[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dał jej okazji.
Dziwny to czÅ‚owiek. Honorowy i uparty. Szczery, nie­
cierpliwy, skomplikowany. TrochÄ™ zakompleksiony, na
pewno ambitny. Darzy ją sympatią, lecz wolałby czuć
do niej niechęć. W rozmowie z nią, w przeciwieństwie
do większości mężczyzn, nie przytakuje potulnie; broni
własnych racji. Nie bardzo wiedziała, co w nim siedzi
i co mu daje bodziec do działania. Twardziel o wielkim
sercu. Ojciec zawsze jej mówił, że tylko ktoś taki może
jÄ… uszczęśliwić: mężczyzna silny, a jednoczeÅ›nie wrażli­
wy i wielkoduszny.
I proszę, właśnie kogoś takiego poznała, a on odszedł,
zostawiając ją samą na środku ulicy.
- Ile czasu ty i 01ivia byliście zaręczeni?
- Niezbyt długo.
PrzyglÄ…daÅ‚a mu siÄ™ nad migoczÄ…cymi pÅ‚omykami, cze­
kając, aby kontynuował. Tripp jednak zmienił temat.
- Jeśli w sobotę w tej pięciogwiazdkowej restauracji
80 SANDRA STEFFEN
będzie tak ciemno jak tu, może powinniśmy zabrać kilka
latarek, żeby poświecić sobie w talerze.
Gdyby nic o nim nie wiedziaÅ‚a, gdyby poznaÅ‚a go do­
piero dziś, miałaby ochotę wylać mu na głowę szklankę
zimnej wody. Co za arogant! Co za dureń! Zresztą i tak
miała ochotę.
Odłożywszy widelec na talerzyk, podniosła z kolan
serwetkę, odsunęła od stołu krzesło i wstała. Następnie
przeszÅ‚a do Å›ciany i przekrÄ™ciÅ‚a gaÅ‚kÄ™, zwiÄ™kszajÄ…c in­
tensywność oświetlenia.
- Lepiej?
Zjawił się w domu jej rodziców punktualnie o ósmej.
Inez, która wszystko starannie przygotowała, przystawki,
sałatki, dania główne, otworzyła mu drzwi, po czym udała
się do siebie - mieszkała w oddzielnym domku, paręset
metrów dalej. Ojciec Amber przebywaÅ‚ sÅ‚użbowo w Wa­
szyngtonie, matka wraz z dwójką najmłodszych dzieci
oglądała film w sali kinowej. Tripp z Amber mieli całe
skrzydło do własnej dyspozycji.
- No i jak ci się podoba? - zapytała Amber z dumą.
Tripp powiódł wzrokiem po stole.
- Chryste! Ile sztućców i talerzy może czÅ‚owiek zu­
żyć podczas zwykłej kolacji?
Najwyrazniej kilka godzin snu nie poprawiÅ‚o mu hu­
moru.
Amber wróciła na miejsce, odsunęła krzesło i usiadła.
- Jak widzisz, potrafiÄ™ sama odsunąć i przysunąć so­
bie krzesło, ale lepiej będzie, jeśli w sobotę ty to zrobisz.
A teraz uzgodnijmy nasze wersjÄ™.
- Nasze wersje? - zdziwił się.
%7Å‚ONA NA POKAZ 81
- Tak. Gdzie się poznaliśmy, od jak dawna jesteśmy
razem i tym podobne rzeczy.
- %7łeby nas nikt nie przyłapał na kłamstwie?
Przyjrzała mu się ponad blaskiem świec.
- Starajmy siÄ™ trzymać prawdy - rzekÅ‚a. - Poznali­
śmy się w dzieciństwie. Niedawno, po latach niewidzenia
się, spotkaliśmy się na ranczu moich rodziców. Pamiętaj,
powołujmy się na tatę możliwie najczęściej. Poza tym,
żeby wypaść przekonująco, od czasu do czasu patrzmy
sobie czule w oczy. Wiem, że to trudne, ale wykonalne
- dodała, tłumiąc rozbawienie. - Wystarczy poćwiczyć.
Aha, jeszcze jedno...
Zastygł bez ruchu, po czym wolno opuścił widelec
z powrotem na stół.
- Co takiego?
Nie wiedziała, jak to powiedzieć delikatnie, żeby go
nie urazić.
- W nowym garniturze będziesz wyglądał wspaniale. Ale
jeśli chcesz wzbudzić szacunek, powinieneś obciąć włosy.
Dzisiejszego wieczoru nie zwiÄ…zaÅ‚ ich w kucyk; zo­
stawił je rozpuszczone, odgarnięte za uszy. Były lśniące,
proste i sięgały mu prawie do ramion. Wyglądał jak ktoś
z innej epoki. MógÅ‚by być piratem, rycerzem, konkwi­
stadorem.
- Nie.
Uniosła brwi.
- Co to znaczy  nie"?
Oparł dłonie na stole.
-  Nie" to takie słowo, składające się z trzech liter.
Stanowi przeciwieństwo...
SANDRA STEFFEN
82
- Wiem, co znaczy słowo  nie". Nie wiem natomiast,
dlaczego chcesz się ze mną kłócić. To tobie zależy na
stanowisku w Santa Rosie. Ja tylko próbuję ci pomóc.
Podrapał się po brodzie.
- Wbrew temu, co myślisz, mam swoją dumę.
- Innymi słowy?
- Nie chcÄ™, żeby oceniano mnie wyÅ‚Ä…cznie po wy­
glÄ…dzie.
Przyganiał kocioł garnkowi, pomyślała Amber. Od
dziecka uważaÅ‚a, że owszem, aparycja siÄ™ liczy, ale waż­
niejszy jest charakter. Nauczyła się tego od mamy, która
ciÄ…gle podkreÅ›laÅ‚a, że istotne jest to, co tkwi w czÅ‚owie­
ku. Niestety, Meredith od lat nie interesowała się córką,
nie próbowała jej zrozumieć, zobaczyć, na kogo wyrosła.
Amber miała nadzieję, że kiedyś spotka mężczyznę,
który dojrzy, że pod piękną zewnętrzną powłoką kryje
się mądra, rozsądna kobieta. Wcale nie była naiwną ro-
mantyczką ani bezduszną kokietką. Twardo stąpała po
ziemi, znała swoje wady i zalety. Po stronie zalet mogła
wymienić otwartość, uczciwość, inteligencję. Jednakże
w tym wypadku inteligencja jakoś jej nie pomagała.
Podjęła jeszcze jedną próbę.
- Garnitur stanowi swego rodzaju bilet wstÄ™pu. Re­
szta zależy od ciebie.
- Chcesz powiedzieć, że czyny znaczą więcej od
słów?
Skinęła gÅ‚owÄ…. Może wreszcie dojdÄ… do porozumie­
nia?
Tripp sięgnął po miseczkę z wodą do rąk, podniósł
ją do ust i z głośnym siorbnięciem wypił łyk.
ZONA NA POKAZ
83
W jadalni zapadła grobowa cisza. Kiedy indziej Am-
ber roześmiałaby się, może przyznałaby Trippowi rację.
Ale dziś nie była w nastroju. Jego uporu i arogancji miała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \