[ Pobierz całość w formacie PDF ]

samo jest w sobie. . .
I jest czas znowu inny,
97 gdy DUCH się z siebie rodzi
i chmurny a niewinny od szczęścia precz odchodzi;
i niecierpliwie wstrząsa przyziemnych pęt ostatek, i szarpie się, i dąsa wśród koronkowych
gatek;
i podejrzliwie spogląda, i gnuśny spokój płoszy, i dziesięciny żąda od każdej chwili
rozkoszy;
i tylko tej ochocie istnienia przyznaje prawo, co Mu okupi się w złocie i Jemu będzie
strawą  
. . . i w waszym lubym objęciu, wpółbliski jeszcze ciałem, co czwarty uścisk w przecięciu
haniebnie z NIM was zdradzałem;
przez dziurkę nad lewym bokiem krew waszą piłem ciepłą, by tym cudownym sokiem treść
mą ożywić zakrzepłą;
wyście mi były  praiłem  , z któregom wstawał poetą  i za to was płaciłem, ach,
jakże lichą monetą!
Jakże wam często kradłem najświętsze dobro wasze, by gardząc ziemskim stadłem, wyfruwać
hen, jak ptaszę!
Stulałem pokornie uszy pod szyderstw waszych świstem, by w katakumby mej duszy zstępować
z sercem czystem;
umiałem, wbrew pysze męskiej, maskę niemocy przywdziewać, by MOCY hymn zwycięski
cichutko w sobie śpiewać! . . .
98 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . w wasze niknące twarze patrzę z uczuciem winy, o wy, na życia zegarze upojeń
dzwięczne godziny;
wy, szałów wczorajszych dreszcze rozwiane kędyś po świecie, wy. . . czy pomnicie
mnie jeszcze. . . przebaczcie, jeśli możecie. . .
99 2. PIEZC WIECZORNA
Janowi Kasprowiczowi
I znalazłem rzecz gorzciejszą nad śmierć, to jest taką niewiastę, której serce jest
jako sieci i sidło, a ręce jej jako pęta. Kto się Bogu po- doba, wolny będzie od
niej; ale grzesznik bę- dzie od niej pojmany.
Eccl. VII , 26
Wtulony w kącik sofy, jak Hiob na swoim barłogu, śpiewam me biedne strofy sobie już
tylko i Bogu.
Oczy w dal wpijam nieznaną, patrzę i milczę, albowiem, co człeku wiedzieć jest dano,
wiem wszystko  ale nie powiem.
. Pókim znał prawdy li cząstkę, ach, wówczas szczebiotałem jak dziecię, gdy ssie
swą piąstkę niewinnym zbrukaną kałem;
nuciłem piosnki moje, melodią świat mi był cały; jak barwnych motylków roje, tak
Boyuś chwytał je mały.
Ach, byłoż mi dzieckiem zostać na łonie Bytu- matki; welon, co kryje jej postać,
paskudzić w deseń rzadki;
czemuż go zdarła niebaczna, obłędna ręka artysty!  Spirytus to rzecz smaczna, lecz
trudno pijać jest czysty. . .
Spojrzałem ci oko w oko, żywotów odwieczna siło! Patrzałem długo, głęboko, aż mi
się głupio zrobiło!
Patrzałem bez oddechu,
100 aż w piersi mojej coś pękło
i w srebrnym moim śmiechu zerwaną struną coś jękło;
coś w otchłań się zapadło, zamarło w pustkowiu głuchem i farb bogactwo zbladło Mai
paćkanych paluchem. . .
. . . dziś patrzę okiem stępionem na Stwórcy figlarne dzieło i wołam z królem Neronem:
Qualis artifex pereo. . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . Wtulony w kącik sofy, jak Hiob na swoim barłogu, śpiewam me
biedne strofy sobie już tylko i Bogu.
I myślę, w jakiej postaci, kiedy mnie już nie będzie, wśród moich dobrych współbraci.
żyć będę w rzewnej legendzie;
a potem nic już nie myślę, tylko w półmroku szarym siedzę, ot, mówiąc ściśle, na
mym derierze starym. . .
101 3. SAOCCE JESIENNE
Przemyślałem w sercu swem, abym pozwolił wina ciału memu ( serce jednak swoje spra
 wując mądrością) i abym się trzymał głup  stwa dotąd, ażbym obaczył, co by lepszego
było synom ludzkim czynić pod niebem przez wszystkie dni żywota ich.
Eccl . II, 3
O słońce, słońce płodne, co kędyś w szczęśliwszym kraju domowe i łagodne zstępujesz
w flakon tokaju;
o dobre słońce jesienne, wejrzyj na dni me leniwe, zwróć ku mnie oko promienne: ty
mi bądz miłościwe!
Jakże rozkosznie mnie grzeje promieni twych płynne złoto, jak się mym ustom śmieje
życzliwą, mądrą pieszczotą;
jak w błękit rozprzestrzenia pracowni mej mrocznej ściany, jak mi świat cały przemienia
w karuzel rozśpiewany!
Drga we mnie każde ścięgno, życie gra w każdym nerwie, myśli radośnie się lęgną jak
małe robaczki w ścierwie,
jakaś mnie dławi pustota; w szczęścia drapieżnym uśmiechu wypruwam sobie z żywota,
och, bebech po bebechu,
ciągnę od samych cynader, w esy zaplatam rozliczne, cieszy mnie, że są nader gibkie
i elastyczne,
cieszy mnie ich nadobna powierzchnia, że taka lśniąca,
102 że każdy flak z osobna
odbija troszeczkę słońca, cieszy mnie wszystko na świecie, wszystko mi znów jest
prze- dziwne i znowum jest jak dziecię zdumione i naiwne,
i całej, calutkiej ziemi, próżen mąk, smutków i złości, ślę usty wzruszonemi modlitwę
wszechmiłości. . .
Pisane w r. 1915
103
Z mojego dzienniczka
JESTEM NIBY MACICA. . . Jestem niby macica ( Nie damska, lecz perłowa) : Przedziwna
tajemnica W skorupce mej się chowa;
Kiedy mnie coś skaleczy ( O, śliczna metaforo! ) , Naówczas  w samej rzeczy  Perełkę
lęgnę chorą. . .
Ach, niech się lęże cała Kolia dla mojej damy, Iżby pamiątkę miała, %7łe troszkę się
kochamy;
%7łeśmy się wraz zdybali Na tym padole smutku, Zanim ruszymy dalej Westchnąwszy po
cichutku. . .
Niech drobne słówka brzęczą, Snując półuśmiechami Niteczkę tę pajęczą Rzuconą między
nami. . .
19 VI 916
104 WSZYSTKO JEST GAUPIE. . .
Wszystko jest głupie, co rodzi się z myśli, A nie z kapryśnych słów zgodnego dzwięku;
Wszystko jest kłamstwem, czego nie nakryśli Pióro bezwolnie chwiejące się w ręku;
Wszystko jest nudą, co nie jest marzeniem, Za światem baśni naiwną tęsknotą  Wszystko
jest zgrzytem, co nie jest westchnieniem Z serca do serca wionącym pieszczotą. .
.
13 IX 916
105 NIKT MI PONOZ NIE ZAPRZECZY. .
Nikt mi ponoś nie zaprzeczy ( Chyba głowy bałamutne) , %7łe, psiakość, istnieją rzeczy
Przykro, rozpaczliwie smutne,
W których skupił się bezdenny Symbol całej nędzy świata: Gnany wichrem liść jesienny,
Genitalia jubilata, Ostatni kwadrans odczytu. . . Jeszcze kilka takich może Wyplwanych
przez Chaos bytu W oczywistym nie- humorze.
Oto rzeczy, których godło:
Lasciate ogni speranza ; Lub też, gwarą bardziej podłą, Z polska: a bodaj cię franca.
. .
Lecz głębiej smutne i więcej Niż wszystko inne, niestety, Jest w wierze swojej dziecięcej
Zranione serce poety. . .
18 XI 916
106 MAJOW, CICH NOC. . .
Majową, cichą nocą Po mieście błądzę sennym, Wśród drzew latarnie migocą W listeczków
drżeniu promiennym.
Błądzę, jak jaki Heine, Z duszą śmiertelnie chorą 
Die kleine, feine, die eine  
Ach, wszystko diabli biorą. . . Zpiewajcie, ptaszki mej duszy, Istnienia czarowną
głupiość; Może wasz świegot zgłuszy Myśli mych smutek i trupiość 
Zwińcie mi w kaprys zalotny, W leciuchne zakręćcie tryle Wiew życia bezpowrotny I
tęsknot próżnych tyle. . .
Znów w siebie tylko patrzę Oczyma zamglonemi, W mych rojeń śmisznym teatrze, Jedynym
dla mnie na ziemi;
W mar wiotkich błąkam się kole, Obok mnie gwar i zamęt, Za przyszłą, lepszą dolę
Krew płynie. . . i atrament. . .
Jakaś potężna harmonia Brzmi coraz to wyrazniej: To wielka RA- mol Symfonia, Symfonia
polskiej JAyNI. . .
Cichajcie, moje wy ptaszki, Stulcie gardziolka płoche: Nie czas na wasze igraszki,
Wstyd mi, wstyd za was trochę;
Dość już machania ogonkiem I móżdżku bezeceństwa; Czas by już zostać członkiem Jakiegoś
społeczeństwa; [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nadbugiem.xlx.pl
  • img
    \