[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Stottlemeyer posłał Disherowi przeciągłe, mordercze spojrzenie, potem zamknął drzwi
i odwrócił się w moją stronę.
- Wiesz, kiedy Randy ma urodziny?
- Za dwa dni.
- Do diabła... Lepiej będzie, jak coś dla niego wymyślę. Co on lubi?
- Skąd mam wiedzieć?
- Kobiety wiedzą takie rzeczy - stwierdził Stottlemeyer.
- Pracuje pan z człowiekiem tyle lat i nie wie pan, co on lubi?
- Pracujemy ze sobą. Nie chodzimy.
Westchnęłam ciężko. Zadziwiające, jak ślepy może być człowiek, który zarabia na
życie, obserwując innych i prowadząc przenikliwe śledztwa.
- O czym chciał pan z nami porozmawiać, kapitanie? - zapytałam.
- Jak to, nie rozmawiamy o przyjęciu urodzinowym Randy ego? - zapytał Monk.
- Nie, Monk, nie o przyjęciu. - Kapitan przysiadł na krawędzi biurka i spojrzał na nas
posępnie. - Niestety, mam bardzo złe wiadomości.
- Nie może być gorszej wiadomości od tej, jaką usłyszałem wczoraj - stwierdził Monk,
ale jego oczy natychmiast rozszerzyły się w śmiertelnym przerażeniu. - Mój Boże! Przestali
produkować chusteczki Wet Ones? Windex? Lizol? Lepiej będzie, jak strzelę sobie w łeb i
skończy się cały ten koszmar.
- Spokojnie, panie Monk - powiedziałam. - Na pewno nie jest tak zle.
- Nie byłbym tego taki pewny, Natalie. - Stottle - meyer głęboko westchnął. - Ciężko
mi to powiedzieć i przykro, że akurat na mnie spada taki obowiązek. Zostałeś zwolniony,
Monk. W trybie natychmiastowym.
- Co takiego zrobiłem?
- Nic nie zrobiłeś. Jesteś świetny. To nie ma nic wspólnego z tobą, wszystkiemu jest
winna gospodarka. Departamentu policji nie stać już na konsultantów. Nie stać ich nawet na
mnie.
Poczułam okropne dja vu. Raz już przez to przechodziliśmy parę miesięcy wcześniej.
Stottlemeyer wyrzucił Mońka z pracy rzekomo dlatego, że departament miał poczynić jakieś
oszczędności, aby zarobić parę politycznych punktów wśród niechętnie nastawionych
związkowców i szeregowych policjantów. Mnie jednak nie opuszczało dziwne przekonanie,
że jego decyzja bardziej wiązała się wtedy z poczuciem własnej nieudolności po tym, jak na
krajowej konferencji służb policyjnych publicznie skrytykowano Stottlemeyera za to, że
nadmiernie polega na Monku w uzyskiwaniu znakomitych rezultatów prac wydziału. Nie
wiedziałam, jaki tym razem był rzeczywisty powód zwolnienia Mońka, ale nie miałam
zamiaru się z tym godzić.
- Kapitanie, zapomniał pan już, co było, kiedy ostatnim razem zwolnił pan Mońka?
Nastąpiła katastrofa. Znowu będzie pan żałował.
- Już żałuję, ale tym razem decyzje przyszły z góry, nie mam z tym nic wspólnego.
Miasto nie ma pieniędzy, więc departament zmuszony jest brutalnie ciąć wydatki. Dam wam
przykład. O dwadzieścia procent redukujemy obecność radiowozów na ulicach, ponieważ
brakuje pieniędzy na benzynę, serwis i ludzi na patrolach.
- Ale na ulicach będzie jeszcze niebezpieczniej, a wielu ptaszkom ich przestępstwa
ujdą płazem - powiedział Monk.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie ma wyjścia, Monk. Po prostu nie ma pieniędzy na
opłacenie pracy, którą powinniśmy wykonywać.
To była bardzo kiepska powtórka odcinka, który już raz oglądaliśmy i który już za
pierwszym razem okrutnie mi się nie podobał.
- Wtedy też pan tak mówił, kapitanie, a potem wróciła koza do woza.
- Tym razem rzeczy mają się inaczej, Natalie. Sama to wiesz. Wystarczy wyjrzeć za
okno. Widziałaś, ile firm plajtuje? Ilu ludzi traci domy? Wyschły zródła dolarów płynących z
podatków. Władze drenują budżety wszystkich publicznych jednostek stanowych, miejskich
czy nawet okręgowych. Szkolnictwo, opieka socjalna, co tylko przyjdzie ci do głowy.
Wszyscy to odczujemy na własnej skórze.
Wiedziałam, że ma rację, ale przez to nie było mi łatwiej zaakceptować zwolnienia
Mońka. Jeśli Monk straci pracę, ja również. Nie mogłam się poddać bez walki.
- Pan Monk sam jeden potrafi rozwikłać więcej morderstw niż wszyscy detektywi na
pana wydziale razem wzięci - powiedziałam. - Dobrze pan to wie, kapitanie.
- Czego się spodziewasz? Mam zwolnić wszystkich detektywów i zostawić Mońka?
Coś ci powiem, Natalie. Wyjdz z gabinetu, rozejrzyj się i wybierz chłopaków, którzy mają
stracić etat tylko dlatego, żeby zewnętrzny konsultant mógł zachować swój kontrakt. Może
wybierzesz Randy ego? Może mnie?
- Chciałam tylko powiedzieć, że sprawność pana Mońka pozwala zaoszczędzić
wydatki. Przecież o to właśnie chodzi, prawda? Chyba że chodzi o coś innego?
- Kapitan ma rację - odezwał się Monk. - %7ładen funkcjonariusz policji nie może z
mojego powodu stracić pracy.
- Pan jest najlepszym detektywem w mieście, panie Monk. Jeśli mają robić redukcje,
to czy nie powinni zostawić najlepszych?
- Oni są policjantami. Ja nie.
- To niesprawiedliwe - stwierdziłam.
- Witaj w moim życiu - powiedział Monk i zwrócił się do kapitana: - Wiesz, że o
każdej porze dnia i nocy możesz zadzwonić i poprosić mnie o pomoc. Przyjadę niezależnie od
tego, czy dostanę zapłatę czy nie.
- Wiem - rzekł Stottlemeyer.
- Czy będę mógł przyjechać nawet wtedy, gdy nie zadzwonisz?
- Nie - sprzeciwił się stanowczo Stottlemeyer. - Poradzisz sobie z tym?
- Nigdy z niczym sobie nie radzę - odpowiedział Monk i ruszył w kierunku drzwi,
przed którymi się zatrzymał, i zanim je otworzył, zastanawiał się nad czymś przez krótką
chwilę. - Qtips - powiedział w końcu.
- Słucham? - Stottlemeyer nie zrozumiał.
- Kup Randy emu waciki do uszu Qtips - powiedział Monk. - To idealny prezent na
urodziny.
Kiedy wyszliśmy z gabinetu Stottlemeyera, Disher posłał nam zza biurka szeroki
uśmiech. Wydawało się, że w ogóle nie dostrzegł mojego przygnębienia ani smutku w oczach
Mońka. Muszę jednak uczciwie oddać Randy emu, że smutek nigdy nie znikał z oczu Mońka.
Jedynie ktoś, kto spędzał z nim tyle czasu co ja, był w stanie zauważyć subtelne zmiany w
intensywności Monkowego smutku.
- Jeśli wciąż nie wiecie, co mi kupić na urodziny, problem macie już z głowy -
powiedział zadowolony z siebie Disher. - Właśnie otworzyłem w Nordstro - mie listę
prezentów weselnych, które mogą kupować wszyscy moi goście.
- Przecież się nie żenisz - powiedziałam.
- W Nordstromie nie muszą o tym wiedzieć.
Kiedy wychodziliśmy z Monkiem z pokoju detektywów, wyjęłam z torebki woreczki
z wykałaczką i mandatem za parkowanie i wrzuciłam je do stojącego przy drzwiach kosza na
śmieci.
- Nie będą nam już potrzebne - powiedziałam.
Monk zatrzymał się w pół kroku. Poruszył niezgrabnie ramionami, przechylił głowę w
jedną i w drugą stronę, a potem wyciągnął do mnie rękę i strzelił palcami.
- Chusteczka, chusteczka.
Podałam mu dwie chusteczki higieniczne. Monk wziął po jednej w każdą dłoń,
zanurzył ręce w koszu i wyciągnął z niego oba woreczki. Podniósł je do oczu i przez pewną
chwilę bacznie się im przyglądał.
- Chyba nie chce pan teraz udzielić reprymendy kapitanowi, że śmieci na ulicy i daje
zły przykład podwładnym? - zapytałam. - To nieodpowiedni moment.
Kiedy opuścił ręce, na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech.
Właściwie nie sam uśmiech był dziwny. Dziwne było to, że parę minut po zwolnieniu
z pracy Monk znalazł powód ku temu, aby się uśmiechnąć.
Ale był to uśmiech, który znałam aż nadto dobrze. Nie miałam żadnych wątpliwości,
co mógł oznaczać.
Monk właśnie rozwiązał zagadkę morderstwa.
- Muszę obejrzeć samochód Claskera - powiedział. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \