[ Pobierz całość w formacie PDF ]

I nagle cały się nastroszył! Ogon spuchł mu do rozmiarów
jeżozwierza! A potem zgasło światło.
- Nie ruszajcie się - ostrzegł Qwilleran. - Zostańcie na swoich
miejscach, a ja poszukam latarek. - Po omacku ruszył do kuchni,
odprowadzany chórem głosów:  Co się stało?... Przecież nie ma
burzy... To transformator... pewnie gdzieś niedaleko .
Qwilleran poinformował pozostałych, że nic nie działa: lodówka,
zegar elektryczny, nic. Rozdał gościom latarki kieszonkowe i poprosił
Dereka, by poszedł na samą górę i sprawdził, czy świeci się na
głównej ulicy.
- Jeśli to tylko u nas, to musimy wezwać elektryka.
Po chwili Derek krzyknął z góry:
- W całej okolicy nie ma prądu! Egipskie ciemności.
- Lepiej zbierajmy się do domu - powiedziała Fran.
Qwilleran wyszedł z gośćmi przed dom, poczekał, aż włączą
reflektory, i zabrał swoje latarki. Fran chwyciła go za ramię i
powiedziała cicho:
- Znalezli dziewczynę.
- Jaką dziewczynę?
- Sekretarkę Trevelyana. Ale jego samego nie.
- Skąd wiesz?
- Od mamy. A ona od taty. Opowiedział jej przy obiedzie.
Dziewczyna była w Teksasie, ale wcale się nie ukrywała.
Jezdziła sobie na zakupy i do fryzjera, jak gdyby nigdy nic.
- Przymknęli ją?
- Jeszcze nie. Sprawdzają jej wersję wydarzeń. Twierdzi, że
została zwolniona na dwa tygodnie przed nalotem komisji i że nie ma
z tym wszystkim nic wspólnego.
- Powinna wstąpić do Klubu Teatralnego. W dniu kontroli była
ze swoim szefem na wycieczce  Pociągiem do Zabawy .
- Ale ona twierdzi, że dwa tygodnie wcześniej dostała
wymówienie, a wycieczka to była impreza pożegnalna. Potem wróciła
w rodzinne strony, sama. Wspomniała też, że jej szef często mówił o
Alasce, i zasugerowała, że może właśnie tam uciekł.
Albo do Szwajcarii, pomyślał Qwilleran. Floyd musiał wiedzieć,
że wcześniej czy pózniej zjawi się u niego kontrola, ale skąd znał
dokładną datę? Nagle Qwilleranowi coś przyszło do głowy. Przecież
ktoś mógł działać na dwa fronty. Ta sama osoba, która doniosła na
Trevelyana, ostrzegła go też o wizycie rewidentów. Było to mało
prawdopodobne, ale jednak możliwe.
Wszedłszy z powrotem do środka, Qwilleran, świecąc sobie latarką,
rozpoczął poszukiwania syjamczyków. Ku jego zdumieniu Koko
nadal siedział w piramidzie, dokładnie pośrodku, wielki jak szop
pracz.
- Koko! Wyłaz stamtąd natychmiast!
Koko nie zareagował.
Podoba mu się, stwierdził Qwilleran. Wygląda, jakby odbywał
jakąś przyjemną kurację.
Postanowił zastosować niezawodny środek i krzyknął:
- Smakołyk!
Momentalnie rozległ się tupot łapek Yum Yum. Jeśli chodzi o
Koko, to powoli i z godnością opuścił stanowisko we wnętrzu
piramidy i otrząsnął się kilka razy, aż powrócił do normalnego
kształtu i rozmiaru. Przy okazji wydarzyło się jednak coś, co dało
Qwilleranowi porządnie do myślenia: dokładnie w momencie, gdy
Koko wyszedł z piramidy, włączyło się światło i rozległo delikatne
buczenie lodówki. Ponad drzewami po stronie zachodniej widać było
łunę - światła na Main Street.
Niezależnie od tego, czy jego podejrzenia były uzasadnione, czy
nie, Qwilleran postanowił od razu zrobić porządek z piramidą.
Chwycił śrubokręt i niezwłocznie przystąpił do pracy. Zebrał drągi,
wyniósł je na zewnątrz i cisnął w nieprzebyte knieje ogrodu.
- Hu-huuu, hu-huuu - odezwał się Marconi.
- Wzajemnie! - krzyknął w odpowiedzi Qwilleran.
Rozdział dziesiąty
Następnego dnia Qwilleran pożałował, że tak prędko pozbył się
piramidy. Przerwa w dostawie prądu to mógł być przecież zwykły
zbieg okoliczności. Gdyby trochę poeksperymentował z tajemniczą
konstrukcją, miałby temat na felieton. O ile Koko zgodziłby się
współpracować. Z zasady nie lubił robić niczego, jeśli sam na to nie
wpadł. Każda próba wsadzenia go do piramidy na pewno skończyłaby
się prawdziwą trąbą powietrzną stworzoną przy użyciu takich
środków, jak: plucie, kopanie, gwałtowne skręty ciała. A potem
Qwilleran włączył poranne wiadomości PKX FM i usłyszał
następującą wiadomość:
 Ostatniej nocy w barze  Trackside Tavern w Sawdust City
doszło do zabójstwa. Ofiarą jest James Henry. Catcher,
dwudziestoczteroletni mieszkaniec Chipmunk. Tego wieczora w barze
bawiła się grupa kibiców piłki nożnej. W pewnym momencie doszło
do bójki na noże. Stało się to podczas przerwy w dostawie prądu,
która dotknęła całe Moose County pomiędzy godziną 23. 30 a 23. 40.
Zakład Energetyczny MC nie potrafi podać przyczyn awarii. Rzecznik
spółki zapewnia, że nie była to wina wadliwych urządzeń. Nie
zanotowano też w tym czasie niesprzyjających warunków
pogodowych, jak na przykład burza czy gwałtowne wiatry, które
mogłyby spowodować awarię .
Pod wpływem wiadomości o zabójstwie Qwilleran natychmiast
zmienił zdanie. To jednak nie był dobry temat na felieton.
Wystarczyłaby najdrobniejsza wzmianka sugerująca, że mogło istnieć
jakiekolwiek powiązanie pomiędzy piramidą a tragicznym
wydarzeniem w  Trackside Tavern , a ogólnokrajowe media, zawsze
głodne egzotycznych wieści z leżących z dala od cywilizacji zakątków
kraju, zaraz by się rzuciły na ten smakowity kąsek. Ekipy radiowe i
telewizyjne z Nizin urządziłyby najazd na Moose County, a rodzina
Jamesa Henry'ego Catchera pozwałaby Koko do sądu, żądając
odszkodowania w wysokości trzech miliardów dolarów.
- Mowy nie ma! - powiedział do siebie Qwilleran.
W okolicy często dochodziło do zamieszek po meczach piłki
nożnej. Imprezy kibiców słynęły z brutalności. Szczególnie wesoło
bywało w Mułowie, gdzie znajdowały się liczne kultywujące
sportowego ducha bary. Qwilleran wyobrażał sobie, jak to wyglądało:
gaśnie światło i zaczyna się burda - wrzaski, walenie w stoły, rzucanie
butelkami. Zapanował pewnie tak nieopisany chaos, że można by
wystrzelać cały magazynek, i tak nikt by nie usłyszał.
Chaos towarzyszył też przygotowaniu śniadania dla
syjamczyków.
- Czas karmienia w naszym zoo! - ogłosił Qwilleran, próbując
przekrzyczeć kakofonię miauków i wrzasków. - Cisza! Dziś wędzony
łosoś, prosto z Alaski! - nawoływał z siłą głosu godną śpiewaka
operowego. - Wędzony w olszynowym dymie! Według tradycyjnej
receptury! - skandował tekst z etykiety na puszce. A im głośniej
krzyczał, tym głośniej wyły koty. I tak mijał całej trójce poranek: na
intensywnych ćwiczeniach płuc, co w tak pogodny dzień, kiedy
wszystkie okna były pootwierane, słychać było aż na parkingu przed
teatrem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \