[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ściszył głos. - Skąd mogło mi przyjść do głowy, że między
nami nawiąże się nić sympatii?
- No to co zamierzałeś zrobić? Ustalić, gdzie jestem, poin-
formować o tym Russella i zainkasować pieniądze? -zapytała.
- Coś w tym rodzaju. Russell chciał wiedzieć, co zamie-
rzasz.
Popatrzyła na niego ze złością.
- Co zamierzam?
I znowu nie była to cała prawda. Gdyby Charlotte wie-
działa, że zadaniem Neala było również nakłonienie jej do
rozmowy z byłym mężem, na pewno przepędziłaby go na
cztery wiatry bez względu na nalegania Brenny.
- Myślę, że chodziło mu o sprawdzenie, czy nie zrobiłaś
niczego, co mogłoby zaszkodzić mu w wyborze na stanowi-
sko rewidenta stanowego.
- Wyobrażam sobie. Kariera zawsze była dla niego naj-
ważniejsza. No dobrze, a teraz powiedz mi, co zyskałbyś, po-
za pieniędzmi? Czy Russell obiecał ci coś jeszcze?
Neal potrząsnął głową.
- Tak jak ci mówiłem, to była dla mnie szansa zarobienia
jakichś pieniędzy, bo przecież zostałem zawieszony w peł-
nieniu obowiązków.
- A dlaczego cię zawiesili?
- Bo przekroczyłem swoje uprawnienia - wyjaśnił krótko.
S
R
W ten sposób wyczerpali temat. Wiedziała, że Neal nie od-
powie już na żadne z jej pytań. Ale nadal nie powiedział jej
całej prawdy. Tego była pewna.
Sklep Luke'a znajdował się w jednym z budynków farmy.
McShane był wysoki i ciemnowłosy. Swoim przenikliwym
spojrzeniem błyskawicznie oceniał rozmówcę. Neal od razu
poczuł sympatię do nowego znajomego
Charlotte czekała na niego w samochodzie.
- Powinieneś był zadzwonić do mnie wczoraj, podholo-
wałbym cię tutaj i zaoszczędził tej podróży.
- Nie zostałem wpuszczony do domu, więc nie miałem do-
stępu do telefonu - wyjawił mu Neal.
- To gdzie spędziłeś noc? - zapytał Luke zaskoczony.
- W samochodzie - wyjaśnił Neal z zakłopotaniem.
- W takim razie witaj w klubie. Spędziłem kilka nocy w
samochodzie, kiedy postanowiłem wrócić do domu po
dłuższej nieobecności. Brenna nie chciała mnie widzieć na
oczy.
- Ale ja mam jeszcze na karku Nettę.
- O Jezu! Będziesz miał szczęście, jeżeli cię nie wyrzucą z
własnego auta.
- Twoja żona bardzo mi dziś pomogła. Trochę je obie
zmiękczyła.
- Tak, Brenna to potrafi. Wiesz co? Po co się masz sam z
tym męczyć? Może bym podjechał dziś wieczorem i przy-
holował tu twój samochód?
S
R
- Byłoby świetnie!
- Poza tym myślę, że potrzebujesz trochę wsparcia, żeby te
baby nie zrobiły ci wody z mózgu.
- Każda pomoc będzie mile widziana. Znam Charlotte do-
piero półtora dnia, a już teraz mam sztywny kark od spania w
samochodzie, uczulenie na jakieś drzewo i mnóstwo bąbli po
ukąszeniach wściekłych komarzyc. Nie mówiąc już o uszko-
dzonym samochodzie.
- Powiadają, że słabeusz nigdy nie zdobędzie pięknej ko-
biety - zauważył Lukę filozoficznie.
- Obawiam się, że i tak zginę wcześniej, niż zdołam się o
tym przekonać - stwierdził Neal.
Charlotte wyskoczyła z samochodu i ruszyła w stronę do-
mu, gdy tylko zatrzymali się na podjezdzie. Zerknęła na Ne-
ala i stwierdziła, że poszedł do swojego samochodu po baga-
że. Kiedy ich spojrzenia spotkały się, szybko wbiegła do do-
mu.
W drodze powrotnej nie zamienili ani jednego słowa, ale
przez cały czas czuła, że Neal się jej przygląda. Była pode-
nerwowana i rozdrażniona, jak Eddie przed burzą.
Charlotte nigdy dotąd nie doświadczyła na własnej skórze,
co to znaczy być między młotem a kowadłem. Dopiero teraz,
gdy przystała na pobyt Neala w jej domu, zaczynała rozumieć
sens tego powiedzenia. Na widok synka, który z radością
powitał Neala, a potem pomógł mu zanieść walizkę na górę,
S
R
znów ogarnęły ją wątpliwości. Pragnęła tego mężczyzny - a
on zjawił się tu z polecenia jej byłego męża.
Westchnąwszy ciężko, wolno ruszyła po schodach na górę.
Wzięła kilka czystych ręczników z bielizniarki i podeszła do
drzwi pokoju. Walizka Neala leżała otwarta na łóżku, a on
układał swoje rzeczy w szufladach. Eddie siedział po turecku
na łóżku, z zainteresowaniem oglądając bagaże Corrigana.
- Hej, Neal! A co to jest? - zapytał, wyjmując z walizki
czapkę. - Co tu jest napisane?
Neal uśmiechnął się i powiedział z powagą:
- To jest czapka dla kogoś, kto żuje tytoń.
- %7łuje tytoń? A co to takiego?
- To nic dobrego. Prawdziwi mężczyzni żują, ale nie tytoń.
- A co?
- To - powiedział Neal, wyciągając z kieszeni paczkę gumy
do żucia. - Masz.
Potem nałożył małemu czapkę i przyjrzał mu się uważnie.
- No, tak - stwierdził. - Masz zadatki na prawdziwego
mężczyznę.
Eddie promieniał ze szczęścia.
- Czy nauczysz mnie, jak być prawdziwym mężczyzną,
Neal? Jak żuć gumę i w ogóle wszystkiego?
- Jasne. Pierwsza rzecz, którą musisz wiedzieć, to: zawsze
należy pomagać kobietom. A przy drzwiach stoi dama, która
potrzebuje pomocy.
A więc widział mnie, pomyślała Charlotte.
S
R
- Mamo! Będę prawdziwym mężczyzną - pochwalił się
Eddie, zabierając od niej ręczniki i układając je równo w szu-
fladzie.
- Eddie, chciałabym, żebyś nie zawracał Nealowi głowy -
powiedziała Charlotte stanowczo, może nawet zbyt sta-
nowczo.
Kiedy jednak zobaczyła Eddiego bez trudu wygłaszającego
długie zdania, co dotychczas mu się nie udawało, zdała sobie
sprawę z wpływu, jaki Neal wywiera na jej synka. Bardzo
chciała, żeby Eddie robił postępy. Jest to niesłychanie ważne
dla dzieci z zespołem Downa, ale trudno jej było się pogodzić
z faktem, że tak szybko przywiązał się do Neala. To tylko
dowodziło tego, jak bardzo małemu brakowało ojca.
Po jej stanowczym napomnieniu Eddie zrobił smutną min-
kę, a potem szybko wyniósł się z pokoju. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \