[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chodziła powiedzieć mu dobranoc, najczęściej już tego nie słyszał lub tylko przez sen czuł jej
pocałunek na ustach i orientował się, że wychodzi na palcach, gasząc światło.
W tym stanie rzeczy nie widział nic nienormalnego. Wiedziała przecie doskonale, jak
wiele pracuje, i nie mogła mu robić żadnych zarzutów. Cały swój wolny czas jej poświęcał,
nie dzielił go z nikim innym, a że tego czasu było coraz mniej, to nie zależało przecież od
jego woli.
Dziś jednak po raz pierwszy wydało mu się, że w sposobie zachowania się Krystyny jest
jakby ton hamowanego wyrzutu. Najpierw zdziwiło go to, pózniej zirytowało, a pózniej na-
pełniło współczuciem. Rzeczywiście odjeżdżał na dwa prawie miesiące i zostawiał ją samą.
Wprawdzie prowadziła teraz samodzielnie Zakłady Przemysłowe Braci Dalcz i wiele miała z
tym roboty, jednakże należało wziąć pod uwagę, że jest kobietą i że jej ambicje nie tylko w
tym kierunku mogą znalezć zaspokojenie. Początkowo przyszło mu na myśl wciągnięcie jej
do własnej pracy, wydało mu się to wszakże czymś nieodpowiednim, niestosownym, może
nawet krzywdzącym. Zdziwiła go własna refleksja, lecz wytłumaczył się przed sobą krótkim:
tak będzie lepiej .
Tego wieczora miał jeszcze sporo roboty. Postanowił pomimo to spędzić czas z Krysią.
Nie czuł się winowajcą, lecz uważał, że musi jej, a poniekąd także i sobie, wynagrodzić dłu-
gie rozstanie.
Zaproponował pójście do kabaretu:
Tak dawno nigdzie nie byliśmy razem. Trochę się rozerwiesz.
Nie odmówiła stanowczo sam wspominałeś przy kolacji, że masz moc pracy.
105
Załatwię to pózniej powiedział bez przekonania.
Nie, Pawle, nie chcę w najmniejszym stopniu być ci zawadą. Przepraszam cię też za
moje impulsywne odezwanie się o twoim wyjezdzie. Gdybym zastanowiła się nad tym, na
pewno przyznałabym ci od razu słuszność.
Jesteś bardzo rozumna i bardzo dla mnie dobra przytulił ją.
Idz już do pracy odpowiedziała całując go w czoło kwadrans po dziesiątej.
Już tak pózno? zerwał się mam istotnie pilne rzeczy... Ale... W ciągu dwóch godzin
załatwię to. Przyjdz do mnie... musimy się pożegnać...
Zaśmiała się, jakby z przymusem:
O, nie. Musisz wypocząć, następną noc spędzisz w wagonie, a w wagonie zle sypiasz.
Zresztą wczoraj wróciłeś do domu po trzeciej, a wstałeś o siódmej. Trzeba się wyspać.
Przyjdz...
Nie, nie. Dobranoc.
Wycałował ją serdecznie i poszedł do siebie. Przebierając się w pidżamę i przygotowując
maszynę drukarską, rozmyślał przez pewien czas nad swoim stosunkiem do Krystyny, wkrót-
ce jednak pochłonęła go praca.
Było już po północy, gdy wykąpał się i położył do łóżka. Bardzo był zmęczony. Jeszcze
przez chwilę siłą inercji mózg roił się od myśli, lecz te zaczynały się gmatwać, jałowieć,
wiotczeć. Ogarniał go spokój, cisza, zapadał głęboko w sen.
Przed samym uśnięciem usłyszał lekki stuk klamki i ciche kroki na dywanie. Półprzytom-
nie zdawał sobie sprawę z tego, że to ona przyszła... Więc jednak przyszła... Kocha go bar-
dzo... jest tutaj, pochyla się nad nim... Trzeba otworzyć oczy, trzeba jej chociaż podziękować
za jej dobroć...
Powieki jednak były tak ciężkie, że wprost nie było sposobu dzwignąć tego ciężaru. Wcią-
gnął głębszy oddech i zasnął.
Nazajutrz obudzono go o świcie. W należącej do niego kopalni Nexos stała się wielka
katastrofa. Wskutek tektonicznego osunięcia się warstw węgla stu kilkudziesięciu robotników
zostało odciętych od świata. Ratunek jest mało prawdopodobny... co robić?
Wydał dyspozycje. Nie żałować pieniędzy, przedsięwziąć bodaj najkosztowniejsze próby
ratunku. Rodzinom wypłacić podwójne odszkodowanie... Czuł się tu bezsilny i to napełniało
go niezadowoleniem z samego siebie.
Nie mogło to wszakże wpłynąć na odłożenie podróży i przed samym odejściem pociągu
Paweł zjawił się na dworcu kolejowym wraz ze swoją podróżną ekipą, składającą się z dwóch
sekretarzy i stenotypistki. Czas bowiem spędzany w drodze nigdy nie oznaczał u niego odpo-
czynku. Przeciwnie. W oderwaniu się od bezpośredniego kontaktu z ludzmi cały szereg spraw
przedstawiał się przejrzyściej, wskutek czego myśl mogła pracować sprawniej i intensywniej.
Zjawiały się nowe kombinacje i rozwiązania.
Na każdej większej stacji jeden z sekretarzy wysyłał pliki depesz i listów, podczas gdy
drugi przygotowywał następne. Rzadko próżnowała maszyna stenotypistki. Na okręcie
wprawdzie nie pisało się listów, za to jednak radiodepesze wydłużały się bardzo, a poza tym
pisało się najróżnorodniejsze memoriały, instrukcje, statuty i sprawozdania. Należenie do
podróżnej ekipy Pawła Dalcza nie było przyjemnym odpoczynkiem.
Tym razem roboty było jeszcze więcej niż zazwyczaj. Organizował się właśnie Bank Po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]