[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Są w moim gabinecie. Na wydziale.
Sierżant zanotował to w małym czarnym notesiku.
- Hej, Lou - zawołał do kolegi, który poszedł do sypialni - czy przysyłają z posterunku
faceta od daktyloskopii?
- Już go obudzili. Będzie tu za kilka minut.
- Dotykał pan czegoś, panie Matlock?
- Nie wiem, może. Byłem w szoku.
- Zwłaszcza czegoś z połamanych przedmiotów, jak na przykład ten gramofon?
Byłoby dobrze, gdybyśmy mogli wskazać rzeczy, których pan nie dotykał.
- Wziąłem do ręki ramię, ale nie ruszałem obudowy.
- Dobrze. To już coś, od czego możemy zacząć.
Policjanci zostali przez półtorej godziny. Specjalista od daktyloskopii zrobił swoje i
odjechał. Matlock pomyślał, czy by nie zadzwonić do Sama Kressela, ale uzmysłowił sobie,
że o tej godzinie i tak niewiele mu pomoże. A poza tym, jeśli ktoś obserwuje z zewnątrz
budynek, Kressel nie powinien się tu pokazywać. Sąsiedzi z innych mieszkań obudzili się i
przyszli go pocieszyć, oferując pomoc i filiżankę kawy.
Kiedy policjanci wychodzili, rosły sierżant odwrócił się w drzwiach.
- Przepraszam, że zajęliśmy panu tyle czasu. Zwykle nie zdejmujemy odcisków
palców przy włamaniach, jeśli nikt nie odniósł obrażeń i nic nie zginęło, ale ostatnio jest
bardzo dużo tego typu przestępstw. Osobiście myślę, że to wszystko wina tych kudłatych
świrów z wisiorkami. Albo czarnuchów. Nigdy nie mieliśmy takich kłopotów, dopóki nie
pojawiły się tu te świry i czarnuchy.
Matlock spojrzał na sierżanta, tak pewnego swoich racji. Nie było sensu protestować,
nic by to nie dało, a on był zmęczony.
- Dziękuję, że pomogliście mi posprzątać.
- Nie ma za co. - Sierżant ruszył po asfaltowej ścieżce, lecz jeszcze raz się odwrócił. -
Proszę pana!
- Tak? - Matlock z powrotem uchylił drzwi.
- Przyszło nam do głowy, że może ktoś czegoś szukał. Te wszystkie porozbijane
rzeczy, wyrzucone książki i tak dalej... Wie pan, co mam na myśli?
- Tak.
- Powiedziałby nam pan, gdyby tak mogło być, prawda?
- Oczywiście.
- Głupio by było ukrywać przed nami tę informację.
- Nie jestem głupi.
- Bez urazy. Tylko czasami wy, naukowcy, zagłębiacie się w coś po uszy i
zapominacie o reszcie świata.
- Nie jestem roztargniony. Większość z nas też nie.
- Taaak.... - Sierżant roześmiał się cokolwiek drwiąco. Chciałem zwrócić na to uwagę.
To znaczy, my, policja, nie możemy wykonywać swoich obowiązków, dopóki nie znamy
wszystkich faktów, prawda?
- Rozumiem.
- Tak. To dobrze.
- Dobranoc.
- Dobranoc, doktorze.
Matlock zamknął drzwi i wrócił do bawialni. Zastanawiał się, czy polisa
ubezpieczeniowa pokryje także dyskusyjną cenę jego co rzadszych książek i druków. Usiadł
na pokiereszowanej kanapie i rozejrzał się. Pokój nadal przedstawiał opłakany widok;
spustoszenia dokonano metodycznie. Samo uprzątnięcie śmieci i ustawienie mebli niewiele
dało. Ostrzeżenie było wyrazne i brutalne.
Najbardziej przerażające było jednak to, że w ogóle nadeszło. Dlaczego? Od kogo?
Z powodu histerycznego telefonu Archera Beesona? To było możliwe, a nawet na
swój sposób korzystne. Mogło zawierać motyw nie związany z Nemrodem. Mogło oznaczać,
że kółko przyjaciół Beesona chciało go przestraszyć, żeby zostawił Archiego w spokoju. %7łeby
zostawił ich wszystkich w spokoju - Loring zaznaczył, że nie ma dowodu, aby Beesonowie
mieli cokolwiek wspólnego z organizacją Nemrod.
Co jeszcze niewiele znaczyło.
W każdym razie, jeśli to Beeson, alarm będzie rano odwołany. Konkluzja wieczoru
nie pozostawiała wątpliwości. Zamroczony narkotykiem zbereznik omal nie dopuścił się
 gwałtu . No i był tą drabiną, po szczeblach której Beeson miał wspiąć się do kariery.
Z drugiej strony istniała możliwość, o wiele mniej korzystna, że ostrzeżenie i
przeszukanie były związane z korsykańskim listem. Co Loring szepnął mu wtedy na ulicy?
... Jest tylko jedna rzecz cenniejsza dla Nemroda od tej teczki: kawałek papieru w
pańskiej kieszeni.
Należało więc przypuszczać, że został powiązany z Ralphem Loringiem.
Założenie Waszyngtonu, że jego panika po znalezieniu zwłok uwalnia go od
podejrzeń, było błędne, a konkluzje Greenberga niesłuszne.
Może jednak, jak sugerował Greenberg, chcieli go po prostu wypróbować. Może tylko
naciskali przed wydaniem wyroku uniewinniającego.
Może jednak... Może tylko...
Same przypuszczenia.
Musiał zachować trzezwość umysłu. Nie mógł sobie pozwolić na zbyt gwałtowne
ruchy. Jeśli miał się przydać, musiał udawać niewiniątko.
Bolało go całe ciało. Oczy miał podpuchnięte, a w ustach ciągle czuł nieprzyjemny
połączony posmak seconalu, wina i marihuany. Był wykończony; zmogło go napięcie
towarzyszące próbom znalezienia odpowiedzi na retoryczne pytania. Wrócił pamięcią do
wczesnych dni w Wietnamie i przypomniał sobie najlepszą radę, jaką otrzymał podczas tych
tygodni niespodziewanej bitwy: żeby odpoczywał, kiedy tylko może, spał w każdych
możliwych warunkach. Rada pochodziła od sierżanta liniowego, który, jak mówiono, miał za
sobą więcej ataków bojowych niż ktokolwiek inny w delcie Mekongu. Który podobno
przespał zasadzkę, w jaką wpadła większość jego kompanii.
Matlock wyciągnął się na pozostałościach kanapy. Nie było sensu iść do sypialni - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \