
Indii, zawsze ciepłej.
Mam ochotę powiedzieć dziesięć paskudnych rzeczy naraz, ale powiem tylko
tyle, że jest to niesprawiedliwe.
Długo kołysałem ją w objęciach.
Chcę ci zaufać, Josephie. Chcę, żebyś mi powiedział, że po prostu jedziesz pomóc
tej kobiecie i wrócisz do mnie, jak tylko będziesz mógł. Chcę, żebyś mi to powiedział,
i chcę ci uwierzyć.
Tak właśnie jest. Właśnie to chciałem ci powiedzieć. Opierałem głowę o jej gło-
wę. Odsunęła się i spojrzała mi w oczy.
Owszem, teraz tak mówisz, ale ja się boję, Josephie. Miles też tak mówił. Po-
wiedział, że potrzebuje odrobiny czasu, żeby wyprostować parę spraw w swoim życiu,
253
a potem do mnie wróci. Akurat. Jaka byłam naiwna. Nie wrócił! Z odrobiny zrobi-
ła się nieskończoność. Jemu też chciałam zaufać. Z a u f a ł a m mu, Josephie, a on
nie wrócił! Wiesz, o co mu chodziło wtedy, gdy zadzwonił? Chciał się ze mną prze-
spać. To wszystko. Był czuły i dowcipny, ale chodziło mu wyłącznie o seks. Pamiętasz,
powiedziałam ci, że coś tamtej nocy zrozumiałam. Właśnie to.
Znów zaczęła się kołysać, ale tym razem sztywno i mechanicznie, jak automat.
Nie jestem Milesem, Karen. Kocham cię.
Znieruchomiała.
Ja też cię kocham, ale czy mogę ci zaufać? Czasem czuję się taka mała i samotna,
jakbym umarła. Tak, tym właśnie jest śmierć: stanem, w którym nie można nikomu ufać.
Josephie?
Słucham?
Chcę ci zaufać. Chcę uwierzyć w każde twoje słowo, ale się boję. Boję się, że
powiesz, że potrzebujesz odrobiny czasu, a potem. . . Cholera, to jest nie do zniesienia!
Wstała i zaczęła chodzić po pokoju.
254
Widzisz? Widzisz? Jestem taka przerażona, że zaczęłam kłamać! Po tamtej nocy,
kiedy już sobie uświadomiłam, o co tak naprawdę Milesowi chodzi, on znów zadzwonił.
Nie wiedziałeś o tym, prawda?
Zcisnęło mi się serce, ale siedziałem cicho i czekałem, co powie dalej. Odezwała
się dopiero po dłuższej chwili. Cały czas krążyła po pokoju i patrząc na te drobne, bose
stopy drepczące po podłodze w środku zimowej nocy, czułem się jeszcze gorzej.
Zadzwonił do mnie parę dni temu. Nigdy nie umiałam zdobyć się na to, żeby
posłać faceta do diabła, ale w jego przypadku, po tamtej nocy, chciałam to zrobić. To
znaczy, chciałam w dziewięćdziesięciu procentach, ale pozostałe dziesięć procent mó-
wiło: Uważaj, skarbie, nie pal za sobą mostów . I wiesz, co się stało, gdy zadzwonił?
Mówię szczerą prawdę, Josephie, jak Boga kocham. Zadzwonił i zaprosił mnie na łyżwy
do Rockefeller Chapter. Wie, że to uwielbiam. Ma dobrą pamięć, drań jeden, i zawsze
umiał mnie podejść. A po łyżwach gorąca czekolada? I wiesz, co mu powiedziałam,
Josephie? Ja, która miałam nie palić mostów? Przykro mi, Miles, Karen jest teraz za-
kochana i nie może podejść do telefonu! A potem odłożyłam słuchawkę. Ja! Sprawiło
mi to taką przyjemność, że podniosłam ją i odłożyłam jeszcze raz.
255
Na wspomnienie tej chwili wzięła się z satysfakcją pod boki i wybuchnęła śmie-
chem.
Mówiłaś, że tamtej nocy zwyczajnie cię wykorzystał. I mimo to chciałaś się z nim
spotkać?
Nie chciałam! Miałam ciebie. Ale co będzie teraz, Josephie? Ty wyjedziesz, a on
może znów zadzwonić. Pewnie zadzwoni, ma ego wielkie jak ten pokój. I co ja wtedy
zrobię?
Jeśli znów zadzwoni, spotkasz się z nim.
Nie chciałem tego powiedzieć, ale musiałem. Musiałem.
Nie mówisz poważnie.
Mówię poważnie, Karen. Z przykrością, ale poważnie.
Więc byłoby ci przykro?
Zmrużyła oczy i nie mogłem niczego z nich wyczytać, ale jej głos był zimny jak
lód.
256
Jeśli chcesz znać najprawdziwszą prawdę, kochanie, pękłoby mi serce. Ale bę-
dziesz musiała się z nim spotkać. I nie okłamuj mnie, Karen. Jakaś cząstka ciebie chce
tego.
Milczała przez chwilę. Doceniłem to, że naprawdę zastanowiła się nad odpowiedzią.
Tak i nie, Josephie, ale chyba rzeczywiście muszę to zrobić. Ty musisz pojechać
do Wiednia, a ja muszę znów spotkać się Milesem.
Jezu Chryste.
Josephie, proszę, powiedz mi prawdę.
Prawdę? Jaką prawdę, Karen?
O niej. O Indii.
Prawda jest taka, że szlag mnie trafia, że będziesz się z nim spotykać. Szlag mnie
trafia, że muszę jechać do Wiednia. Z różnych powodów naprawdę się boję, co może się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]