[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pan jest... ojcem Mike'a - zaczęła niepewnie. -A pani z pewnością jego
matką. - Uczuła nieoczekiwany przypływ radości. - Tak się cieszę, że
przyjechaliście! - Podeszła do nich z wyciągniętymi ramionami. Wzruszyli się,
widząc tak serdeczne powitanie. - To będzie wielki dzień dla Mike'a -
powiedziała Kirsty z zachwytem.
Wymienili krótkie spojrzenia.
- Może - odparł mężczyzna niezręcznie. Zanim zdążyła odpowiedzieć, w
drzwiach pojawił się Mike. Kirsty wpatrywała się w niego z napięciem, myśląc
tylko, żeby nie hamował swoich prawdziwych uczuć, nie kierował się ura-
żoną dumą, jak to już nieraz czynił w podobnych sytuacjach.
Przez długą chwilę nikt się nie poruszył. Nagłe starszy mężczyzna wstał i
pierwszy wyciągnął do Mike'a rękę.
- Dzień dobry, synu.
Mike również wyciągnął dłoń, ale nie podał jej ojcu. Jego wielką postacią
wstrząsnął dreszcz i za moment drobny starszy pan został ogarnięty
niedzwiedzim uściskiem swego potężnego syna. Pani Staliard obserwowała
scenę ze łzami w oczach. Potem zerknęła na Kirsty. Wymieniły spojrzenia.
- Dostaliśmy twój list, synu - powiedziała ostrożnie i oddała Roba w ręce
matki. - Nie wiedzieliśmy, jak na niego odpowiedzieć, więc...
W tej chwili i ona znalazła się w ramionach syna. Jej mała figurka całkowicie w
nich zginęła. Głowa Mike'a znalazła się tak nisko, że Kirsty nie widziała jego
twarzy, ale była pewna, że jest bardzo wzruszony. Wypowiedziała z ulgą ciche
dziękczynienie. Może skończą się wreszcie jego kłopoty.
Gdy pierwsze emocje opadły, nikt nie wiedział, jak się dalej zachować. Pani
Staliard przyglądała się synowi i w końcu zwróciła się do niego:
- Wyglądasz znacznie lepiej.
- Lepiej niż w sądzie? - spytał z kwaśną miną.
- Nie, myślałam o wcześniejszym okresie. Wyglądasz jakoś tak...
prawdziwie. - Ostatnie słowo zabrzmiało jak odkrycie.
Mike potrząsnął głową, jakby rozumiał, o co chodzi matce.
- Szkoda, że nie napisaliście, że przyjeżdżacie. Wyszlibyśmy po was -
odezwał się.
- Zdecydowaliśmy się w ostatniej chwili, prawda, Martusiu?
Matka Mike'a skinęła głową.
- Nie byliśmy przekonani, czy to jest najlepszy pomysł, głównie ze
względu na długą drogę. Dopiero od niedawna oboje mamy prawo jazdy.
- Prawo jazdy? - powtórzył Mike. - Uczyliście się jezdzić w waszym... -
urwał w porę.
- Tak, w naszym wieku - dokończyła za niego matka. - Kupiliśmy mały
samochód. To duże udogodnienie.
- Parę lat temu chciałem wam kupić wielką limuzynę, ale wtedy nawet nie
chcieliście słyszeć o kursie na prawo jazdy.
- Robimy teraz wiele rzeczy, które kiedyś nie przyszły-by nam do głowy -
odpowiedział ojciec. - Twoja matka była chora - ujął ją za rękę - i lekarze nie
dawali jej szans. Kiedy z tego wyszła, postanowiliśmy wykorzystywać każdą
chwilę, która nam została.
Mike zesztywniał.
- Mama chora? Kiedy? Dlaczego nikt mnie nie zawiadomił?
- Byłeś w więzieniu - wyjaśnił ojciec. - Zamierzałem powiedzieć ci przy
odwiedzinach, ale... - urwał i wzruszył ramionami.
- Boże jedyny, mamo... Mogłem cię już nie zobaczyć! Marta dotknęła
ramienia syna.
- To przecież ty mnie uratowałeś. Wciąż jeszcze mamy sporo pieniędzy,
które wciąż nam przysyłałeś.
- Tak. Dzięki nim załatwiłem najskuteczniejsze leczenie i najlepszą
opiekę - powiedział ojciec.
Mike milczał i tylko wpatrywał się w matkę.
- A jednak - powiedział w końcu powoli - wcześniej nie chcieliście
niczego, co miało jakikolwiek związek ze mną lub z moimi pieniędzmi.
- To ty nie chciałeś mieć nic wspólnego z nami - odparła matka.
- Przecież wiesz, że to nieprawda! - Mike zaprzeczył impulsywnie. - To
wy...
- Mike - powiedziała Kirsty tonem łagodnego ostrzeżenia.
Przerwał, spojrzał na nią i zobaczył, że się uśmiecha. To go jakby uspokoiło.
Wziął głęboki oddech.
- Dobrze. Zdążymy jeszcze o tym porozmawiać - powiedział.
Kirsty i Mabel poszły z dzieckiem na górę. Chcąc dać im jak najwięcej czasu na
wyjaśnienie sobie bolesnych spraw, zostały na górze nieco dłużej niż było
trzeba. Kiedy wreszcie Kirsty zeszła z powrotem, George i Marta byli sami.
- Mike pojechał po nasze rzeczy do zajazdu - wyjaśniła Marta. - Mówi, że
koniecznie musimy tu zostać. Czy masz coś przeciw temu? To w końcu twój
dom.
- Miałabym mu za złe, gdyby uważał inaczej. Marta wzięła ją za rękę.
- Zostań i porozmawiaj z nami. Mike powiedział, że zaopiekowałaś się
nim, kiedy uciekł.
- Tak... - Kirsty opowiedziała całą historię, a oni wymieniali uśmiechy i
spojrzenia. W końcu usłyszała, że Mike wrócił i przygotowuje pokój dla
rodziców, wstała więc i zajęła się robieniem kolacji.
Następnego ranka ze zdumieniem stwierdziła, że Marta chce towarzyszyć jej w
codziennych porannych zajęciach. Szczelnie opatulona przyszła za nią do
stodoły.
- Nie mogę długo spać - wytłumaczyła.
- Czy powinna pani wychodzić?
- Znakomicie się czuję, poza tym przyda ci się pomoc. Czy mój Mike
zostawia cię samą z tym wszystkim?
- Nie, wynajął dwóch ludzi do pomocy, ale dałam im wolne na święta.
Lubię zajmować się świniami sama, zwłaszcza od kiedy Cora znów ma małe.
Przysługuje jej teraz najbardziej luksusowy chlew, widzi pani? To prawdziwe
osiągniecie myśli architektonicznej.
- Czy to mój syn zrobił to wszystko? - spytała Marta z niedowierzaniem.
- To jego wiekopomne dzieło - potwierdziła Kirsty. Marta pokręciła
głową.
- Nie mogę się nadziwić, jak się zmienił, odkąd jest z tobą. Nie poznaję
go. A może właśnie dopiero teraz go rozpoznaję? Kiedyś upodabniał się do
budynków, które stawiał, zimnych, olbrzymich, bezosobowych. Teraz zaczynam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \