[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jej oczach pojawiło się wahanie.
W tym momencie w drzwiach pojawiła się Jeannie Stafford.
Chyba zwariowałam, przyjmując to zamówienie od Nancy Pittman.
Bukiety na pięćdziesiąt stołów. I to przed świętami. Wyobrażasz sobie,
zaprosiła trzysta osób na wesele córki, to niemożliwe, żeby mieli aż tylu...
Urwała nagle na widok Leksa. Och, witaj, Lex. Skoro już tu jesteś, to
może byś nam pomógł. Musimy szybko przenieść wszystkie te kwiaty do
furgonetki, bo inaczej zmarzną. Zwłaszcza konwalie. Kto to widział,
zamawiać konwalie w grudniu?! Musiałam się niezle nagimnastykować,
żeby je znalezć.
Keely uśmiechnęła się do niego niepewnie.
Obawiam się, że w tej chwili nie masz wyboru szepnęła.
Zaczęła szybko układać kolejne bukiety, a on stawiał je na tacy. Robił
to zręcznie.
Wielkie dzięki rzuciła Jeannie.
Znowu wyszła na dwór, by zadbać o właściwe ustawienie kwiatów w
furgonetce. Nie mogły się pognieść i powinny bez przeszkód dojechać na
miejsce. Lex słyszał jeszcze, jak powiedziała starszej kobiecie, żeby
kierowca włączył ogrzewanie w wozie, a potem zmniejszył je w czasie
jazdy.
Tak, żeby się nie przegrzały, moja droga tłumaczyła Jeannie,
ustawiając podane jej przez Leksa wazony.
135
RS
Praca nabrała tempa. Keely przygotowywała kolejne wiązanki, więc
kiedy wrócił, nie musiał czekać i zabrał się do ich przenoszenia. Jeannie
odetchnęła z ulgą, widząc, że wszystko idzie jak z płatka.
To naprawdę fajnie, że do nas zajrzałeś powiedziała do Leksa.
Lex liczył na coś innego, ale cieszył się, mogąc pomóc Keely.
Wspólna praca tworzyła między nimi jakąś więz. Co prawda, chciał zostać z
nią sam na sam, ale potrafił czekać. Poza tym wysiłek fizyczny, choćby tak
niewielki, dobrze mu zrobił. Siedział w Chilton od dwóch tygodni i
brakowało mu zajęcia. Keely pracowała w sklepie. Olivia miała DAR. On
sam chodził wszędzie z aparatem fotograficznym, ale niewiele z tego
wynikało, chociaż zrobił tu tyle zdjęć, że mógłby wytapetować nimi swój
pokój. Sfotografował też cukiernię Darlene, tak by miała ją na pocztówce, a
także posiadłość rodzinną na wszelki wypadek, jak powiedziała mu
matka.
To nie była jednak poważna praca. W wolnych chwilach przez cały
czas myślał o Keely.
Furgonetka była już pełna bukietów, a na zapleczu kwiaciarni wciąż
stały wazony z kwiatami.
Ile zostało? spytała Jeannie, zaglądając do środka.
Sześć, ale bardzo dużych odparła Keely. Tych największych.
Co z nimi zrobisz? Może zawieziesz je własnym lexusem?
Nie zmieszczą się na podłodze odparła. Boję się je stawiać na
siedzeniach. Spojrzała na zegarek. Obawiam się, że zostało już mało
czasu, ale będą musieli przyjechać po nie raz jeszcze.
Lex się wtrącił.
Mam lepszy pomysł. Skoczę po swojego dżipa. Powinny się w nim
zmieścić.
136
RS
Ależ nie możemy... zaczęła Keely.
Boję się, że nie mamy innego wyjścia rzuciła Jeannie i raz jeszcze
spojrzała na zegarek. To prawda, że zawiozłam już kwiaty do kościoła,
ale będę musiała sama zająć się ich ustawieniem w sali weselnej. Pogadam
ze świętym Mikołajem, Lex, myślę, że ci się odwdzięczy. I zapłacę za
benzynę.
Ale... zaczęła Keely.
Nie ma sprawy uciął z uśmiechem Lex.
Doskonale. Jeannie otworzyła drzwi. Więc do zobaczenia na
miejscu.
To znaczy gdzie?
Och, Keely wie, jak tam trafić. Już była na zewnątrz. Po chwili
usłyszeli, że furgonetka odjeżdża.
Keely popatrzyła na niego, czując się winna.
Przepraszam.
Nic się nie stało zapewnił. Chętnie wam pomogę. Zaraz będę z
powrotem. Podjadę dżipem pod tylne wejście.
Keely wciąż kręciła głową.
Nie przyszedłeś tutaj po to, żeby wozić kwiaty zauważyła. A
właśnie, dlaczego przyszedłeś? Masz coś ciekawego?
W pomieszczeniu czuć było zapach setek kwiatów, który sprawiał, że
niemal kręciło jej się w głowie. Dotknął jej dłoni.
Nie. Chciałem cię zobaczyć.
Nagły dreszcz przebiegł po jej ciele. Przypomniała sobie, jak się
kochali w domu ukrytym wśród drzew. Jakby wbrew sobie wzruszyła
ramionami.
Obawiam się, że nie za bardzo do siebie pasujemy.
137
RS
Po tym, co się wczoraj wydarzyło między nami, wszystko mi jedno
wyznał.
Bała się przyznać, że jej też.
Co sobie pomyśli Stockton, kiedy się o tym dowie. Poza tym
musimy się zająć sprawą Bradleya. Nie możemy... Urwała.
Tak, czego?
Stali naprzeciwko siebie, patrząc sobie w oczy. Lex mógłby przysiąc,
że czuje od niej zapach konwalii.
Niczego padła odpowiedz.
Nie mieliśmy okazji porozmawiać o tym, co się wczoraj stało.
Pochylił się w jej stronę.
A o czym tu rozmawiać? Uprawialiśmy seks i było nam dobrze. To
wszystko. Keely usiłowała zbagatelizować całą sprawę.
Lekko ją pocałował.
Tylko dobrze?
No, bardzo dobrze przyznała.
Powiedziałbym, wspaniale.
Tak, wspaniale potwierdziła, patrząc na niego rozmarzonym
wzrokiem.
Poczuła, jak ciepło zaczęło rozpływać się po całym jej ciele. W tej
chwili myślała tylko o Leksie. I o tym, że chciałaby jeszcze raz przeżyć
takie chwile.
Nie tutaj... bąknęła.
Oczywiście, że nie tutaj rzekł ze śmiechem. Na razie musimy
zająć się tymi kwiatami. Pocałował ją prosto w usta. Reszta pózniej
dodał.
138
RS
Tym razem naprawdę zakręciło się jej w głowie. Nie zdążyła nawet
powiedzieć, że nie powinni myśleć o żadnej reszcie, bo Lex wyszedł
tylnymi drzwiami.
Jestem żałosna, pomyślała Keely. Naprawdę żałosna. Doskonale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]