[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie stało. Connor zamilkł na chwilę.
- A co będzie z twoimi rodzicami, Rebeko?
- Zostanę u Cyganów, póki się tu nie zjawią, jeśli im
powiesz, gdzie mnie szukać.
Milczeli przez długą chwilę.
- Przecież cię kocham - rzekł wreszcie Connor
cicho. Odwróciła się od niego bez słowa.
- A więc mam stąd odjechać sam? Skinęła głową.
- Jesteś pewna, że nie przemawia przez ciebie
wyłącznie duma? - spytał z goryczą.
- Jedz już.
Nie chciała na niego spojrzeć. Connor chwycił za
wodze.
- Co... co teraz zrobisz? - spytała z wahaniem.
- Nieważne.
A ponieważ nic więcej nie mówiła, złożył jej krótki
301
ukłon i odprowadził konia na bok.
Rebeka w dziwnym odrętwieniu patrzyła, jak
Connor podchodzi do Raphaela i zamienia z nim kilka
słów. A potem nie widziała już nic. Usłyszała jedynie po
pewnym czasie galop konia oddalającego się od obozu.
Gdy wróciła do namiotu, zastała tam Martę, która
spojrzała na nią z miną wyrażającą jawnie dziką zazdrość, i
Leonorę, która wyczytała całą prawdę z jej twarzy.
- Możesz u nas zostać, rzecz jasna - powiedziała do
Rebeki łagodnie - bo jesteś przydatna. Coś ci jednak
powiem: czasem najmądrzej i najodważniej jest pójść za
głosem serca i wybaczyć coś, co wydawało się
niewybaczalne.
Rebeka nic jej nie odpowiedziała. Patrzyła przed
siebie. Koń i jezdziec zniknęli już na horyzoncie.
302
22
Nie! - powtórzyła lady Tremaine bliska ataku
histerii. - Nie, nie, nie, nie! - Każde kolejne  nie"
wymawiała coraz wyższym tonem, tak że zakończyło je
tremolo, co - jak sir Henry musiał przyznać - było
imponującym osiągnięciem.
Pozostał jednak niewzruszony, ponieważ sobie
postanowił, że przynajmniej raz nie da się zmusić do
zmiany zdania. Ani łzami, ani histerią, ani lodowatym
milczeniem.
Przynajmniej raz zamierzał przetrwać strategię żony,
pragnącej wymusić na nim zmianę decyzji, podobnie jak
ktoś postanawia przeczekać niepogodę. Chociaż
przypuszczał, że potem trudno mu będzie przez jakiś czas
wytrzymać w domu, znajdował dziwną przyjemność na
samą myśl o sprzeciwie. Być może pragnienie buntu
narastało w nim już od dłuższego czasu.
Zza zamkniętych drzwi sypialni na piętrze dochodził
stłumiony szloch Lorelei. Matka obeszła się z nią dość
bezwzględnie, ponieważ córka zataiła zaloty kogoś, kto nie
był wicehrabią.
- Ona mogłaby zostać hrabiną, Henry! Mogłaby
wyjść za hrabiego! Odniosła największy sukces towarzyski,
jaki widziano od wielu lat! Co ty sobie, na miłość boską,
wyobrażasz?
Lorelei teraz nie zasługuje na twoje ojcowskie
błogosławieństwo, tylko na porządne lanie!
303
- Dobrze już, dobrze, Elizabeth - odparł sir Henry
łagodnie, ale stanowczo. - Dosyć tego.
Usiądz, proszę, i nie przerywaj mi.
Lady Tremaine spojrzała na niego zaskoczona.
Zbliżała się właśnie faza rozmowy, w której mąż
zazwyczaj kapitulował.
- Henry...
- Usiądz, Elizabeth. Usłuchała go, chociaż
niechętnie.
- Uważam - zaczął powoli - że umknęło nam coś
niezwykle ważnego. Zgodzisz się chyba ze mną, że naszym
celem jako rodziców powinno być dobre zamążpójście
córek. Jeśli zdołalibyśmy każdej zapewnić odpowiednie
małżeństwo i przekonać się, że są w tych związkach
szczęśliwe, moglibyśmy się cieszyć w dwójnasób, prawda?
- Nie rozumiem, w jaki sposób to...
- Gdyby Lorelei uznała, że będzie szczęśliwa w
związku z... z jakimś nicponiem niskiego pochodzenia, z
pewnością bym się temu sprzeciwił. Lecz ona zakochała się
w bardzo zamożnym dżentelmenie, którego niezwykle
cenię, szlachetnym człowieku, który będzie ją dobrze
traktował i przyniesie zaszczyt naszej rodzinie, a o jej rękę
poprosił w niezwykle stosowny i dystyngowany sposób.
Jestem zupełnie pewien, że będzie z nim szczęśliwsza niż z
jakimś hrabią czy wicehrabią i dlatego właśnie
postanowiłem dać moje przyzwolenie na ten związek. Nie
ścierpię też żadnych sprzeciwów.
Lady Tremaine wpatrywała się w niego bez słowa, z
lekko rozchylonymi ustami.
- Elizabeth, straciliśmy już jedną córkę. Czyżbyś o
tym zapomniała? Myślę, że popełniliśmy błąd, upierając się
przy jej małżeństwie z lordem Edelstonem. Być może
304
Rebeka byłaby szczęśliwsza jako szanowana stara panna
myszkująca po mojej bibliotece albo jako nauczycielka.
Powtarzam raz jeszcze, że wolałbym wcale nie wiedzieć,
gdzie ona jest teraz! Doszedłem do wniosku, że jako
rodzice zawiedliśmy ją. Zapamiętaj moje słowa: nie chcę,
aby druga z moich córek zawierała wymuszone
małżeństwo, zwłaszcza że Lorelei potrafiła dokonać tak
dobrego wyboru.
Lady Tremaine, całkowicie oszołomiona uporem
małżonka, była bliska płaczu.
- Elizabeth - rzekł sir Henry nieco łagodniejszym
tonem - dokonałaś wielkiej rzeczy, wychowując dwie
wspaniałe, powtarzam, wspaniałe córki! Możesz być
dumna z Lorelei.
Jej wielka uroda w całkiem zrozumiały sposób
podsyca twoje ambicje, podobnie zresztą czuje każda
oddana matka. Lorelei jednak w wyborze męża okazała też
rozum i właśnie dlatego uważam, że spotkało nas wielkie
szczęście.
- Och, Henry - odparła już nieco potulniej lady
Tremaine, głosem nabrzmiałym łzami - masz zupełną rację
co do Lorelei. A co do Rebeki zapewne tak samo!
Sir Henry poczuł niewiarygodną wprost ulgę.
- Cieszę się, że tak myślisz, Elizabeth.
- Ale przecież nasza Lorelei miała szansę wyjścia za
wicehrabiego!
- Może i tak, lecz zamiast tego poślubi pułkownika i
powinniśmy się z tego jeszcze bardziej cieszyć. I, jak mi się
zdaje, bardzo ją ucieszy zmiana twojego stanowiska. Idz do
niej zaraz.
Lady Tremaine delikatnie otarła oczy chusteczką,
skinęła głową i ruszyła pospiesznie ku schodom. Teraz
305
nawet stąpała jakby pogodniej, z nutką zgryzliwości
pomyślał sir Henry.
Nic nie mogło bardziej ucieszyć jego żony niż
perspektywa weselnych wydatków!
- Słuchaj, Elizabeth... - odezwał się nagle. Lady
Tremaine zamarła na schodach.
- Och, słucham?
- Może poprosilibyśmy księcia Dunbrooke o pomoc
w odszukaniu Rebeki? Wyraznie ją przecież lubił, kiedy
był u mnie stajennym.
- Doprawdy, Henry, cóż za świetny pomysł
przyszedł ci do głowy! - odparła uradowana.
Koń, którego pożyczył mu Raphael na podróż do
Londynu, był wprawdzie ładny, ale tak niemiłosiernie
podrzucał, że Connor omal się nie rozchorował. Zwolnił
więc tempo i sięgnął po flaszkę z wodą, żałując, że nie
pomyślał o zabraniu ze sobą whisky. Dzięki niej łatwiej
poradziłby sobie ze znużeniem.
Keighley Park, należny mu tytuł księcia Dunbrooke,
Cordelia, Edelston, Rebeka -
wszystko mu zobojętniało. Gdyby mógł popłynąć z
Londynu do Ameryki, nie dbałby o nic. Zatraciłby się w
dzikich, bezkresnych obszarach tamtego kraju. Tylko coś
potężniejszego od niego mogło złagodzić ból, jaki go
trawił.
Obejrzał się za siebie. Pokusa, żeby tak zrobić, była
zbyt silna, by mógł się jej oprzeć.
I o mało nie zmienił się w słup soli.
Na drodze coś się szybko poruszało, lecz o wiele za
daleko, by mógł stwierdzić, czy to jezdziec, czy też może
po prostu pies albo jakiś piechur. Zawrócił konia, stanął i
zaczął się przyglądać.
306
Kiedy wreszcie zyskał całkowitą pewność, nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \