[ Pobierz całość w formacie PDF ]

klasztoru widocznego po drugiej stronie jeziora.
Tu właśnie, pod zielonym, gęstym bluszczem, na wysokości około dwóch metrów od
ziemi, jakby nad wnęką, wykuto krzyż maltański absolutnie niewidoczny dla kogoś
niewtajemniczonego, czyli nie mającego mapy z  Rękopisu z Poznania"...
Nagle zobaczyłem błysk latarki. Stanąłem jak wryty, a reszta za mną.
Szeptem nakazałem ciszę:
- Uwaga, ktoś tu jest.
I rzeczywiście: nowy błysk latarki przedarł się przez krzaki. W miejscu naszego
znaleziska ktoś buszował całkiem śmiało.
50
- Znacie się na podchodach, chłopcy? - zapytałem po chwili.
Przytaknęli głowami.
- Wy dwaj - tu wskazałem na Leszka i Ryśka - od strony drogi. Macie cicho podejść i
zobaczyć, kto tam jest, dobrze? Hasło: kumkanie żaby!
Chłopcy bezszelestnie zniknęli w gąszczu krzewów, że nawet żaden listek nie zafalował.
- A my cichutko, od strony jeziora, podejdziemy intruzów!
Ruszyliśmy więc nad jezioro i brzegiem poszliśmy w kierunku naszego znaleziska, gdzie,
jak mi się wydawało, błyskała latarka.
Odblask miejskich latarni dawał całkiem widoczną poświatę, więc za bardzo nie
potykając się po drodze, wnet dotarliśmy na ścieżkę wydeptaną zapewne przez wędkarzy
i oganiając się od komarów, ruszyliśmy cicho do celu...
Tym razem tylko plusk ryb w jeziorze nieco zakłócał nocną ciszę, zatem niebawem
znalezliśmy się opodal naszego znaleziska: obok mnie przykucnęła Zośka, a trochę dalej
Czesiek.
Znowu błysnęła latarka i zobaczyłem Gabrielę Wścibską oraz Jerzego Baturę, jak
próbują dostać się do kamiennego portalu, odgarniając i niszcząc pędy i liście gęstego
bluszczu.
Robili przy tym sporo hałasu, więc jeszcze bardziej się zbliżyłem i wtedy
zobaczyłem odsłoniętą z bluszczu jakby wnękę czy wejście do wnętrza tego niby
grobowca - portalu, ale żadne usiłowania Batury i panny Gabrieli nie pomagały: kamienny
portal z krzyżem maltańskim tkwił niewzruszenie, jak również widoczna wnęka ani
drgnęła.
Wtedy usłyszałem kumkanie żaby, więc wysunąłem się z ukrycia, nakazując
pozostałym, aby mi nie przeszkadzali i podszedłem cicho do zaabsorbowanych
poszukiwaczy skarbów i powiedziałem głośno, oświetlając ich latarką:
- Witam nocnych Marków! - i zaśmiałem się złośliwym chichotem, a za mną wtargnęła
moja załoga w postaci trzech budrysów i księżniczki Zośki.
Nasz widok zaskoczył poszukiwaczy, choć już po chwili Batura ocknął się i ruszył groznie
ku mnie, ale widząc nas wszystkich, zreflektował się, błysnął oczami i zaburczał:
- Znowu ten Samochodzik!
- A z panem teraz panna Wścibska, co? - zapytałem kpiąco. - Całkiem dobrana z was
para, panie Batura.
Nic nie odpowiedział, tylko Zośka przysunęła się bliżej i popatrzyła na pannę Gabrielę, na
jej figurę odzianą w czarny komplet przylegający ciasno do ciała i syknęła:
- Ot, hiena cmentarna!
Na to panna Gabriela nastroszyła się i odparowała:
- Te, smarkata, a ty kim jesteś, aniołkiem?
Zapewne zwarłyby się niebawem, ale przed Zośkę wystąpiło trzech rozczochranych
budrysów, więc panna Gabriela cofnęła się i stanęła koło Batury, który złośliwie dorzucił:
- O, są również harcerzyki! A jakże, jacy obrońcy!
I coś w rodzaju lekceważącego parsknięcia zakończyło jego wypowiedz.
- Więc mamy pat, co? - zapytałem, a zwracając się do panny Gabrieli dodałem: -
Dziękuję za wczorajszego denara, który łaskawie pani zostawiła. Czyżbym jednak wygrał
zakład?
- Tak. Wygrał go pan! - odpowiedziała z przekąsem.
- Owszem, mamy pat - Batura wzruszył ramionami i nadal oświetlając postument latarką
spojrzał pobieżnie po nim, a następnie zwrócił się do panny Gabrieli: - Nic tu po nas.
51
Zresztą - machnął lekceważąco ręką - nic tu nie znajdziemy.
Odwrócił się od nas, objął pannę Gabrielę, ukłonił się nam nonszalancko i pożegnał:
- Dobranoc albo do zobaczenia!
I znikli w cienistym gąszczu starego cmentarza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \