[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jurij zdawał sobie sprawę z zagrożenia pedofdią. Nawet w Warren mieli kłopoty z niektórymi
pracownikami. Było tam tak dużo dzieci... za dużo. Popełniano błędy.
Ale nie wszystkie wypaczenia były błędami.
Zawstydził się swoją ostatnią myślą.
Tabitha przyniosła mu słuchawkę telefonu.
Jurij pokręcił głową i wyciągnął komórkę.
- Dziękuję, ale muszę zadzwonić za granicę - wyjaśnił. - Do Rosji. Do jej babci. Skorzystam
z własnego telefonu.
Tabitha skinęła głową i wycofała się.
- Zostawię pana samego. - Wyszła do sąsiedniego pokoju.
Jurij wystukał numer. Wmontowany chip stworzony na potrzeby rosyjskiego wywiadu
prześle sygnał radiowy do kilku wież przekaznikowych, uniemożliwiając namierzenie, i
dodatkowo zaszyfruje rozmowę.
Nie chciał wykonać tego telefonu, ale nie mógł już dłużej zwlekać. Należało zaalarmować
Warren, choć było tam jeszcze bardzo wcześnie, chyba nawet przed czwartą. Niemniej
natychmiast odebrano. Głos w słuchawce był suchy i szorstki:
- O co chodzi?
Jurij wyobraził sobie kobietę po drugiej stronie linii, swoją bezpośrednią szefową, doktor
Sawinę Martową. Wspólnie dobierali dzieci, wspólnie założyli Warren, ale kontakty Martowej z
dawnym KGB sprawiły, że to ona została szefową Jurija. W Rosji było takie powiedzenie: Nikt
nie odchodzi sam z KGB". I bez względu na to, co myśleli szefowie rządów na Zachodzie, to
przysłowie dotyczyło także obecnego rosyjskiego prezydenta. On nadal otaczał się byłymi
członkami radzieckiego wywiadu. Najważniejsze zadania i kontrakty nadal zlecano dawnym
współpracownikom.
A doktor Sawina Martowa nie była w tym wypadku żadnym wyjątkiem.
- Sawina, mamy poważny problem - powiedział Jurij po rosyjsku.
Oczyma wyobrazni widział, jak jej twarz zastyga w przerażeniu. Podobnie jak Jurij przeszła
wiele kuracji hormonalnych, operacji plastycznych i zabiegów kosmetycznych, ale trzymała się
lepiej niż on. Nadal miała ciemny, naturalny kolor włosów, a jej skóry nie znaczyły plamy
wątrobowe. Można było uznać, że ma niewiele ponad czterdzieści lat. Ale Jurij wiedział, że po
prostu nie dręczyły jej wyrzuty sumienia. Miała jasną wizję działania i swój nadrzędny cel.
Gdyby ktoś jednak zajrzał jej głęboko w oczy, dostrzegłby prawdziwą Martową pod tą maską.
%7ładna liczba zabiegów medycznych nie ukryje zimnej kalkulacji.
- Nadal macie kłopoty ze znalezieniem tego, co nam ukradziono? - zapytała szorstkim tonem.
- Dotarło już do mnie, że Polk został wyeliminowany. Więc po co dzwonisz?
- Chodzi o Saszę. Zniknęła. W słuchawce nastała cisza.
- Sawina, jesteś tam?
- Tak. Właśnie dostałam raport od jednego z pracowników naszego hoteliku. To dlatego
jestem tak wcześnie na nogach. Donieśli, że trzy łóżka są puste.
- Czyje?
- Konstantina, jego siostry Kiski i Piotra.
Sawina opowiadała dalej o tym, jak przeszukiwane jest całe Warren, ale jej głos zaczął się
oddalać i brzmiał jak echo dobywające się z głębokiej studni, gdy Jurij skupił się na ostatnim
imieniu.
Piotr.
Brat blizniak Saszy.
- Kiedy? Kiedy dieti zniknęły?
Sawina westchnęła.
- Były w łóżkach podczas ostatniej kontroli przeprowadzonej przez opiekunkę. Musiało się to
wydarzyć w ciągu ostatniej godziny.
Jurij spojrzał na zegarek.
Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy zniknęła Sasza.
Czy to tylko zbieg okoliczności, czy też Piotr wyczuł, że jego siostrze coś zagraża? Czy
właśnie dlatego wpadł w panikę? Przecież Piotr nigdy nie okazywał takich talentów w
przeszłości. Jego wskazniki empatii były wysokie - szczególnie jeśli chodzi o zwierzęta - ale
nigdy nie ujawnił zdolności, które miała jego siostra. Więz ich łącząca była silniejsza niż u
zwykłego rodzeństwa. Rozwinęli nawet własny język, zupełnie niezrozumiały dla innych ludzi.
Gdy przyciskał słuchawkę do ucha, zaczął podejrzewać, że dzieje się coś bardziej
złowieszczego, że ktoś zaczął manipulować wydarzeniami. Ale kto?
- Znajdz tę dziewczynkę - rozkazała ostro Sawina. - Dopóki nie jest za pózno. Wiesz, co
będzie się działo za dwa dni.
Doskonale wiedział. Zacznie się to, nad czym pracowali przez całe dziesięciolecia, to, z
powodu czego popełnili tyle okrucieństw. W wszystko w jednym celu...
Trzasnęły drzwi. Wrócił szef ochrony zoo. Jego opalona twarz miała ponury wygląd i
zdradzała troskę i niepokój. Jurij odezwał się do telefonu:
- Znajdę ją - oznajmił stanowczo, ale obietnicę tę raczej kierował do siebie niż do
przełożonej.
Rozłączył się, spojrzał na wysokiego mężczyznę i przeszedł na angielski.
- Czy odkryliście jakiś ślad mojej wnuczki?
- Niestety nie. Przeszukaliśmy cały ogród. Bez skutku. Rosjanin poczuł ssanie w żołądku.
W głosie szefa ochrony można było wyczuć pewne wahanie.
- Muszę panu coś wyznać. Dostałem informację o dziewczynce pasującej wyglądem do pana
wnuczki. Ktoś ją zabrał do vana przy południowym wyjściu.
Jurij wstał i szeroko otworzył oczy. Mężczyzna podniósł rękę, chcąc go uspokoić.
- Policja zajmuje się już tą sprawą. Poza tym niewykluczone, że to fałszywy alarm. Nic
więcej nie możemy zrobić.
- Na pewno możecie.
- Przykro mi. Poinformowano mnie także, że FBI przyśle po pana eskortę. Będą tutaj za
chwilę. Zabiorą pana do hotelu.
Jurij wyczuł, że to Mapplethorpe zorganizował ten transport.
- Dziękuję państwu. Dziękuję za okazaną pomoc. - Podszedł do drzwi i sięgnął do klamki. -
Muszę zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
- Oczywiście. Na zewnątrz jest ławka.
Rosjanin opuścił biuro ochrony. Dostrzegł ławkę, doszedł do niej, ale gdy się zorientował, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]