[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czyżby groziło nam niebezpieczeństwo?
- Mon ami, tam, gdzie jest Wielka Czwórka, zawsze jest niebezpiecznie.
W Paryżu pojechaliśmy na dworzec Gare de l Est i Poirot w końcu wyjawił cel
naszej podróży. Mieliśmy jechać do Bolzano w Tyrolu.
Kiedy Harvey wyszedł z wagonu, skorzystałem z okazji, żeby spytać Poirota dla-
czego powiedział, że to ja dowiedziałem się o miejscu spotkania Wielkiej
Czwórki.
- Ponieważ to prawda, przyjacielu. Nie wiem, w jaki sposób Ingles się o tym
dowiedział, ale udało mu się i przesłał tę informację przez swojego służącego.
Jedziemy do Karersee; tak ostatnio Włosi nazwali Lago di Carrezza. Teraz rozu-
miesz, dlaczego wydawało ci się, że słyszysz ''cara Zia'', ''carrozza'' i ''-
largo''; nazwisko Haendla podpowiedziała ci twoja własna wyobraznia. Prawdopo-
dobnie pan Ingles wszedł w posiadanie tej informacji drogą jakiegoś handlu i
to słowo uruchomiło twoją wyobraznię.
- Karersee? - zdziwiłem się. - Nigdy nie słyszałem tej nazwy.
- Zawsze mówiłem, że wy, Anglicy, nie znacie geografii. To dość znany i piękny
kurort, położony na wysokości tysiąca dwustu metrów nad poziomem morza, w ser-
cu Dolomitów.
- I właśnie w tej dziurze Wielka Czwórka wyznaczyła sobie spotkanie?
- Mają tam swój sztab. Otrzymali znak i zamierzają zniknąć ze świata, żeby z
górskiej fortecy kierować wszystkim. Zbadałem to. Zgromadzono tam wielkie ilo-
ści skał i minerałów; wszystko to zrobiła niewielka włoska firma, za którą
stoi Abe Ryland. Mogę się założyć, że w samym sercu gór wydrążono potężne tu-
nele, doskonale ukryte i niedostępne. Stamtąd przywódcy organizacji będą wyda-
wali rozkazy swoim zwolennikom, a w każdym kraju mają ich tysiące. Ze skał Do-
lomitów w stosownej chwili wyjdą na powierzchnię dyktatorzy, władcy całego
116
świata. Powinienem raczej powiedzieć, że tak by się stało, gdyby nie Herkules
Poirot.
- Naprawdę w to wierzysz? A co z armiami i z całą cywilizacją?
- A co z Rosją, Hastings? Powtórzą to, co wydarzyło się w Rosji, tyle że na
wielką skalę. Eksperymenty madame Olivier są bardziej zaawansowane niż uczona
przyznaje. Podejrzewam, że udało jej się uwolnić energię atomową i że Wielka
Czwórka jest gotowa wykorzystać ten wynalazek dla własnych celów. Jej badania
nad azotem zawartym w powietrzu były bardzo interesujące. Madame eksperymento-
wała też ze skoncentrowaną energią, przekazywaną bez pośrednictwa kabli; pro-
wadzono próby skierowania wiązki energii o wielkiej mocy w konkretne miejsce.
Nikt nie wie, z jakim wynikiem; wiadomo tylko, że próby powiodły się lepiej
niż powszechnie sądzono. Ta kobieta jest geniuszem i współpracuje z genialnym,
bajecznie bogatym Rylandem oraz z Li Chang Yenem, człowiekiem niezwykle inte-
ligentnym, najlepszym przestępcą, z jakim miałem do czynienia. To Chińczyk
kieruje całą operacją. Ale nie dojdzie do katastrofy cywilizacyjnej.
To, co usłyszałem od Poirota, dało mi do myślenia. Mój przyjaciel często prze-
sadza, ale nie jest panikarzem. Po raz pierwszy zrozumiałem, jak ciężką i po-
ważną walkę przyszło nam toczyć.
Wkrótce do przedziału wrócił Harvey.
Do Bolzano dotarliśmy w południe. Stamtąd pojechaliśmy dalej autem. Na rynku
czekało na nas kilka dużych niebieskich samochodów. Zajęliśmy trzy.
Poirot, nie zważając na upał, po czubek nosa owinął się szalikiem. Widać było
tylko uszy i oczy. Nie wiem, czy kierowała nim ostrożność, czy tylko przesadna
obawa przed katarem. Podróż samochodem zajęła nam dwie godziny. Mijaliśmy
piękne okolice. Na początku to zjeżdżaliśmy, to znów podjeżdżaliśmy na strome
skały, często mijając wodospady. Potem wjechaliśmy do żyznej doliny, długiej
na kilka kilometrów. Dalej droga znów zaczęta się wspinać w górę, na skały o
kamienistych szczytach, u stóp porośnięte sosnowymi lasami. Przyroda była tu
dzika i piękna. Wreszcie wzięliśmy kilka ostrych zakrętów, jadąc ciągle przez
las, i nagle zobaczyliśmy przed sobą hotel stanowiący cel naszej podróży.
Pokoje zostały wcześniej zarezerwowane i Harvey natychmiast nas do nich zapro-
wadził. Z okien widać było kamieniste szczyty i porośnięte drzewami stoki. Po-
irot wskazał ręką rozpościerające się przed nami piękno i spytał cicho:
- Tutaj?
- Tak - odparł Harvey. - Jest tam miejsce zwane labiryntem. Wielkie głazy o
fantastycznych kształtach wznoszą się ku niebu, a wśród nich biegnie wąska
ścieżka. Kamieniołomy znajdują się na prawo od tego miejsca, sądzimy jednak,
że wejście jest w labiryncie.
117
Poirot pokiwał głową.
- Chodz, mon ami - powiedział do mnie. - Zejdziemy na dół i usiądziemy na ta-
rasie, żeby rozkoszować się słońcem.
- Sądzisz, że to mądre? - spytałem. Poirot wzruszył ramionami.
Słońce rzeczywiście świeciło bardzo mocno; moim zdaniem, nieco zbyt mocno. Za-
miast herbaty wypiliśmy kawę ze śmietanką, po czym wróciliśmy na górę, żeby
się rozpakować. Z Poirotem nie dało się rozmawiać. Sprawiał wrażenie całkowi-
cie pogrążonego w jakichś marzeniach. Kilka razy pokręcił głową i westchnął.
Zaintrygował mnie człowiek, który w Bolzano wysiadł z pociągu i odjechał pry-
watnym samochodem. Był niski i - na co zwróciłem uwagę - okutany po uszy, tak
samo jak Poirot, albo nawet bardziej, gdyż dodatkowo miał na nosie wielkie
niebieskie okulary. Byłem przekonany, że jest emisariuszem Wielkiej Czwórki.
Poirot był odmiennego zdania. Kiedy, wyglądając przez okno łazienki, zobaczy-
łem tego dziwnego człowieka spacerującego przed hotelem, pomyślałem, że jednak
miałem rację.
Prosiłem przyjaciela, żeby nie schodził na kolację, ale Poirot uparł się.
Spóznieni weszliśmy do jadalni. Dostaliśmy miejsce przy oknie. Ledwie usiedli-
śmy, usłyszeliśmy głośne przekleństwo i brzęk tłuczonej porcelany. Kelner upu-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]