[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pani doktor, poproszę o cieplejszą wodę. - Susie nie miała siły się
uśmiechnąć.
- Po co? - Obserwowała kolejny skurcz rodzącej siostry. Poprzedni
był mniej niż dwie minuty wcześniej. - Napiszesz o tym książkę
zatytułowaną Poród naturalny inaczej. Morze, słońce i delfiny oraz zero
interwencji".
- Chciałabym Enyę na stereo.
- Nie ma. Enya wymaga nowoczesnych technologii. Pomyśl o
szpitalnych zakażeniach. Wszędzie aż się roi od gronkowca złocistego.
Gronkowiec na pewno siedzi także w sprzęcie hi-fi. Chyba nic chcesz,
żeby twoje dziecko złapało gronkowca.
- Nie chcę. - Susie spoważniała. Kirsty, nie mogę urodzić na tej
skale.
- Masz inne wyjście? - Nie wiadomo dlaczego, akurat w trakcie
porodu siostry doznała olśnienia. To już nie jest podejrzenie, pomyślała.
- Zawsze twierdziłam, że nie potrzebuję żadnego mężczyzny. Mogę teraz
zmienić zdanie? Jake - szepnęła - jesteś mi potrzebny.
- Zepsuty ząb to ten biały pasek na linii widnokręgu - poinformował
Endra & polgara
ous
l
anda
sc
Jake'a Rod.
- Nie można szybciej? - zapytał Jake, ale Rod udał, że go nie słyszy.
Jake sięgnął po lornetkę. - Chyba coś widzę... - Przekazał lornetkę
rybakowi, a ten popatrzył i... chwilę pózniej dodał gazu, aż dym poszedł.
- Hej! - wykrzyknął policjant. - Bo nas pozabijasz!
- Są na Zębie - mruknął Rod. - Jedna nad czymś się pochyla... Oby
się nie okazało, że ta druga nie żyje...
- Zbliża się tu jakaś łódz - rzekła Kirsty, zniżając głos, ale Susie jej
nie słuchała, owładnięta strachem i bólem. Powinna dostać znieczulenie,
pomyślała Kirsty. Uszkodzony kręgosłup... taki wielki ból...
Czy w tej łodzi jest Kenneth?
Teraz już nie mogą ukryć się w wodzie.
Kolejny skurcz, zaraz po poprzednim.
- Nie! - krzyknęła Susie. - Kirsty, nie!
- Okej, Susie, jeśli musisz przeć, to przyj.
- Kirsty!!!
Klęczała przy Susie, ale on nie mógł zobaczyć... Ona na pewno go
słyszy.
- Kirsty!!!
- Bliżej nie podejdę - oznajmił Rod, lecz zanim to powiedział, Jake
już był w wodzie.
Jeszcze kilkadziesiąt sekund wcześniej Kirsty była prawie
nieprzytomna ze strachu i rozpaczy, ale teraz Jake ją obejmował,
uspokajał.
- Pani doktor, bierzemy się do roboty. - Ogarnął wzrokiem sytuację.
Pomogło. Zebrała się w sobie na tyle, by wykrztusić:
- Pępowina wokół szyi...
- Susie, nie przyj. Masz oddychać. I nie przyj. Przestań!
Jake robił teraz to, czego ona nie mogła z powodu zgrabiałych
palców, obolałej klatki piersiowej, braku sił... Wpychał dziecko z
powrotem. Odrobinę. Tyle żeby...
- No! - odetchnął. - Teraz możesz przeć. Przyj, Susie, ile chcesz.
Dziesięć sekund pózniej na świat przyszła Rosie Kirsteen Douglas.
Na skalnej półce nie większej od materaca, parę kilometrów od brzegu.
Ważyła trzy i pół kilograma.
Endra & polgara
ous
l
anda
sc
Jake oddarł pasek ze swojej koszuli, żeby podwiązać pępowinę, uniósł
noworodka wysoko, tak by ujrzeli go mężczyzni na pokładzie kutra,
pokazał ją Kirsty, by na koniec z uśmiechem podać dziecko Susie, która
instynktownie ukryła je pod przemoczoną wiatrówką. Tam, na jej piersi,
było najcieplej.
Bardzo rozsądnie, pomyślała Kirsty, czując, że puszczają jej nerwy.
Ukryła twarz w dłoniach i sic rozpłakała. Gdy Jake przesunął się do niej
i ją objął, jej ciałem targał silny szloch.
Endra & polgara
ous
l
anda
sc
ROZDZIAA JEDENASTY
Przebudziła się na szpitalnym łóżku. Wydało się jej to tak niezwykłe,
że potrząsnęła głową, by się upewnić, że nie śni. Poruszanie
czymkolwiek okazało się bardzo ryzykowne.
Gdy weszła pielęgniarka Babs, leżała tak spokojnie, że kiedy się
odezwała, Babs aż podskoczyła.
- Myślałam, że śpisz.
- Wolę się nie ruszać. Babs, opowiedz mi, co się dzieje.
- Cała jesteś fioletowo-czerwona - odrzekła beztrosko Babs. - Jeśli
chcesz usłyszeć bardziej fachowe określenia, poszukam twojego lekarza.
Ale twój doktor od dwóch godzin chodzi po korytarzu, czekając, aż się
obudzisz, więc znajdę go bez trudu. Najpierw zmierzę ci temperaturę i
ciśnienie. - Złagodniała, spojrzawszy na Kirsty. - No dobrze, dobrze,
zaraz go zawołam. Intuicja mi podpowiada, że twoje ciśnienie przed i po
jego wizycie bardzo by się różniło. - Ledwie zniknęła za drzwiami, do
pokoju wpadł Jake.
Miała ochotę się roześmiać, ale śmiech wymaga użycia klatki
piersiowej, a na to zabrakło jej odwagi,
Jednym susem znalazł się przy niej, po czym ob- sypał ją
pocałunkami.
- Kirsty...
- Hej, czyja umieram? - zaprotestowała słabo.- Ja tak nie traktuję
moich pacjentów nawet na dwie minuty przed ostatecznym
pożegnaniem.
- Mogłaś umrzeć. - Głos mu się łamał. Przysunął sobie fotel i usiadł
tuż przy niej. - Kirsty, zostaniesz moją żoną?
Kula ziemska przestała się obracać. To się dzieje za szybko. Obłęd.
To nieprawda.
- Nie - szepnęła. - Nie w tej chwili. Najpierw muszę wyjaśnić parę
Endra & polgara
ous
l
anda
sc
spraw.
Rozchmurzył się.
- Prawdę mówiąc, nie sprowadziłem pastora do szpitala. -
Uśmiechnął się szeroko. - Co chcesz wyjaśnić?
- Spałam?
- Zanim zdjęliśmy cię z tej skały, podałem ci dziesięć miligramów
morfiny. Byłem tak zajęty porodem, że nie zauważyłem, w jakim jesteś
stanie. Kiedy przyleciał śmigłowiec z Barnham, jakoś jeszcze się
trzymałaś. Kiedy założyliśmy ci uprząż, zaczęłaś odjeżdżać.
- Na pewno tak nie było.
- Każdy z dwoma pękniętymi żebrami straciłby przytomność, gdyby
jakiś idiota zaczął wciągać go do śmigłowca. Na miejscu wypadku
obowiązuje żelazna zasada: nie wierzyć nikomu, kto twierdzi, że nic mu
nie jest. Wiem od Susie...
- Susie. Opowiedz mi o niej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]