[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wszystko już obmyśliłaś, nieprawdaż?
- Wcale nie. Przyszło mi to do głowy przed chwilą, gdy
usłyszałam twoją rozmowę. Ale wszystko staje się jasne...
- Zaczekaj, nie nadążam.
- Nie musisz. Po prostu wyraz zgodę, a ja się zajmę resztą.
- A co zamierzasz zrobić?
- Zbliża się karnawał: Możesz wydać wielkie przyjęcie
i dać anons do prasy o swoich planach.
- Przyjęcie? - zastanowił się. - Gdy byłem chłopcem,
podczas karnawału odbywały się tu wielkie przyjęcia. Co
to były za kostiumy, co za maski! - Uśmiechnął się do
Zima w Wenecji 125
własnych wspomnień. - Nie masz pojęcia, cośmy wtedy
wyprawiali...
- Oczywiście pod osłoną masek.
- Oczywiście. Po to one są. Kiedyś maski były zakazane
przez resztę roku. Ale w karnawale każdy mógł się za nią
ukryć, udawać kogoś innego i robić, co mu się żywnie po
doba. Potem był post, podczas którego należało pościć
i robić dobre uczynki. Ta tradycja przetrwała do dziś.
- A ty zazwyczaj miałeś powód do żałowania za grzechy?
- spytała żartobliwie.
- No, cóż - odparł skruszony. - Troszeczkę. W młodości
powściągliwość nie uchodziła za cnotę.
- Och, tak! - wtrąciła z uśmiechem.
Znów na jego twarzy rozlał się uśmiech, jakby przypo
minał sobie beztroskie, młode lata, zanim spadły na niego
ciężary życia.
- Założę się, że dziewczyny stały do ciebie w kolejce
przez pół placu Zwiętego Marka.
Wyglądał na urażonego.
- Co masz na myśli mówiąc  przez pół"?
Wpatrywał się w kieliszek czerwonego wina, jakby wi
dział w nim wszystko, co wydarzyło się w przeszłości
i wróżył sobie na przyszłość. Uwielbiał doznawać takie
go cudownego przeczucia, że przytrafi mu się w życiu coś
wspaniałego. Ale dawno go nie doświadczył...
Tylko raz, ostatnio, na ulotną chwilę wróciło do niego
to uczucie. Tamtej namiętnej, słodkiej nocy, gdy trzymał
w ramionach tę intrygującą kobietę.
- Twoja mina cię zdradza - zauważyła Julia.
- Wiesz, o czym myślę?
- Wspominasz szaloną młodość.
126 Lucy Gordon
-I coś jeszcze... - Wpatrywał się w jej błyszczące oczy.
- Szkoda, że wtedy cię nie znałam.
- Pewnie wcale bym ci się nie spodobał. Zachowywałem
się niewłaściwie, zbyt nonszalancko. To się zdarza młodym
mężczyznom, którzy mają zbyt dużo pieniędzy i swobody.
Faktem jest, że gdy nadeszła katastrofa, zupełnie nie byłem
przygotowany, aby sobie z tym poradzić. Przywykłem, że
wszystko zawsze idzie po mojej myśli. .
- Co się stało z twoją narzeczoną? - spytała Julia z uda
wanym dystansem.
- Poślubiła bardzo bogatego mężczyznę. Nasze przyjęcie
zaręczynowe było wydarzeniem karnawału. Wszyscy nosi
li maski... Ona też.
- Nadal o niej myślisz?
Wzruszył ramionami.
- To już odległa przeszłość. Nawet nie pamiętam, jak to
było, gdy ją kochałem. Byłem wtedy innym człowiekiem.
Znała to zbyt dobrze. I mimo że rozum nakazywał po
rzucić ten temat, brnęła dalej:
- Piero opowiadał mi, jak schodziła z wielkich schodów,
w całej swej urodzie i majestacie, a ty stałeś na dole...
- Zapewne z głupkowatym wyrazem twarzy - dokoń
czył. - Powinienem wiedzieć, że jedyne, czego naprawdę
pragnęła, to właśnie tego majestatu i tytułu. Chciała wyjść
za mnie, żeby zamieszkać w pałacu. A gdy nie mogłem jej
tego zaoferować... - Wzruszył ramionami. - Przypusz
czam, że w głębi serca znałem prawdę, ale nie chciałem
w nią uwierzyć. - Gdy skinęła głową, dodał: - Chciałbym,
żebyś zobaczyła jedno z tych karnawałowych przyjęć.
- Może zobaczę, jeśli nasz pomysł wypali.
- Och, a więc to już jest  nasz" pomysł?
Zima w Wenecji
127
- To jest dobry pomysł, Vincenzo. W tej chwili jesteś
w impasie. Czas zrobić jakiś ruch. Musisz odrestaurować
swój dom, a gdy będzie choć częściowo nadawał się do
zamieszkania, możesz zamieszkać w nim wraz z dzieć
mi. Co ty na to?
- A co z tobą?
- Ja też tam będę. Oczywiście, najlepsze pokoje wynaj
miemy bogatym klientom. Ja zajmę jakieś małe pomiesz
czenie i będziemy się spotykać i załatwiać interesy...
- Zostaniesz z nami w charakterze ducha zamku? - po
wiedział trochę żartobliwie.
- To najlepsze rozwiązanie dla Rosy. Będę niedaleko,
gdyby mnie potrzebowała. Zresztą ona czuje się swobod
nie wśród duchów, nie zauważyłeś? Wie, że duchy bywają
przyjacielskie.
-i to ma być najlepsze rozwiązanie? Szczyt naszych
marzeń?
- Nie wiem. Powiedziałeś, że chciałbyś cofnąć czas, aż
do momentu gdy się poznaliśmy. Jeśli zrobiłbyś to, mnie
by nie było, nieprawdaż?
- Nie to miałem na myśli. %7łałuję, że poznałem cię w ta
ki sposób. Mogłoby być całkiem inaczej... - Dotknął pal
cem jej ust. - Ale dlaczego nie możemy udawać choć przez
krótki czas?
Przez kilka chwil, gdy trzymał ją w ramionach, liczyło
się tylko tu i teraz.
Potem wstał i pociągnął ją za sobą. Szli przez ciemny
hol mocno do siebie przytuleni. Zatopił twarz w jej szyi,
szeptał w jej włosy o swoim pożądaniu. Gorące pragnienie
oblało ją jak wzburzona fala.
- Mamusiu!
Lucy Cordon
128
Krzyk dziecka przeszył powietrze. Gwałtownie oderwa
li się od siebie.
- Mamusiu, mamusiu, nie!
Krzyk dobiegał zza zamkniętych drzwi dziecięcego po
koju. Po nim nastąpiło długie, pełne rozpaczy zawodzenie.
Julia wpadła do pokoju i zapaliła światło.
Rosa siedziała na brzegu łóżka z zamkniętymi oczami
i rękami wyciągniętymi przed siebie, jakby w geście roz
paczliwej prośby; po jej twarzy spływały łzy.
Julia przysiadła obok niej i mocno ją przytuliła, tak
mocno, że dziewczynka się obudziła.
- Już dobrze, kochanie, już dobrze - mówiła po angiel
sku, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Rosa już rozbudzona, łkając gwałtownie, przywarła do
jej piersi. Vincenzo podszedł do Carla, którego obudził ha
łas i wyjął go z łóżeczka.
Wreszcie Rosa przestała łkać i siedziała spokojnie z gło
wą opartą na ramieniu Julii. Julia nie mogła uwierzyć w to,
co usłyszała. Odsunęła się i spojrzała na mokrą od łez bu
zię dziecka. To chyba było niemożliwe...
- Co się stało? - spytała tym razem po włosku. - Mia
łaś zły sen?
- Tak... Było ciemno i zimno, a ja byłam przerażona...
- Pamiętasz coś jeszcze? - Starała się, by głos jej nie drżał.
Rosa zmarszczyła brwi i przez dłuższą chwilę zastana
wiała się, ale w końcu pokręciła głową.
- Jest ciemno, czuję strach i... jestem taka samotna
i nieszczęśliwa. Jakby przytrafiło mi się coś najgorszego na
świecie, ale nie wiem, co to jest...
- Czy... pamiętasz moment, w którym zaczęłaś krzy
czeć? Pamiętasz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \