[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Redaktor poświadczył
 Do jedenastej nikt się nie mógł włamać do szafy w jadalni!
 A my z Joanną prawie do jedenastej czytałyśmy w bibliotece, niedaleko %7łółtego
Gabinetu  rzekła Pani z Wydawnictwa.  Przecież usłyszałybyśmy jakieś szmery i hałasy?
Było cicho jak w grobowcu, prawda, Joanno? Nawet zwróciłaś na to uwagę...
 Ihy!  kiwnęła głową Panienka, dumna, że na niej spoczęły oczy zebranych.
 W nocy nikt do pałacu nie wszedł, nikt z pałacu nie wyszedł  powtórzył kustosz. 
Jedyne ślady na śniegu, to moje, gdy tu przyszedłem od autobusu, a potem stwierdziwszy
rabunek, obszedłem pałac dookoła. Oczywiście, ja także należę do podejrzanych, ba, mnie
najłatwiej byłoby obrabować pałac. Rzecz jednak w tym, że ja tu przyszedłem, mój ślad
widać także dookoła pałacu, ale nie wyszedłem dalej niż pięć kroków od murów! Oczywiście
znam tu różne zakamarki, mogłem zrabowane rzeczy ukryć. Zapewniam państwa jednak, że
gdyby pewnego dnia naprawdę przyszła mi taka myśl do głowy, ukradłbym stąd przedmioty o
wiele cenniejsze niż zrabowane. Włamywacze nie okazali się dobrymi znawcami sztuki!
Prawda, Natanielu?
 O ile ciebie znam, zrabowałbyś Riberę. A ja? A ja...  zastanawiał się mistrz 
połakomiłbym się chyba na  Głowę Chrystusa w cierniowej koronie z Białego Salonu. To
bądz co bądz Albrecht Durer, szanowny kustoszu!
 Tak więc podsumowuje proszę państwa  mówił kustosz  śnieg sypał do dwudziestej
drugiej, rabunku jednak dokonano o wiele pózniej. Oprócz moich, żadnych innych śladów na
śniegu nie ma. Włamywacz jest nadal w pałacu i zapewne są tu także ukradzione przedmioty.
 Może w którejś ubikacji?  jęknęła Eleonora z Kraszewskich. Kustosz jednak
zlekceważył jej uwagę:
 Sprawa jest poważna. Ja odpowiadam przed władzami za całość zbiorów
nieborowskich. Jeśli nie odnajdą się zrabowane dzieła sztuki, prawdopodobnie stracę posadę.
A z tych ukradzionych przedmiotów raczej długo nie wyżyję, nie są najcenniejsze... 
zażartował. I dodał znowu poważnie:  Proszę państwa, w sieni czekają oficerowie policji.
Państwo będą łaskawi pozostać w palarni aż do odwołania. Za chwilę nastąpi rewizja całego
pałacu i... śledztwo.
Krytyk Grzegorczyk odciągnął kustosza na bok:
 Przepraszam, a czy można by kogoś posłać po wódkę?...
 Najlepsza partia, to partia pokera. Może zagramy, hę  zapytał głośno redaktor
 Horyzontów Filozofii . Ale nie było chętnych.
Zniadanie podano bardzo spóznione, bo policja nie chciała dopuścić pracowników do
pałacowej kuchni zanim nie ukończono rewizji. Ta ciągnęła się długo. Podobno szczegółowo
przejrzano każdy kąt: strychy, piwnice, wszystkie zakamarki, które wskazał policji kustosz.
Dokładnie zrewidowano nasze pokoje, walizki, podobno nawet przetrząsano materace w
łóżkach i kieszenie ubrań rozwieszonych w szafach. Skandal! Skandal podwójny, bo nic nie
znaleziono!
Zaczęły się przesłuchania, które odbywały się w kancelarii na parterze, tuż przy sieni.
Ledwo zdążyłem skoczyć do siebie na górę, po beztrosko pozostawioną na stole przez
rewidujących strzałę, gdy wezwano mnie przed oblicze nadkomisarza Parzydełko,
kierującego śledztwem
Wszedłem do kancelarii i już było dla mnie jasne, że mam do czynienia z człowiekiem,
który  wie wszystko . A ponieważ  wiedział  co w zasadzie powinno mnie ucieszyć  że
jestem niewinny, nie byłem godny jego zainteresowania.
Pomimo to jak mogłem najszybciej opowiedziałem mu historię dzisiejszej nocy: o
krzykach w parku i podłożonym  ostrzegawczym bełcie, który nie omieszkałem położyć na
stole.
Wziął go ze znudzoną miną w dwa palce i zaraz odłożył. Ziewnął:
 Ktoś z pana żarty sobie stroi... Strzelali tym?
 Nie. Podłożyli.
 Od podłożenia nikt jeszcze nie umarł...
Poczułem, że ogarnia mnie złość:
 To zależy czego i gdzie. Na przykład kamień na szosie może spowodować śmierć nawet
paru osób.
Machnął lekceważąco ręką:
 W jakim to wieku...
Wtrąciłem złośliwie:
 Jeśli o mnie chodzi, to w średnim.
 ...w jakim to wieku  powtórzył niewzruszenie  żyjemy? W wieku atomu! A pan mi tu
jakieś koreańsko-chińskie historie z domieszką Wilhelma Tella opowiada!
 W innych krajach podobne historie są dziwnie aktualne!
 Owszem. W innych. Tu zaczailiby się na pana z kałasznikowem... Bełt! Czyli, jak
młodzi mówią, tanie wino?
 Nie pijam.
 To świetnie! Bo już... No nic, dziękuję panu. Dziękuję!
Wyszedłem z kancelarii (co widzieli wszyscy) i z siebie (o czym poinformowałem tylko
Nataniela). Ten uśmiechnął się smutno:
 Mój drogi, to nie stanowisko czyni człowieka, a odwrotnie. Zresztą na twoim miejscu
bardziej przejmowałbym się tym, że na piórze bełtu są już tylko trzy nacięcia... Może więc
opuścisz nas i Nieborów?
Ani mi się śniło!
Obiad upłynął w przykrym nastroju. Przeżuwaliśmy jedzenie w ponurym milczeniu 
jeden drugiego taksował wzrokiem:...  Tyś, bratku, złodziejem czy nie ty; a może tamten?
Poważny prozaik nie wytrzymał nerwowo ciężkiego milczenia. Przestał jeść i
wymachując łyżką począł perorować:
 Co się dziwić kradzieżom w nieborowskim pałacu? A na czym stoi nasza współczesna
literatura? Na kradzieży. Młodzi poeci albo okradają Pounda albo Eliota. Podobnie w prozie.
Złodziejstwo! Jedno wielkie złodziejstwo!
Zakończył dysputę krytyk Grzegorczyk:
 Najstraszniejsze, proszę państwa, jest to, że absolutnie żadnemu z nas nie wolno się z
pałacu oddalać.
 Co???  wrzasnął malarz Borówko.  Nie wolno? A ja się będę oddalał!
Słuchaliśmy jego wrzasków z pobłażaniem.
 Malarz, gdzie się oddalasz?  zrymował Nataniel.
Spotkałem po południu profesora Zanna. Właśnie wracał z przesłuchania w kancelarii.
Zatrzymał mnie i powiedział:
 Tra-ta-ta, rzuciłem podejrzenie na tego malarza Mrówkę, czy jak on się tam nazywa.
 Borówko, panie profesorze.
 No właśnie. No ten Mrówka chce się gdzieś oddalać. Po co? Zapewne, aby wynieść i
sprzedać skradzione dzieła.
Straciłem dla profesora szacunek.
Ale właściwie, gdzie się chce oddalić malarz Borówko?
Nagle poczułem potrzebę samotności. Skręciłem do %7łółtego Gabinetu. Ale i tam ktoś był.
Na szczęście w półmroku rozpoznałem mistrza Nataniela. Bez słowa wskazał mi kanapę obok
siebie.
Siedzieliśmy tak w milczeniu, aż nagle poczułem jakby wołanie, wezwanie dobiegające
od obrazu Ribery. Wstałem z kanapy i podszedłem do tego niewielkiego rozmiarami
portretu...
Piękna, mądra, poorana bruzdami twarz, okolona siwą, miękką brodą. W oczach starca
jakby przeogromne zmęczenie długim życiem, a równocześnie pełnia wiedzy, jaką mu ono [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \