[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Bzdura! To \ycie zmusiło mnie do pewnych ograniczeń,
ale poza tym jestem taka sama jak ka\da kobieta.
- I masz odwagę przyznać, \e było ci wczoraj dobrze?
Skrzywiła się. śe te\ on musi do końca doprowadzić śledz-
two! I chocia\ w jej myślach panował chaos, nie potrafiła
skłamać.
- Tak. Wtedy było mi dobrze, ale teraz oprzytomniałam.
- To znaczy?
- Ledwo się znamy, to po pierwsze. A po drugie...
- To prawda - przerwał jej. - Oboje mamy pewnie ponure
sekrety, których nie chcemy nikomu wyjawiać, chocia\ sądzę,
\e ty wiesz o mnie wszystko. Jestem wdowcem, lekarzem i per-
fekcjonistą. Nie ukrywam \adnych tajemnic. A ty?
Cassandra zdjęła rękawice ogrodowe i nerwowo potarła dłoń-
mi o d\insy. Wiedziała, do czego Bevan zmierza. Ukrywała tylko
jedną rzecz: to\samość ojca Marka. Chciała powiedzieć Beva-
nowi prawdę, lecz strach przed jego reakcją sprawił, \e słowa
uwięzły jej w gardle.
- Takie tam drobiazgi, które by cię nie zainteresowały -
mruknęła, patrząc gdzieś w bok.
Odwrócił ją tak, by musiała spojrzeć mu w oczy.
- Dlaczego nie chcesz, \ebym sam to ocenił?
Pomyślała ze znu\eniem, \e on walczy o jej tajemnicę jak
pies o kość. Wyrwała mu się, ale chwycił jej rękę. Rozejrzała się
wokół niepewnie. Widać ich było ze wszystkich okolicznych
domów i z ulicy. Do szczęścia brakowało jej tylko tego, \eby ją
ktoś zobaczył w ramionach nowego lekarza!
- Wszyscy widzą ten ogród - powiedziała, usiłując zacho-
wać spokój.
- Chcesz powiedzieć, \e jeśli nie będziemy się pilnować,
tutejsze tam-tamy rozgłoszą po okolicy, \e trzymałem cię za
rękę? W takim razie wejdzmy do domu.
- Będzie lepiej, jeśli ja wrócę do koszenia trawy, a ty pój-
dziesz tam, gdzie planowałeś.
- Jestem tam, gdzie planowałem. Nie odejdę, dopóki nie będę
mógł sobie powiedzieć, \e wykonałem zadanie.
- Ju\ je wykonałeś. Porozmawiałeś ze mną o Billu i z sa-
tysfakcją stwierdziłeś, \e nie usycham z tęsknoty za tobą, więc
w ka\dej chwili mo\esz odejść.
Nie puszczając jej ręki, dodał:
- Chyba masz rację, ale został jeszcze jeden drobiazg: z czy-
stej ciekawości chcę sprawdzić, czy tego, co stało się wieczorem,
nie da się powtórzyć.
Dotknął wargami jej ust i zaczął ją całować. Kompletnie za-
skoczona poczuła, \e wszystko jest tak jak wczoraj. Nie panując
nad sobą, całowała go i obejmowała. Otaczał ich zapach hiacyn-
tów i świe\o skoszonej trawy. Zapomniała o sąsiadach i prze-
chodniach, szczęśliwa, \e znowu jest w jego ramionach.
W końcu oderwali się od siebie i Cassandra opuściła głowę.
Od chwili, gdy przyszedł do ogrodu, robiła wszystko, by prze-
konać go, \e nie jest nim zainteresowana, ale wystarczyło, \e jej
dotknął, by poddała się bez najmniejszego oporu.
Ujął ją pod brodę i delikatnie skłonił do spojrzenia mu
w oczy.
- Znowu jesteś przera\ona - rzekł łagodnie - ale nie masz
powodu. Przecie\ powiedziałem ci, \e to tylko moja ciekawość.
Bez słowa kiwnęła głową. Czy to oznacza, \e wszystko zro-
zumiał? A mo\e chce przez to powiedzieć, \e skoro są wolni
i jest im z sobą dobrze, to warto wykorzystać tę sytuację?
Nagłym ruchem schyliła się i podniosła rękawice, po czym
uruchomiła silnik kosiarki. To był dla niego sygnał, \e ma ju\
odejść. Bała się, \e jeszcze chwila, a zdradzi mu wszystko, co
na razie wolała przed nim ukryć.
Nie widziała, kiedy odszedł, lecz gdy dotarła do końca traw-
nika i odwróciła się, Bevana nie było. Patrząc na pusty ogród
z prostym pasem świe\o skoszonej trawy, uzmysłowiła sobie, \e
się zakochała. Ze wszystkich mę\czyzn na świecie Bevan był
jedynym, który tchnął w nią nadzieję na inne \ycie. Zastanawia-
ła się, jak oceniłby ten fakt - gdyby się o tym kiedykolwiek
dowiedział.
Ku zdumieniu wszystkich prócz Bevana, wynik analizy krwi
Billa dowodził, \e jest on chory na brucelozę - chorobę, która
roznosi się za pośrednictwem bydlęcych wydzielin. Spowodo-
wało to wielkie poruszenie na farmie. Joan powiedziała Cassan-
drze przez telefon, \e trzeba będzie przebadać całe stado, by
stwierdzić, które zwierzęta są zara\one.
- Biedak nieomal odchodzi od zmysłów. Jest taki chory, a te-
raz na dodatek ta okropna wiadomość. Są tu weterynarze i po-
bierają krew od wszystkich sztuk. Potem wyślą próbki do Lon-
dynu i będziemy musieli czekać, mo\e nawet tydzień, ale sprawa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \