[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ten facet to świr! Wchodzi tutaj, nawet nie wie, czego chce, a kiedy znaj-
duje to, na czym mu zależy, w Biblii strzelca , nie wie, ile sztuk jest w paczce,
ile kosztują, a jeśli opowiada, że chciałem obejrzeć jego pozwolenie, to pieprzy
głupoty, bo on nie miał żadnego pozwolenia i. . . gruby Johnny urwał. Jest
tutaj! To ten świr! Tutaj! Widzę cię, koleś! Widzę twoją twarz! Jak znów zoba-
czysz moją, będzie ci, kurwa, przykro! Gwarantuję ci to! Gwaran. . .
I nie masz portfela tego człowieka? zapytał O Mearah.
Wiecie, że nie mam jego portfela!
Masz coś przeciwko temu, że zajrzymy pod gablotę? odparował Dele-
van. %7łeby się upewnić?
Jezu Chryste na pieprzonym kucyku! Ta gablota jest ze szkła! Widzicie
w niej jakieś portfele?
Nie, nie w niej. . . raczej tutaj rzekł Delevan, przesuwając się w stronę
kasy. Mruczał jak kot. Zatrzymał się w miejscu, gdzie szkło gabloty wzmacniał
szeroki na prawie pół jarda pas chromowanej stali. Delevan obejrzał się na męż-
czyznę w granatowym garniturze, który skinął głową.
Chcę, żebyście natychmiast się stąd wynieśli, chłopcy powiedział Gruby
Johnny. Lekko pobladł. Jak wrócicie z nakazem, to co innego, ale teraz chcę,
żebyście wynieśli się w cholerę. To wciąż jest wolny kraj, do ku. . . Hej! Hej! Hej,
przestań!
O Mearah zaglądał pod ladę.
To nielegalne! zawył Gruby Johnny. To nielegalne, kurwa! Konsty-
tucja. . . mój pieprzony adwokat. . . wyjdz zza tej lady albo. . .
Ja tylko chciałem dokładniej obejrzeć sobie towar rzekł spokojnie
O Mearah bo szyba tej gabloty jest kurewsko brudna. Dlatego pochyliłem się
nad ladą. Prawda, Carl?
Szczera prawda, partnerze potwierdził poważnie Delevan.
I spójrz, co znalazłem.
Roland usłyszał cichy szczęk i nagle w ręku policjanta zobaczył bardzo duży
rewolwer.
Gruby Johnny, który w końcu uświadomił sobie, że jako jedyny z obecnych
w tym pomieszczeniu złoży zeznanie różniące się od bajeczki opowiedzianej
przez tego gliniarza, który znalazł jego magnum, zamilkł i sposępniał.
Mam pozwolenie mruknął po chwili. Na noszenie? zapytał Dele-
van.
Taak. . Na pewno?
274
Taak.
Ta broń jest zarejestrowana? zapytał O Mearah. Zarejestrowana,
prawda?
Noo. . . może zapomniałem. . .
A może jest trefna i o tym też zapomniałeś.
Pieprzcie się. Dzwonię po mojego adwokata.
Gruby Johnny chciał się odwrócić. Delevan złapał go za ramię.
Jeszcze jedno pytanie: czy masz pozwolenie na broń w sprężynowej kabu-
rze wycedził tym samym tonem, mrucząc jak kot. To interesujące pytanie,
gdyż, o ile mi wiadomo, miasto Nowy Jork nie wydaje takich zezwoleń.
Policjanci patrzyli na Johnny ego, a on przeszywał ich gniewnym spojrze-
niem. Nikt z nich nie zauważył, jak Roland odwrócił wywieszkę na drzwiach,
zmieniając OTWARTE na ZAMKNITE.
Może moglibyśmy rozwikłać ten problem, gdybyśmy znalezli portfel tego
dżentelmena powiedział O Mearah. Sam diabeł nie potrafiłby kłamać równie
przekonująco. Może po prostu go upuścił, wiesz.
Mówiłem wam! Nic nie wiem o portfelu tego faceta! On ma nie po kolei
w głowie!
Roland się nachylił.
Jest tam powiedział. Widzę go. Przydepnął portfel.
Skłamał, lecz Delevan, który wciąż trzymał Grubego Johnny ego za ramię,
pospiesznie odepchnął go i nie mógł stwierdzić, czy tak było, czy nie.
Teraz. Roland bezszelestnie ruszył w kierunku lady, gdy mężczyzni w mun-
durach nachylili się, by zajrzeć pod nią. Ponieważ stali ramię w ramię, ich głowy
znalazły się obok siebie. O Mearah wciąż trzymał w prawej ręce broń, którą zna-
lazł ukrytą przez sprzedawcę.
Niech to szlag, jest tam! powiedział podekscytowany Delevan. Widzę
go!
Roland zerknął na Grubego Johnny ego, upewniając się, czy nie próbuje cze-
goś zrobić. Sprzedawca jednak stał pod ścianą a właściwie napierał na nią
plecami, jakby chciał się w nią wcisnąć trzymając ręce opuszczone wzdłuż
boków i wybałuszając oczy ze zdziwienia. Wyglądał jak człowiek zastanawiający
się, dlaczego w jego horoskopie nie było ostrzeżenia przed dzisiejszym dniem.
Nie sprawi żadnych kłopotów.
Taak rzekł uradowany O Mearah. Obaj zaglądali pod ladę, oparłszy dło-
nie na kolanach. O Mearah zdjął lewą rękę z kolana i wyciągnął ją, żeby podnieść
portfel. Widzę go, to. . .
Roland zrobił ostatni krok w ich stronę. Chwycił jedną ręką prawy policzek
Delevana, a drugą lewy policzek O Mearaha i nagle dzień, który Gruby Johnny
uznał już za najgorszy z możliwych, zmienił się w jeszcze gorszy. Zwir w gra-
natowym garniturze szarpnął. Głowy gliniarzy zderzyły się z głuchym łoskotem,
275
jakby wpadły na siebie dwa owinięte filcem głazy.
Gliniarze osunęli się na podłogę. Mężczyzna noszący szkła w złotych opraw-
kach stał, celując w Grubego Johnny ego, z magnum. Lufa broni wydała się sprze-
dawcy dostatecznie duża, żeby pomieścić rakietę balistyczną.
Chyba nie będziemy sprawiać żadnych kłopotów, co? zapytał głuchym
głosem świr.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]