[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ach, tak...
Szybko pocałowała matkę w oba policzki, żeby skrócić scenę pożegnania, i wybiegła z domu.
Z Shore Road poszÅ‚a w górÄ™ OsiemdziesiÄ…tÄ… ÓsmÄ… ulicÄ… aż do bulwaru, potem skrÄ™ciÅ‚a na
lewo i zbiegła w dół po schodach metra przy Osiemdziesiątej Szóstej ulicy. Pociąg nadjechał
natychmiast. Choć był to prawie początek trasy, był już straszliwie zatłoczony przez
robotników z Brooklynu, którzy udawali się do pracy w Manhattanie. Ranny ścisk w metrze
zawsze nastrajał Susan deprymująco i była zadowolona, że umówiła się z Karolem.
Na stacji De Kalb Avenue wydostała się z tłumu pasażerów, wyszła na świeże powietrze i
szybkim krokiem doszła do budynku, w którym mieszkał Karol. Nie pomyliła się: jeszcze nie
był gotowy i żeby się nie niecierpliwiła, poczęstował ją filiżanką kawy. Karol żył jak Cygan,
jego zaś mieszkanie było podobne do obozu wojowników Atylli. Sytuacja pogarszała się z
dnia na dzień, gdyż żadna sprzątaczka na widok tego pola bitwy nie chciała nawet
przekroczyć progu mieszkania. Trzeba przyznać, że Barbara
Romano, która mieszkała u niego przez dwa miesiące w okresie, kiedy czuła słabość do
Karola, wprowadziła tu swoje porządki, co w konsekwencji doprowadziło do jeszcze
gorszego bałaganu.
Samochód Karola, stary model jaguara, w czarno-białą szachownicę, ze stale jęczącym
motorem, niewygodny, nie ogrzewany, doskonale pasował do właściciela. Silnik wydawał
chrapliwe dzwięki, co miało tę dobrą stronę, że Karola przepuszczały wszystkie samochody,
bowiem nikt nie chciał mieć na karku tego przedpotopowego straszydła.
Przy tunelu Battery, kiedy Susan wrzucała do automatu dziesięć centymów za przejazd,
dwóch policjantów w samochodzie patrolowym stojącym przy szosie przyjrzało się
pojazdowi przeciągłym, pełnym obrzydzenia wzrokiem. Przez całą drogę Karol nie
przestawał wynosić pod niebiosy zalet dziewczyny pochodzącej z Denver w Colorado i
utrzymywał, że żeni się z nią w przyszłym tygodniu. Susan miała ochotę zapytać, czy
dziewczyna potrafi zająć się domem, ale była zbyt zmarznięta, by się odezwać. Zdradliwy
przeciąg dmuchał jej w kark, pomyślała więc, że położy się dziś do łóżka z porządną grypą.
Karol zresztą co tydzień miał nowe plany matrymonialne, ale nigdy jakoś nie dochodziło do
ich realizacji.
Jaguar głośno zahamował przed budynkiem, w którym mieściła się redakcja dziennika,
wstrząsnął się i stanął, wydając ostatnie czknienie. Susan posłała Karolowi promienny
uśmiech.
- Jesteś aniołem, Karolu. Musimy się spotkać któregoś dnia. I wyskoczyła z wozu,
zanim Karol zdążył zaproponować jej
małżeństwo.
Wzdrygnęła się, słysząc za sobą straszliwy Zgrzyt torturowanej blachy oraz ryk silnika
jaguara, i z ulgą zanurzyła się w przyjerr ne ciepło hallu.
Portier, stary Nick Dell' Antonia, pozdrowił ją przyjaznie jak każdego ranka:
- Dzień dobry! Straszna pogoda, co? Pani znajomy ma fajny wóz. Czy nie chciałby go
przypadkiem sprzedać?
Susan wybuchnęła śmiechem i popędziła w stronę wind.
Jej pokój znajdował się w opłakanym stanie, dosłownie w ta-
kim, w jakim zostawiła go poprzedniego dnia - kosze wypełnione papierami po brzegi, w
popielniczkach stosy niedopałków, popiół z papierosów na biurku, dywan zarzucony
papierami. Przypomniała sobie, że sprzątaczki są w konflikcie z dyrekcją i postanowiły
strajkować, dopóki nie otrzymają podwyżki. W Nowym Jorku tego rodzaju sytuacja mogła
trwać dobry miesiąc.
Susan westchnęła i zajrzała do szafy. Znalazła dużą szarą torbę i zaczęła do niej upychać
papiery walające się po całym pokoju. Opróżniła kosze, popielniczki i kiedy uklękła i zaczęła
zbierać zmięte w kulki kartki papieru, porozrzucane pod fotelem i biurkiem, ktoś zajrzał przez
uchylone drzwi. Był to Conway z rubryki życia towarzyskiego.
- Hej, Sue! - krzyknął. - Szukasz skarbów? Och, co za urocze pośladki!
- Zabieraj się stąd! - odpaliła Susan z wściekłością.
- Ha, ha! To ty się raczej zabieraj i leć do Plymoutha Rocka. I to już! Powiedział, że
masz się pospieszyć. Rusz więc trochę te śliczne półdupki.
- Ech, ty... - zaczęła, ale on już zamknął drzwi. Podniosła się, poprawiła spódnicę,
sprawdziła, czy nie podarła
pończoch, kiedy krzątała się na kolanach. Z torebki wyjęła lusterko i dłonią poprawiła włosy.
Zadowolona z siebie schowała lusterko, wzięła torebkę i udała się do gabinetu Plymoutha
Rocka.
Charles Decker Cunningham był najmłodszym potomkiem starej i bogatej rodziny
bostońskiej; szczyciła się ona tym, że jej przodek znajdował się wśród pasażerów słynnego
statku "Mayflower", który pewnego pięknego dnia w siedemnastym wieku zarzucił kotwicę w
Plymouth Rock na wybrzeżu Massachusetts. Ci purytanie wygnani z Anglii założyli miasto
Boston, a ich potomkowie poprzez stulecia uważali się za arystokrację Ameryki, W.A.S.P., i
podnieśli Boston do rangi amerykańskiego Rzymu. Przez dziesiątki lat Cunninghamowie
zdołali zbić niesłychaną fortunę na budowie okrętów i na bankach, ostatnio zaś zajęli się
elektronikÄ….
Przydomek Plymouth Rock, jakim pracownicy dziennika dość dziwacznie ochrzcili Charlesa
Deckera Cunninghama, odnosił się do jego pochodzenia i korespondował ze sztywną
postawÄ…, nieco wyszukanymi manierami i stylem bycia, niewÄ…tpliwie tracÄ…cym myszkÄ….
Był to mężczyzna po czterdziestce, wysoki i szczupły, o sylwetce arystokraty. Był szatynem,
ale jego krótko ostrzyżone włosy przyprószyła już lekka siwizna. Zniada cera świadczyła, że
często wyjeżdżał na Florydę. Głośny Brooks był jego krawcem. Gęsty wąsik świadczył o
anglomanii. Mimo licznych sukcesów u pań, które zawdzięczał zarówno wyglądowi
zewnętrznemu jak i fortunie, pozostał kawalerem. Kawalerem, o którego względy ubiegały
się kobiety, nie tracąc nadziei, że kiedyś uda się go nakłonić do wstąpienia w związki
małżeńskie.
Charles Decker Cunningham został naczelnym redaktorem dziennika trzy lata temu.
Wprawdzie od początku swojej kariery dziennikarskiej wykazywał niepospolite zdolności,
poparte prawdziwą pasją dla tego rzemiosła (to zresztą tłumaczyło, dlaczego wybrał
dziennikarstwo, a nie bardziej wygodną karierę w banku albo w przemyśle stoczniowym), ale
tak szybki awans był dla wszystkich zaskoczeniem. Rzecz jasna, zazdrośnicy, którzy ostrzyli
sobie zęby na to dyrektorskie stanowisko, mieli na podorędziu gotowe wyjaśnienie, że szalę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \