[ Pobierz całość w formacie PDF ]

156
- Nie możesz mi pomóc - powiedziałam drewnianym gło
sem. - Nie możesz tam pójść, Jesse, bo sam możesz zostać wy-
egzorcyzmowany.
- Jesteś  stwierdził Jesse tonem równie beznamiętnym jak
mój - chora umysłowo.
- Prawdopodobnie - przyznałam żałośnie.
- Ona cię zabije. Nie rozumiesz? Właśnie do tego dąży.
- Nie. - Pokręciłam głową. - Ona nie chce mnie zabić. Naj
pierw chce pozabijać tych wszystkich, na których mi zależy. A na
końcu mnie. - Pociągnęłam nosem. Zaczęło mi, nie wiadomo
dlaczego, z niego kapać. Pewnie z powodu zimna. Nie rozu
miem, jak te palmy to znoszą. Na zewnątrz musi być jakieś
osiem stopni. - Ale ja jej na to nie pozwolę, rozumiesz? - cią
gnęłam. - Powstrzymam ją. A teraz puść rower.
Jesse pokręcił głową.
- Nie, nie. Nawet ty nie mogłabyś zrobić czegoś tak głupie
go-
- Nawet ja? - Poczułam się urażona. - Dziękuję.
Nie zwrócił na to uwagi.
- Czy ksiądz o tym wie, Susannah? Powiedziałaś księdzu?
- Hm, pewnie. Wie o tym. Mamy się tam, eee, spotkać.
- Spotkasz się tam z księdzem?
- Owszem - zaśmiałam się niepewnie. - Nie sądzisz chyba,
że próbowałabym zrobić coś takiego samodzielnie, co? To jest,
o rany, nie jestem aż taka głupia, bez względu na to, co ty tam
sobie myślisz.
Jego chwyt na kierownicy nieco zelżał.
- Cóż, jeśli ksiądz tam będzie...
- Oczywiście. Oczywiście, że będzie.
Ponownie zacisnął dłoń na kierownicy. Palcem drugiej po
groził mi przed nosem.
- Kłamiesz, co? Księdza tam w ogóle nie będzie. Zraniła go,
prawda? Dzisiaj rano? Tak myślałem. Zabiła go?
157
Pokręciłam głową. Nagle straciłam ochotę do rozmowy. Czu
łam w gardle gulę.
- Dlatego tak się złościsz - mruknął Jesse w zamyśleniu. -
Powinienem był się domyślić. Idziesz tam, żeby jej odpłacić za
to, co zrobiła księdzu.
- Ajeśli tak, to co? - wybuchnęłam. - Zasłużyła na to!
Teraz złapał za kierownicę obydwiema rękami. A zapewniam
was, że jak na umarlaka, był całkiem silny. Nie mogłam ruszyć
tego głupiego roweru
- Susannah, to nie tak. Nie dlatego otrzymałaś ten niezwy
kły dar, nie po to, żeby...
- Dar! - omal się nie roześmiałam. Musiałam zacisnąć zęby. -
Tak, zgadza się, Jesse. Otrzymałam cenny dar. I wiesz co? Jest
mi od tego niedobrze. Poważnie. Myślałam, że jak tutaj przyja
dę, to zacznę nowe życie. Myślałam, że będzie inaczej. I wiesz
co? Jest inaczej. Gorzej.
- Susannah...
- Co ja mam zrobić, Jesse? Kochać Heather za to, co zrobiła?
Pocieszyć jej zranioną duszę? Wybacz, ale to niemożliwe. Może
ojciec Dom byłby do tego zdolny, ale nie ja. On wypadł z kon
kurencji, więc załatwię to po swojemu. Pozbędę się jej, ajeśli
wiesz, co dla ciebie dobre, będziesz się trzymał z daleka!
Kopnęłam wściekle nóżkę roweru, szarpnąwszyjednocześnie
za kierownicę. Zaskoczony Jesse mimowolnie ją puścił. W se
kundę pózniej już mnie nie było. Spod tylnego koła pryskał żwir,
spowijając Jessego obłokiem kurzu. Słyszałam, jak wykrzykuje
coś po hiszpańsku. Przypuszczam, że przekleństwa. Słowo que-
rida nie dotarło do moich uszu.
Jadąc w dół, niewiele widziałam. Wiał zimny wiatr i po po
liczkach ciekły mu strumienie łez. Dzięki Bogu, prawie nie było
ruchu, więc kiedy przemknęłam przez skrzyżowanie to, że nie
widzę, nie miało znaczenia. Samochody i tak zatrzymywały się,
żeby mnie przepuścić.
158
Wiedziałam, że tym razem będzie trudniej włamać się do
szkoły. Na pewno wzmocnili system zabezpieczeń po wydarze
niach ubiegłej nocy. Wzmocnili? Przede wszystkim powinni
jakiś wprowadzić.
I zrobili to. Na parkingu, ze zgaszonymi światłami, stał wóz
policyjny. Po prostu sobie stał, a światło księżyca odbijało się
od zamkniętych okien. Kierowca - jakiś nieszczęśnik, który
dostał tak nudne zadanie - słuchał zapewne muzyki, chociaż
stojąc na zewnątrz przy wejściu na parking, nie słyszałam żad
nego dzwięku.
Muszę więc znalezć inną drogę. Drobiazg. Schowałam rower
w krzakach, a potem wybrałam się na spacer wokół szkoły.
Niewiele jest budynków, do których nie mogłaby się dostać
szczupła szesnastoletnia dziewczyna. Chodzi mi o to, że jeste
śmy bardzo elastyczne. Mamy chyba więcej stawów niż inni
ludzie. Nie opowiem wam, jak udało mi się włamać, bo nie
chcę, żeby władze szkolne na to wpadły - nigdy nie wiadomo,
może kiedyś znowu będę musiała to zrobić - zaznaczę tylko, że
jeśli ktoś zakłada bramę, to powinien zwrócić uwagę, żeby się
gała do samej ziemi. Szczelina między cementowym chodni
kiem a samą bramą to dokładnie tyle, ile taka dziewczyna jak ja
potrzebuje, żeby się wślizgnąć do środka.
Na dziedzińcu bardzo się zmieniło od poprzedniej nocy.
W powietrzu wisiała jeszcze większa groza. Wyłączono reflek
tory. Wydaje mi się, że z punktu widzenia bezpieczeństwa nie
było to dobre posunięcie, ale nie można, oczywiście, wyklu
czyć, że to Heather zniszczyła żarówki. Teren szkoły pogrążony
był w mroku. Fontanna nie działała. Nie słyszałam niczego poza
cykadami w krzewach hibiskusa.
Ani śladu Heather. Ani śladu kogokolwiek. To mi odpowiadało.
Podkradłam się tak cicho, jak się dało, do szafki, którą dzieli
łam z Heather. Uklękłam na zimnych kamieniach posadzki
i otworzyłam plecak.
159
Najpierw zapaliłam świece. Dzięki temu coś widziałam. Przy
tykając zapalniczkę - nie prawdziwą zapalniczkę, tylko takie
urządzenie z długą rączką do zapalania ognia - do spodu świe
cy, roztopiłam stearynę, która kapała na ziemię. Umieściłam
świecę w miękkiej kałuży, dzięki czemu się nie przewracała. Tak
samo postąpiłam z pozostałymi świecami, tworząc krąg. Następ
nie otworzyłam pojemnik z krwią kurczaka.
Nie opiszę wzoru, jaki musiałam namalować w kręgu świec,
żeby egzorcyzmy podziałały. Nie powinno się próbować egzor-
cyzmów w domu, na własną rękę, bez względu na to, w jakim
stopniu jesteśmy nawiedzani przez duchy. Mogą je odprawiać
jedynie profesjonaliści, tacy jak ja. Nikt nie chciałby przecież
skrzywdzić jakichś niewinnych duchów, które kręcą się akurat
w pobliżu. Na przykład przypadkowe wyegzorcyzmowanie
babci nie przysporzyłoby nam popularności.
A Mecumba, brazylijskie wudu, też nie należy do zjawisk,
z którymi można żartować, więc nie przytoczę inkantacji, jaką
odmówiłam. Była zresztą po portugalsku. Powiem tylko, że za
nurzyłam pędzel w krwi kurczaka i namalowałam odpowied
nie figury, wypowiadając odpowiednie słowa. Dopiero kiedy
sięgnęłam do plecaka i wyjęłam fotografię Heather, zwróciłam
uwagę, że cykady umilkły.
- Co takiego - odezwała się zirytowana zza mojego prawego
ramienia - ty tu wyprawiasz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \