[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zabrałam telefon do łazienki.
- Jak ci leci?
- W porządku, dziękuję. Mam kompletnego fioła.
- Gzy dzieci a\ tak bardzo dają ci w kość?
- Nie, ty. A właściwie wy obaj - odparłam, a on natychmiast zrozumiał, o czym
mówię.
- Czy on znowu tam jest?
W głosie Petera usłyszałam zaskoczenie. Wcale nie był z tego powodu
szczęśliwy.
- Mówisz, jakbyś o tym nie wiedział. Nie wysłałeś go do mnie?
- Tym razem nie. Uznałem, \e poradzisz sobie bez niego, zwłaszcza \e masz
mnóstwo zajęć.
- W takim razie jakim cudem tu się znalazł?
Wcale nie byłam pewna, czy mu wierzę. Miałam tego dość.
- Prawdę mówiąc, Steph, nie mam pojęcia. Ale jeśli cię wkurza, po prostu go
odeślij. Jutro ka\ę go zabrać. Wezmą go z powrotem do warsztatu i odkręcą mu
głowę.
- Nie - zaprotestowałam szybko. - Mo\e zostać do twojego powrotu.
Chocia\ jego pobyt u mnie był czystym szaleństwem, chciałam mieć go u
swego boku, tylko nie potrafiłam przyznać się do tego Peterowi.
- Czy chcesz \eby został? - zapytał wyraznie poirytowany.
- Sama nie wiem czego chcę. Na tym polega cały problem. - To była prawda.
- Rozumiem.
- Och, na litość boską, mówisz jak doktor Steinfeld.
- Kto to taki? - Peter nigdy wcześniej o nim nie słyszał.
- Psychiatra, który miał dzisiaj ochotę zamknąć mnie w zakładzie dla
obłąkanych. To wszystko twoja wina. Dlaczego nie mo\esz po prostu najzwyczajniej
pod słońcem wyjechać i pozwolić mi za sobą tęsknić, tak jak robią to normalni
ludzie? Zamiast tego przysyłasz mi tego cholernego klona, który ma się mną zająć, a
tymczasem doprowadza mnie do szaleństwa. - Byłam potwornie zła. Całą winę za tę
irytującą sytuację ponosił Peter niezale\nie od tego, jak bardzo go kochałam.
- Wydawało mi się, \e go lubisz.
- Bo rzeczywiście go lubię.
- Mo\e w takim razie za bardzo? Czy to właśnie próbujesz mi powiedzieć? -
Był niemal tak samo poirytowany jak ja, a w dodatku zazdrosny.
- Nie wiem, co próbuję ci powiedzieć. Mo\e oboje jesteśmy obłąkani.
- Spróbuję wrócić do domu wcześniej. - Chyba naprawdę był zmartwiony.
- Mo\e powinniśmy zamieszkać we trójkę? A tak przy okazji, Helena jest w
cią\y.
- Czy właśnie dlatego jesteś taka podenerwowana?
- Mo\e. Nie, nie sądzę. Ale dzieci są złe. Nienawidzą jej. Denerwują się, \e
będzie miała dziecko.
- Przykro mi, Steph.
- Kłamiesz. - Nagle zaczęłam płakać. Usłyszałam, jak Paul w pokoju obok
bawi się z dziećmi. - Na litość boską, on jest alkoholikiem i jeśli jeszcze raz zobaczę
jego spodnie w zebrę, załamię się nerwowo. Mo\e zresztą i tak to zrobię. Dlaczego to
wszystko musiało spotkać właśnie mnie?
Całą winę za zaistniałą sytuację ponosił Peter, dlatego powinnam go
znienawidzić. Ale nie było to takie proste, poniewa\ nadal go kochałam. Wiedziałam
równie\, \e nie jest całkiem obojętny dzieciom. Nawet Charlotte go lubiła, chocia\ za
nic w świecie by się do tego nie przyznała. A Sam od kilku miesięcy stał się
zagorzałym zwolennikiem Petera, przynajmniej od wspólnej wyprawy na bal
przebierańców.
- To był jedynie eksperyment, nic więcej. Nie traktuj tego tak powa\nie.
Oboje zachowywaliśmy się jak szaleńcy. Dzięki Bogu, doktor Steinfeld nas
nie słyszał.
- Mam nie traktować tego powa\nie? To ciebie kocham, tymczasem mieszkam
z Paulem, poza tym chwilami nawet nie potrafię was odró\nić. Kiedy stoi pod
prysznicem, wygląda jak ty. A gdy się ubierze, przypomina cholernego Elvisa
Presleya.
- Wiem. Wiem... Próbowaliśmy to zmienić, ale on nam na to nie pozwolił.
Podejrzewałam, \e Peter wcale nie chce pytać skąd wiem, jak Paul wygląda
pod prysznicem, łatwo jednak było zgadnąć, co dzieje się między nami. Poza tym
przypuszczałam, \e Peter zna Paula znacznie lepiej ni\ ktokolwiek inny.
- On uwa\a, \e powinieneś się ze mną o\enić. Jesteś w stanie to sobie
wyobrazić? On jest jeszcze bardziej szalony ni\ ty. - Płakałam, a w słuchawce zapadła
cisza. - Nie martw się. Zapewniłam go, \e \adne z nas nie jest a\ takim wariatem.
- Miło mi to słyszeć - powiedział w końcu, aczkolwiek jego głos brzmiał
dziwnie chłodno.
- Mnie równie\. Mo\e powinnam na jakiś czas rozstać się z wami obydwoma i
spróbować odzyskać równowagę?
Lepiej radziłam sobie siedząc samotnie przed telewizorem i oglądając
powtórki. Wcześniej wydawało mi się, \e prowadzę prawdziwe \ycie u boku Rogera,
ale nawet ono wymknęło mi się z rąk. A teraz co mi zostało? Klon i szalony
wynalazca, doktor Frankenstein. Byłam tak nieszczęśliwa, \e po prostu siedziałam i
płakałam.
- Zwięta to bardzo trudny okres, Steph. Jesteś zdenerwowana. Spróbuj się
zrelaksować. Wkrótce będę w domu, a on wróci do warsztatu. Jeśli chcesz, ka\ę go
zdemontować.
- To byłoby okrucieństwo. Poza tym bardzo go lubię.
Takim oto sposobem wróciliśmy do punktu wyjścia. Kochałam Petera, ale nie
chciałam stracić Paula. Idiotyczna sytuacja.
- Po prostu nie przejmuj się tym. Spróbuj dziś w nocy trochę się wyspać. On
śpi w pokoju gościnnym, prawda?
- Tak, oczywiście. - Miałam ochotę mu powiedzieć: Ty idioto, co ty
właściwie sobie wyobra\asz? Paul nie został stworzony po to, by sypiać w
czyimkolwiek pokoju gościnnym . - Kocham cię - wyznałam z rozpaczą.
- Ja te\ cię kocham. Zadzwonię jutro rano.
Odło\yłam słuchawkę. Tej nocy cała historia zaczęła się od nowa. Nie
potrafiłam oprzeć się Paulowi. Poczwórne przewroty i fantastyczny seks, światło
świec, masa\e i pachnący olejek, a kiedy nad ranem nie mogłam zasnąć, czułam się
za\enowana i nienawidziłam ich obu. Sama nie wiedziałam, czego chcę. Marzyłam,
\eby Peter wrócił do domu, a chwilę pózniej pragnęłam, \eby Klon został. Byłabym
szczęśliwa, gdybym nigdy więcej nie widziała \adnego z nich, z drugiej jednak strony
nie potrafiłam zrezygnować z podwójnego czy potrójnego przewrotu, ani z
otrzymywanej od Paula bi\uterii. Jednocześnie pragnęłam, by wszystko zostało po
staremu i by się skończyło, a kiedy w końcu zasnęłam, śnił mi się Peter. Obejmował
Helenę i bacznie mi się przyglądał, a Paul znowu miał na sobie te cholerne spodnie w
zebrę i głośno śmiał się ze mnie.
ROZDZIAA DZIEWITY
[ Pobierz całość w formacie PDF ]