[ Pobierz całość w formacie PDF ]
były poplamione na skutek złej techniki drukarskiej. Uważałem za swój obowiązek utrwalić i jeszcze bardziej
zaakcentować te plamy, pragnąc ukazać paranoicznie całą elektryczną tajemnicę liturgii tej sceny. Don Kichot
spotykał na zewnątrz paranoicznych olbrzymów, których nosił w sobie. W scenie z bukłakami wina Dali
52
dostrzegł chimeryczną krew bohatera oraz krzywą logarytmiczną tworzącą wypukłość czoła Minerwy. Co
więcej Don Kichot, będąc Hiszpanem i realistą, nie potrzebuje lampy Aladyna. Wystarczy, że ujmie w palce
żołądz, aby odrodził się Złoty Wiek.
Gdy tylko powróciłem do Nowego Jorku, moje buletystyczne doświadczenia stały się przedmiotem sporu
w środowisku producentów telewizyjnych. Jeśli zaś o mnie chodzi, bez ustanku spałem, aby sny ukazały mi
najbardziej precyzyjna metodę wystrzeliwania napełnionych atramentem kul, w celu osiągnięcia matematycznej
kompozycji śladów po wystrzałach. Wraz ze specjalistami od broni palnej w Nowojorskiej Akademii
Wojskowej każdego ranka budziłem się na dzwięk wystrzałów z arkebuza. Każda eksplozja zwiastowała
narodziny całkowicie gotowej litografii, którą pozostawało tylko podpisać, a którą wielbiciele wyrywali mi z
rąk za bajeczne sumy. Po raz kolejny zauważyłem, że wyprzedziłem ostatnie odkrycia naukowe, kiedy to trzy
miesiące po moim pierwszym wystrzale z arkebuza dowiedziałem się, że, podobnie jak ja, uczeni używają
strzelby oraz kuli, pragnąc zgłębić tajemnice stworzenia.
W maju tego roku ponownie zawitałem do Port Lligat. Joseph Foret czekał już tam na mnie z następnym
zapasem kamieni, którymi wypełniony był bagażnik jego samochodu. Kolejne wystrzały z arkebuza znów
zwiastowały narodziny Don Kichota. Przygnębiony, przeobrażał się w młodzieńca, którego niezmierzony
smutek był całkowicie usprawiedliwiony, zważywszy na jego zalaną krwią głowę. W świetle godnym samego
Vermeera, sączącym się przez hiszpańsko-mauretańskie witraże, pogrążony był w lekturze romansów
rycerskich. Za pomocą kuli silly past podobnej do tych, jakimi bawią się amerykańskie dzieci, tworzyłem
spirale, którymi spływał atrament litograficzny: była to anielska postać o złocistych włosach narodziny dnia.
Don Kichot, paranoiczny mikrokosmos, zlewał się z Drogą Mleczną, to znów oddzielał się od niej. Nie jest ona
niczym innym, jak drogą świętego Jakuba.
Zwięty Jakub czuwał nad moim dziełem. Objawił mi się 25 sierpnia, w dniu swego święta, kiedy to w
ramach kolejnych doświadczeń stworzyłem plamę, która zapisze się złotymi zgłoskami w historii dyscyplin
morfologicznych. Na wiek wieków uwieczniona wstała na jednym z kamieni, które z niezmiernym uporem
Joseph Foret żarliwie poświęcał błyskom mojej wyobrazni. Wziąłem pustą skorupę po ślimaku burgundzkim i
wypełniłem ją po brzegi atramentem litograficznym. Następnie włożyłem ją do lufy arkebuza i wycelowałem w
kamień znajdujący się w bezpośredniej bliskości. Gdy padł strzał, cały płyn dokładnie wypełniający spiralę
skorupy rozbryznął się tworząc plamę, która - w miarę jak ją wnikliwie studiowałem -wydawała mi się coraz
bardziej boska: przybierała ona jakby formę galaktyki przedślimakowej w decydującym stadium jej
powstawania. Dzień świętego Jakuba będzie więc dla historii dniem najbardziej przekonywającego zwycięstwa
Dalego nad antropomorfizmem.
Nazajutrz po owym błogosławionym dniu, na skutek gwałtownej burzy pojawiło się mnóstwo maleńkich
ropuszek, których nie omieszkałem zanurzyć w atramencie, by stały się charakterystycznym elementem
haftowanego stroju Don Kichota. Ropuchy te ucieleśniały wilgotność płazów, w przeciwieństwie do eksplozji
suszy na wyżynach kastylijskich, królujących w głowie bohatera. Chimera chimer. Nic już nie było chimerą.
Sanczo jawił się, niczym w myślach Cervantesa, jako nierealny i namacalny , natomiast Don Kichot dotykał
palcem smoków doktora Yunga.
Dziś, kiedy Joseph Foret położył mi na stole arcyunikatowy egzemplarz, mogę wznieść okrzyk: Brawo,
Dali! Zilustrowałeś Cervantesa. Każda z twoich plam kryje w sobie wiatraki olbrzyma. Twoje dzieło jest
bibliofilskim olbrzymem, będąc zarazem szczytowym osiągnięciem wszystkich najpłodniejszych sprzeczności
litograficznych...
1958
Wrzesień
Port Lligat, 1września
Niełatwo jest przyciągać uwagę ogółu przez dobre pół godziny. Mnie się to udawało przez dwadzieścia lat, i
to dzień w dzień. Miałem dewizę następującą: niech się mówi o Dalim, nawet jeśli mówi się o nim dobrze. Z
mojego to powodu przez dwadzieścia lat gazety publikowały wysyłane dalekopisem najbardziej zaskakujące
wiadomości naszych czasów:
PARY%7ł - Dali wygłasza odczyt na Sorbonie na temat Koronczarki Vermeera oraz Nosorożca. Przyjeżdża
białym rolls royce m, wypełnionym tysiącem białych kalafiorów.
RZYM - W iluminowanych pochodniami ogrodach księżnej Pallavicini Dali rodzi się na nowo, wyłaniając
się znienacka z sześciennego jaja, pokrytego magicznymi napisami Raimundusa Lullusa, i wygłasza płomienne
przemówienie po łacinie.
GERONA, HISZPANIA - W Kaplicy Matki Boskiej Anielskiej odbył się niedawno w kameralnym gronie
53
ślub kościelny Dalego i Gali. Dali oświadcza: jesteśmy teraz istotami archanielskimi!
WENECJA - Gala i Dali, przebrani za dziewięciometrowych gigantów, schodzą po stopniach pałacu
Beistegui i tańczą pośród oklaskującego ich tłumu na La Piazza.
PARY%7ł - W dzielnicy Montmartre, naprzeciwko Moulin de la Galette, Dali ilustruje Don Kichota, strzelając
z arkebuza do kamienia litograficznego. Oświadcza: wiatraki dają mąkę a ja zrobię teraz z maki wiatraki. I
napełniając dwa rogi nosorożca mąką oraz nawilżonym w atramencie litograficznym miękiszem chleba, ciska je
energicznie, realizując to, co przed chwilą powiedział.
MADRYT - Dali wygłasza przemówienie zachęcające Picassa do powrotu do Hiszpanii. Rozpoczyna je od
następujących słów: Picasso jest Hiszpanem ja także! Picasso jest geniuszem -ja także! Picasso jest
komunistą -ja już nie!
GLASGOW - Jednogłośną decyzją władz miejskich wstał niedawno zakupiony słynny obraz Dalego Chrystus
[ Pobierz całość w formacie PDF ]