[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mimo to kilka łez wymknęło im się i spłynęło po tłustych policzkach.
Pani Grant smutno popatrzyła na rozczarowane buzie dzieci.
- Nie płaczcie, czuję się z tym jeszcze gorzej. Nie tylko my nie będziemy mieć świątecznego
indyka. Powinniśmy być wdzięczni, że w ogóle mamy co jeść. Nie chciałam sprawić wam
przykrości, ale nic na to nie poradzę.
- To nic, mamo - pocieszył ją Keith, puszczając drzwi od sieni, które przytrzymywał. Drzwi
otwarły się z łoskotem i do środka wturlał się Teddy, który szarpał za klamkę. - Wiemy, że
zrobiłaś, co w twojej mocy. To był ciężki rok. Ale poczekaj. Wkrótce dorosnę, a wtedy ty i
dzieciaki będziecie codziennie jeść indyka. No, jak tam, Teddy, pozbierałeś się już? Dosyć
tego chlipania!
l4-mrn-0
128
ZWITA Z ANI
- Jak będę dorosły - oznajmił Teddy z godnością - tylko spróbuj wyrzucić mnie do sieni.
Ciągle będę jadł indyka i nie dam ci ani kawałka.
- Nie ma sprawy, ty zachłanny smarkaczu. A teraz zbieraj się do szkoły i nie marudz.
Chodzcie wszyscy, dajmy mamie pracować.
Pani Grant wstała i znów zabrała się do naczyń, już z pogodniejszą twarzą.
- No cóż, nie możemy się poddawać; może w końcu coś się zmieni. Zrobię mój słynny
pudding z chleba, a wy możecie przygotować cukierki z melasy. Poproście małych
Smithsonów z naprzeciwka, żeby pomogli wam je zjeść. Ręczę, że oni nie płakaliby z
powodu indyka. Przypuszczam, że nawet nie znają jego smaku. Gdyby było mnie stać,
zaprosiłabym ich wszystkich na obiad. Kazanie pana Evansa z zeszłej niedzieli szalenie mnie
poruszyło. Powiedział, że zawsze powinniśmy się starać dzielić świąteczną radością z tymi
biedakami, którzy nawet nie wiedzą, co znaczy Boże Narodzenie. Nie mogę zrobić tyle, ile
bym chciała. Wszystko byłoby inaczej, gdyby żył wasz ojciec.
Hałaśliwa gromadka ucichła, jak zawsze gdy była mowa o ojcu. Zmarł on rok temu i od jego
śmierci rodzinie żyło się bardzo ciężko. Keith, wstydząc się swoich uczuć, zaczął gromić
innych.
- Mario Alicjo, pośpiesz się. A wy, nieznośne bli-
Zwiąteczna pomyłka
129
zniaki, marsz do szkoły. Jeśli się spóznicie, nauczyciel sprawi wam lanie.
- Nieprawda - powiedział nieustraszony Teddy. - Nigdy nas nie bije, nigdy. Czasami tylko
każe nam klęczeć w kącie - dodał, przypomniawszy sobie, ile razy cała szkoła miała okazję
podziwiać jego własne okrąglutkie nóżki.
- Ten człowiek - rzekła pani Grant mając na myśli nauczyciela - doprawdy gra mi na
nerwach. To najbardziej roztargniony mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziałam. Z
pewnością któregoś dnia przez przypadek wejdzie wprost do rzeki. Błąka się po ulicy
wpatrzony w przestrzeń i nie dostrzega nikogo ani nie słyszy, co się do niego mówi.
- Nie dalej jak wczoraj - przypomniał sobie Gor-don - wszedł do klasy z płachtą papieru,
którą znalazł przy wejściu, w jednej ręce, a z kapeluszem w drugiej, i wrzucił kapelusz do
paki na węgiel, a papier powiesił na gwozdziu. W ogóle się nie zorientował, póki Ned Slocum
nie zwrócił mu uwagi. Wciąż przytrafiają mu się takie historie.
Keith zebrał książki i poszedł odprowadzić rodzeństwo do szkoły. Pani Grant z ciężkim
sercem wróciła do swoich zajęć. Lecz znów nie było jej dane dokończyć zmywania.
- Coś podobnego - wykrzyknęła patrząc ze zdumieniem w okno - toć to nauczyciel nadchodzi
130
ZWITA Z ANI
przez podwórze! Czego może chcieć? O Boże, mam nadzieję, że Teddy znowu nie
narozrabiał.
Ostatnio nauczyciel pojawił się u pani Grant w pazdzierniku z powodu nieposłuszeństwa Ted-
dy'ego, który uparcie przynosił do szkoły świerszcze i puszczał je w zaprzęgu między
ławkami, jak tylko nauczyciel się odwrócił. %7ładne łagodniejsze kary nie pomagały, więc
nauczyciel postanowił porozmawiać z panią Grant - w rezultacie zachowanie Ted-dy'ego
niezwykle się poprawiło, przynajmniej jeśli chodzi o świerszcze.
Teraz jednak można się było spodziewać nowej psoty. Teddy już zbyt długo był nienaturalnie
grzeczny. Biedna pani Grant uważała to za ciszę przed burzą. Bardzo więc zaniepokojona
podeszła do drzwi, by przywitać młodego nauczyciela.
Był to szczupły, blady mężczyzna o chłopięcym wyglądzie i nieobecnym spojrzeniu dużych,
ciemnych oczu. Pani Grant ze zdziwieniem zauważyła, że niezależnie od pory roku nosił ten
sam biały słomkowy kapelusz. Patrzył na nią jak zwykle niewidzą-cymi oczami.
- Zupełnie jakby spoglądał przeze mnie gdzieś daleko - powiedziała pózniej pani Grant. -1
chyba tak było rzeczywiście. Stał na schodkach tuż przede mną, ale gdzie był w tym
momencie jego duch, tego ani ja, ani nikt nie jest w stanie stwierdzić.
Zwiąteczna pomyłka
131
- Dzień dobry - odezwał się z roztargnieniem.
- Po drodze do szkoły spotkałem pannę Millar i mam przekazać pani wiadomość. Panna
Millar zaprasza was wszystkich na jutrzejszą Wigilię.
- Na miłość boską! - wykrzyknęła pani Grant.
- Zupełnie nie pojmuję! - W duchu zaś pomyślała:
- Mam ochotę nim potrząsnąć, żeby się przekonać, czy jak idzie, to śpi.
- Panią i wszystkie dzieci - ciągnął nauczyciel sennie, jakby recytował wyuczoną lekcję. -
Prosiła mnie, żebym się upewnił, czy przyjdziecie. Czy mam jej powiedzieć, że tak?
- Och, tak, to znaczy, przypuszczam, nie, nie wiem
- niezdecydowanie odparła pani Grant. - Doprawdy nie spodziewałam się... Tak, może jej pan
powiedzieć, że przyjdziemy - zakończyła oschle.
- Dziękuję - powiedział nieobecny duchem nauczyciel, uprzejmie uchylając kapelusza i
spoglądając na wylot przez panią Grant gdzieś w nieznane. Po jego odejściu pani Grant
opadła na krzesło śmiejąc się histerycznie.
- Ciekawam, czy rzeczywiście Kornelia z nim rozmawiała. Przypuszczam, że tak, ale jestem
doprawdy szczerze zdziwiona.
Pani Grant i Kornelia Millar były kuzynkami, a niegdyś też najbliższymi przyjaciółkami, ale
minęło już wiele lat, odkąd wkradły się między nie zło-
132
ZWITA Z ANI
śliwę plotki, początkowo powodując na przyjazni tylko rysy, które jednak szybko zmieniły się
w przepaść pełną niechęci i chłodu. Dlatego zaproszenie tak zaskoczyło panią Grant.
Panna Kornelia, stara panna w sile wieku, posiadała znaczne konto w banku i ładny stary dom
na wzgórzu za wsią. Od lat wynajmowała pokój nauczycielom, troszcząc się o nich po
macierzyńsku; udzielała się w kościele, będąc podporą dla księży i ich rodzin.
- Jeśli Kornelia wreszcie postanowiła wyciągnąć rękę na zgodę, z radością ją uścisnę. Bóg
jeden wie, ile razy pierwsza chciałam się z nią pogodzić, ale nie sądziłam, że Kornelia też
tego pragnie. Obie jesteśmy dumne i nieustępliwe. To krew Turnerów, płynąca w naszych
żyłach. Wszyscy Tumerowie byli. tacy. Ale teraz mam zamiar zapomnieć o swojej dumie,
skoro Kornelia zapomniała o swojej.
Z tymi słowami pani Grant przypuściła ostatni atak na brudne naczynia. Wreszcie zaczęła się
uśmiechać.
Gdy dzieci wróciły do domu i posłyszały nowinę, Teddy stanął na głowie, by wyrazić swą
radość, blizniaki ucałowały się, zaś Maria Alicja i Gordon zaczęli tańczyć wokół kuchni.
Keith uważał się za zbyt dorosłego, by okazać radość z Wigilii, ale pracując pogwizdywał, a
Ted-
Zwiąteczna pomyłka
133
dy'ego, który nagle rozkrzyczał się wniebogłosy, tym razem nie wyrzucił do sieni, co się
nigdy przedtem nie zdarzało.
Wróciwszy wieczorem ze szkoły, młody nauczyciel poczuł wspaniałe zapachy wypełniające
żółty domek. Panna Kornelia osobiście piekła babeczki według słynnego rodzinnego
przepisu, zaś jej stara, zaufana służąca Hanna przecierała właśnie konfiturę żurawinową.
Przez otwarte drzwi spiżarni widać było ponętne wigilijne przysmaki.
- Czy poszedł pan i zaprosił Smithsonów na Wigilię, jak panu kazałam? - spytała niespokojnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]